31 marca 2022

1040. - "Wenus na wygnaniu"

 

Wenus na wygnaniu
Piotr Paluch

Wydanie: I
Premiera: 24 marca 2022 r.
Liczba stron: 456
Wymiary: 130 x 210 mm
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Wydawnictwo: Novae Res
Moja ocena: 3/6

„Unikanie bólu jest boleśniejsze, niż sam ból”

Podróż pociągiem wiąże się ze spotkaniem z różnymi ludźmi i w pewnym sensie razem z nimi dzielimy jakiś określony czas. Bywa, że nawiązujemy z kimś rozmowę, która sprawia, że podróż mija nam szybciej. Jedną z tego rodzaju konwersacji mamy możliwość obserwować, czytając książkę „Wenus na wygnaniu”.

Jo jest kobietą po przejściach, która próbuje na nowo spojrzeć na swoje życie. Od jakiegoś czasu ma poczucie życiowego marazmu. W ruszeniu z miejsca przeszkadzają jej ograniczenia spowodowane  trudnym dzieciństwem, skomplikowane relacje rodzinne, niezbyt dobrze układający się związek z mężem i  samotność. To wszystko nie daje jej powodów do radości, więc wciąż poszukuje swojej drogi. 


Pewnego dnia wsiada do pociągu, by dotrzeć na lotnisko, z którego zamierza lecieć do męża. Jednak nie jest pewna, czy naprawdę chce się z nim spotkać, gdyż jej małżeństwo od dawna przechodzi kryzys. Czuje się kobietą niedowartościowaną, gorszą od innych, niedocenianą. Jest przekonana, że jedyne, co można zrobić dla drugiego człowieka, to okazać mu odrobinę uwagi, troski i życzliwości, ale jej tego brakuje. 

W pociągu spotyka dawnego kolegę ze szkoły. I to jego narracja zaczyna tę książkę. Ta podróż okazała się dla niej nie tylko fizycznym przeżyciem, ale też eskapadą, dzięki której mogła zrozumieć siebie i swoje życie. Spotykany mężczyzna jest nieco znudzony długimi wywodami współpasażerki. Bardziej jest obserwatorem tego, w jaki sposób kobieta mówi, jak się zachowuje i w pewnym momencie staje się dla niego „głosem z ciemności wnętrza przedziału kolejowego”. Ona uważa, że jej życie jest puste, bez znaczenia i sensu, a on ją przekonuje, że powinna zmienić sposób postrzegania siebie. 


Gdy zdecydowałam się na przeczytanie tego tytułu, miałam nadzieję, że poznam jakąś wzruszającą i emocjonalną historię o charakterze obyczajowym z domieszką opowieści o miłości. Jednak w rzeczywistości ma ona wymiar bardziej filozoficzno-refleksyjny, i z tego względu wymaga powolnego śledzenia poszczególnych zdań i akapitów. Jest to dosyć trudne z kilku względów. 

Początek jest  trochę zawiły, niezbyt klarowny, gdyż autor stosuje drobiazgowe opisy tego, co się dzieje, ale też ze względu na dosyć dużą objętość powieści i małą czcionkę, która dla  osób ze słabym wzrokiem może stanowić mieć problem z czytaniem.  Druga kwestia, to tekst, który ma niewiele dialogów, gdyż w przeważającej części są to długie wypowiedzi Jo, która próbuje zdefiniować siebie, analizuje swoje różne przeżycia, emocje, wątpliwości, spostrzeżenia z kilku stron, odnosząc się do wielu życiowych zagadnień. Dosyć szczegółowo podchodzi do każdej kwestii, poddając je rozważaniu, analizie i przemyśleniom, z których wyciąga określone wnioski prowadzące do odnalezienia swojego prawdziwej natury i sensu w tym, co dane jej było przeżyć. Odnosi się do tego, co działo się w jej dzieciństwie, w latach dorastania, relacji z dorosłymi, z rodzicami, zwłaszcza z ojcem. Analizuje swój związek z mężem, a we wszystkim dużą rolę odgrywał tajemniczy pan Id. Przy jego pomocy odkrywa na nowo znaczenie miłości, dorosłości, relacji międzyludzkich, cierpienia, bólu, ale też dobra i śmierci. Cel tej podróży nie jest tu istotny, gdyż najważniejsza jest podróż w głąb siebie.



O autorze niewiele wiadomo. Nie znalazłam o nim żadnej wzmianki ani wcześniejszych dzieł, więc wnioskuję, że książka „Wenus na wygnaniu” jest jego debiutem. Ma on skłonności analizowania naszej rzeczywistości, społecznych schematów myślowych i ludzkiej egzystencji. Jego książka jest pełna zagadnień, które Piotr Paluch poddaje naszemu spojrzeniu i wyciąganiu własnych wniosków. Jest to, zatem powieść dla tych czytelników, którzy szukają w książkach nie tylko jakieś konkretnej historii, lecz lubią zagłębiać się w ludzki umysł, poszukując odpowiedzi na pytania dotyczące sensu naszego życia.

Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu


 



1039. - "Tylko jeden dzień"


"Tylko jeden dzień"
Karolina Kaszub

Wydanie: I
Premiera: 16 marca 2022r.
Liczba stron: 400
Wymiary: 140x205 mm
Okładka: miękka
Wydawnictwo: Spisek Pisarzy
Moja ocena: 6/6


„Życie nie ma żadnego sensu. 
A przynajmniej dopóki mu go nie nadasz.”

W dzisiejszym świecie jesteśmy tak bardzo przywiązani do technologii, że trudno sobie wyobrazić funkcjonowanie bez Internetu, komórki czy mediów społecznościowych. Podobnie dzieje się u bohaterki książki „Tylko jeden dzień”, która w pogoni za sukcesem, zatraciła siebie.


Klara ma 30 lat i jest pracoholiczką, ale tego sobie nie uświadamia. Od dziesięciu lat prowadzi ze swoim byłym mężem firmę „Clever Soft S.A.”, odnosząc sukcesy i utrzymując swoja wysoką pozycję jako lidera branży. Do tej pory wszystko płynie bez większych trudności, z którymi Klara zawsze sobie radzi na swój własny sposób. Jednak od jakiegoś czasu dostrzega, że coś niedobrego dzieje się w firmie. Zaczynają z niej odchodzić kontrahenci, spadają jej akcje, pojawiają się problemy kadrowe, a do tego pewnego dnia Klara spostrzega, że z firmowego konta ubyło półtora miliona złotych i to na materiały biurowe. Gdy zaczyna obawiać się o stan finansowy firmy, pojawia się Diego Podolski, ekscentryczny, owiany tajemniczością, biznesmen, który poza intratną umową, ma dla nie nietypowy warunek, od którego uzależnia podpisanie kontraktu.


Książka „Tylko jeden dzień” jest debiutem pani Karoliny Kaszub, ale w ogóle tego nie odczuwałam w trakcie czytania. To, co mnie trochę na początku irytowało, to zbyt dużo pojawiało się zwrotów typowych dla branży finansowej i szczegółowe opisy czynności, niemal krok po kroku. Dalej jednak było już dużo lepiej i bez problemu wniknęłam w fabułę, która całkowicie pochłonęła mnie tak, że zatrzymałam się dopiero na końcu powieści. Stało się tak dlatego, gdyż autorka porusza zagadnienia związane z rozwojem duchowym , który często jest źle rozumiany przez ludzi podchodzących do tego z takim sceptycyzmem, jak Klara. Jej postawa i opór wobec zmian, oraz ignorancja i podejście do osób żyjących na innych zasadach niż ona, mnie denerwowała. Klara nie próbuje nawet zrozumieć sensu tego, czego doświadcza w wiosce. Ciągle prycha, przewraca oczami, uśmiecha się drwiąco lub pobłażliwie, dając odczuć swoją ignorancję. Jej postawa jest odzwierciedleniem tej części społeczeństwa, która postrzega rozwój duchowy, jako odrealnione mrzonki o lepszym życiu. Wszelkie praktyki, typu medytacje, mindfulness czy joga uważają za zupełnie zbędne do dobrego samopoczucia. Poza tym Klara jest kobietą, która wciąż myśli tylko o sobie, w głowie ma jedynie plany podnoszące zyski w swojej firmie, dla której jest gotowa poświęcić wszystko, nawet siebie.


Nie wierzy w miłość, nie pragnie stałych związków, a seks traktuje, jako drogę do osiągnięcia sukcesu, rozwiązania problemów czy po prostu rozładowania napięcia emocjonalnego i miłe spędzenie wolnego czasu, którego zresztą nie ma zbyt wiele. Wkrótce przekonuje się, że życie zawsze wystawia swój rachunek i pokazuje, ze prędzej czy później wszystko do nas wraca, co wysłaliśmy, a wszelkie decyzje niosą ze sobą odpowiednie konsekwencje. Przekonana o swojej niezachwianej pozycji liderki nie dostrzega fałszu i zagrożenia czającego się tuż za plecami. W zamian za podpisanie korzystnej umowy nie raz już poszła do łóżka z klientem i teraz także godzi się na warunki Diego, by w efekcie uratować swoją firmę. Tym razem jednak do głosu zaczyna dochodzić uczucie, które do tej pory ignorowała i podchodziła do niego sceptycznie, ale nawet na tym polu odzywa się niej żyłka zdobywcy. Za punkt honoru stawia sobie tylko i wyłącznie wygraną, gdyż do tej pory Klara zawsze otrzymywała to, co chciała. Ta wersja bohaterki, która od początku pokazuje swoje chłodne, wyrafinowane oblicze, nie wzbudziła mojej aprobaty. Drażniły mnie jej opór wobec zmian i reakcje na tematy poruszane w czasie pobytu w leśnej wiosce. Jej sposób myślenia, motywacje działania podejście do życia, do innych ludzi i do siebie obserwujemy w narracji trzecioosobowej, ale z perspektywy Klary.

„sceptyczna mina, ciche prychnięcia i kpiący uśmiech wyrażają więcej, niż tysiąc słów”

Natomiast od razu polubiłam Diego Podolskiego, który od pierwszego pojawienia się w powieści wykazuje postawę zupełnie odwrotną do Klary. Świetnie zawsze potrafi wypunktować jej zachowanie, reakcje, cechy charakteru i błędy, które ona popełnia. Jednocześnie nie zmusza jej do zmiany wbrew sobie, lecz jedynie pragnie, by zrozumiała, że jej sposób bycia prowadzi w ślepą uliczkę. Próbuje jej pokazać inny świat, możliwości i nauczyć czerpania radości z życia. Ma w sobie naturalny spokój, empatię, urok osobisty i wewnętrzną mądrość, której brakuje głównej bohaterce. Podobało mi się w nim, że zawsze potrafi znaleźć sposób, by pokazać dyletantce, że świat nie kręci się wokół niej, a poza pracą istnieją też inne aspekty życia.


Fabuła książki "Tylko jeden dzień" krąży głownie wokół dwóch kwestii. Pierwsza z nich związana jest z pracoholizmem i pracą w korporacjach, natomiast druga zwraca uwagę na odnalezienie w życiu swoich prawdziwych pragnień, marzeń i zrozumieniu, co jest dla nas ważne i gdzie w tym wszystkim jest miejsce dla naszego Ja. Klara otoczona jest wieloma współpracownikami, wśród których jest jej były mąż, których uważa za oddanych sobie ludzi, ale gdy znajduje się w kłopotach, nagle okazuje się, że nie ma komu wypłakać się w przysłowiowy „rękaw”. Pomoc otrzymuje z najmniej spodziewanej strony, przekonując się o wartości człowieka poprzez jego czyny.

Pani Karolina Kaszub napisała książkę o zabarwieniu duchowym, zestawiając ten aspekt z realizmem życia. Wraz z przedstawioną historią skłania do refleksji nad tym, czym jest szczęście, co daje nam radość i czego tak naprawdę pragniemy, by poczuć się spełnionym i zadowolonym z życia. Strona materialna jest niewątpliwie ważna, ale poświęcanie temu większości swego czasu prowadzi donikąd. W swoim końcowym słowie pisarka zdradziła, że jest to powieść bazująca na jej własnych doświadczeniach i poszukiwaniach. Pokazuje tym samym, że bez względu na to, co robimy ważne jest, by zawsze we wszystkim znaleźć równowagę i odpowiednie proporcje. Nie musimy się zmieniać dla jakichkolwiek zasad, jeżeli nam one nie pasują, ale zawsze powinniśmy pozostać sobą.

źr. zdjęcia:
lubimyczytac.pl

Karolina Kaszub to zapalona czytelniczka podnoszących na duchu powieści przyprószonych dawką zdrowego rozsądku, niespełniona dziennikarko-blogerka, aktualnie poszukująca przygód we wrocławskich korporacjach. Historie z szuflady publikuje na wattpadzie, a po godzinach pokazuje pisarski żywot od kuchni na TikToku i Instagramie — wszędzie posługuje się nickiem @karolinakaszub.

Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl






30 marca 2022

1038. - "Kobieta z lawiny"



Kobieta z lawiny
Enrico Camanni

Wydanie: I
Premiera 26 stycznia 2022 r.
Premiera włoska: 5 maja 2020 r.
Liczba stron: 304
Format 135 x 205 mm
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Tytuł oryginału: Una coperta di neve
Tłumaczenie: Tomasz Kwiecień
Moja ocena: 5/6

„Kryształy śniegu rodzą się, zmieniają i umierają, niczym żywe istoty, a górskie zbocza snują swoje opowieści.”
Gdy za oknem spadają płatki śniegu, wydają się lekkie, niczym puch. Lecz gdy spadną na ziemię tworząc białą, zimną kołdrę, wówczas mogą się stać niebezpieczną okrywą, zwłaszcza w górach. Lawiny są właśnie taką zabójczą kołdrą, dlatego przerażają swoją potęgą i nieprzewidywalnością. Niestety, często bywa tak, że gdy zgarnie ona ze sobą człowieka, wówczas jego szansa na przeżycie jest niewielka. Góry są piękne, ale trzeba mieć do nich respekt, o czym przekonujemy się czytając książkę "Kobieta z lawiny".


W masywie Mont Blanc schodzi lawina. Ratownicy, pod kierownictwem doświadczonego alpinisty, Nanniego Settembriniego, ruszają na akcję. Udaje im się uratować kobietę, która jest przewiązana długą liną asekuracyjną, której zakończenie pozostaje luźne.  Lina nie jest uszkodzona, przetarta ani przecięta, a nawet wygląda na zupełnie nową, gdyż widnieje na niej etykieta. Dziwne jest dla doświadczonych ratowników to, że kobieta ruszyła w tak niebezpieczną wyprawę sama. Po co w takim razie miała ze sobą linę? Rozwikłanie tej zagadki okazuje się być trudnym zadaniem, gdyż kobieta nie pamięta, co się wydarzyło, a nawet nie jest w stanie powiedzieć, kim jest i jak znalazła się w tym regionie. Nanni postanawia wszcząć własne śledztwo. Pomaga mu w tym pani psycholog, Martina, która spędza urlop ze swoim partnerem.


„Kobieta z lawiny” to opowieść o ludziach gór, którzy niosą pomoc turystom i pasjonatom wspinaczek, gdy znajdą się w takiej potrzebie. Pokazuje, że góry mają w sobie majestatyczne piękno, ale też wymagają szacunku i rozsądku. To hołd złożony ratownikom górskim, ale też psim pomocnikom, dzięki którym można zasypanych szybciej zlokalizować.

Czytając książkę napisaną przez czynnego alpinistę, wyczuwa się pasję i znajomość zagadnienia. W swoim posłowiu podkreślił, że zawsze podchodził sceptycznie do stworzonych na potrzeby filmu czy powieści sensacyjnych scen, gdzie w górskich plenerach rozgrywają się różne, mrożące krew w żyłach morderstwa, czy bójki na skalnych ścianach. Zawsze uważał, że tego rodzaju epizody nie mają nic wspólnego z rzeczywistością górską, gdyż „żaden alpinista nie jest tak tępy, żeby zabić swojego partnera wspinaczkowego na ścianie.” Góry to obszar, w których niczego nie da się przyspieszyć i jak mówi autor, że nawet ci, którzy biegną, w górach zwalniają, gdyż  wymagają one pokory. Chciał przede wszystkim opowiedzieć historię o górach, takie jakie zna i kocha oraz o ludziach, których można tam spotkać. Pisząc zatem swoją powieść, starał się oddać ich charakter tworząc fabułę realistycznie, bez upiększania i nadmiernego koloryzowania.

Stworzył obraz pracy ratowników górskich, ale też pokazał plusy i minusy pasji związanej z alpinizmem. Przede wszystkim poznajemy kilku wspaniałych ludzi, którzy są gotowi, by pomóc. Główną postacią jest Nanni Settembrini, ale jest to powieść z kilkoma bohaterami, którzy pokazani są jako zwyczajni ludzie mający swoje własne problemy, słabostki, pasje, ale zawsze są gotowi do poświęceń, jeżeli chodzi o ludzkie życie.


Kolejną kwestią jest bezpieczeństwo w górach i zachowania turystów, którzy często wpadają w kłopoty poprzez swoją lekkomyślność i brawurę. Jednocześnie pojawia się refleksja nad życiem, jego kruchością, nieprzewidywalnością i wartością. Tego typu przemyślenia dotykają Nanniego, który służy w ratownictwie od ponad 30 lat i czuje się wypalony zawodowo. Zastanawia się nad tym, co ma za sobą, robi bilans tego, czego doświadczył, zarówno zawodowo, jak i prywatnie, dlatego z tego względu jest to też lektura z lekkim zabarwieniem filozoficzno-psychologicznym. Jego przemyślenia i epizody z przeszłości, ale też z chwili obecnej przeplatają się z wątkiem kobiety znalezionej pod śniegiem i związaną z nią zagadką.

To także opowieść o tym, co się dzieje, gdy "przeszłość ginie bezpowrotnie pod śniegiem." W tym przypadku mamy też możliwość wniknięcia w umysł osoby uratowanej spod kleszczy lawiny, z zanikiem pamięci i możemy poczuć jej wewnętrzną rozterkę, obawy, niepewność oraz odkrywanie siebie na nowo. Pokazuje, jak ważne jest świadomość tego, kim jesteśmy. Nasze życie bowiem składa się z ogromnej ilości obrazków w postaci wspomnień i tego, co dane nam było przeżyć. Tracąc pamięć, tracimy nie tylko nasze życie, ale przede wszystkim siebie.

źr. zdjęcia:
www.enricocamanni.it

Enrico Camanni urodził się w 1957 roku w Turynie. W życiu łączy pasję do gór z pisarstwem. Jest autorem kilkudziesięciu publikacji, a zawodowo zajmuje się dziennikarstwem wysokogórskim. Poza tym nadal jest czynnym alpinistą, który w Alpach wytyczył kilka nowych tras. Był też instruktorem we włoskich szkołach alpinizmu.


Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu:





29 marca 2022

1037. - „Wyszedł z domu i nie wrócił”


Wyszedł z domu i nie wrócił
Podwójny nieboszczyk? Czemu nie?
Iwona Mejza

Wydanie: II
Data premiery: 23 lutego 2022 r.
Liczba stron: 240
Okładka: miękka
Wymiary: 135 x 210 mm
Wydawnictwo: Oficynka
Moja ocena: 5/6

„Życie bywa brutalne”

Można nie raz usłyszeć, że od nadmiaru głowa nie boli, ale gorzej, gdy pojawia się nadmiar nieboszczyków, tak jak zdarzyło się to w książce "Wyszedł z domu i nie wrócił".

Na Komendzie Powiatowej Policji w Oświęcimiu niewiele się działo, poza drobnymi sprawami typu jakiejś bójki, rozróby czy drobnej kradzieży, więc na posterunku dni policjantom biegły raczej spokojnie. Takiej sprawy, jaka przypadła im w udziale tego lata, nie było. Codzienna rutyna została zakłócona, gdy gruchnęła wieść, że na cmentarzu parafialnym w jednym z grobowców znaleziono dodatkowego nieboszczyka, którego tam nie powinno być,


Autorka pochodzi z Oświęcimia i tam umieściła główne miejsce akcji, która związana jest z cmentarzem istniejącym w rzeczywistości, jak i z komisariatem. Autentyczne są też miejsca, obiekty zabytkowe, ulice, sklepy i kawiarnie. Jednak zaznacza w końcowym słowie, że „Wyobraźni i dociekliwości Czytelnika pozostawiam odgadnięcie, co zdarzyło się naprawdę, a co mogło się zdarzyć. Z pewnością wytworem jej wyobraźni jest opowiedziana historia, występujące w niej postacie wraz z policjantami: komisarzem Sławomirem Ożegalskim, aspirantem Zygmuntem Maciejakiem, młodszym aspirantem Jerzym Rokickim i posterunkowym Krzysztofem Buciek, którzy mają swoje zwyczaje, zalety i wady, więc są po prostu zwykłymi ludźmi, którzy wiodą w miarę spokojne życie.


Warto zaznaczyć, że powieść doczekała się wznowienia. Jej pierwsze wydanie miało miejsce w 2013 roku i teraz możemy ponownie poznać tę historię w nowej oprawie, którą uważam za bardziej atrakcyjną, niż jej poprzedniczkę. Żywe kolory wskazują na lekką opowieść, mimo że zaliczona została do kryminałów. Swoją formą i stylem pisania przypomina bardziej komedię, gdyż nie ma tu brutalnych scen, czy opisów samej zbrodni. Jest za to duża porcja epizodów, które można zaliczyć do obyczajowych obok tych, które dotyczą śledztwa w sprawie podwójnego nieboszczyka.

Powieść napisana przez panią Iwonę Mejzę ma szczególny urok przywołujący styl dawnych kryminałów w stylu chociażby Joanny Chmielewskiej. Fabuła nie posiada wprawdzie podziału na rozdziały, a jedynie odstępy między poszczególnymi epizodami zaznaczone graficznym elementem w postaci pęku kluczy.


„Wyszedł z domu i nie wrócił” nie jest typowym kryminałem, w którym podążamy za śledczymi lub przestępcą cały czas. Ten wątek został wkomponowany w motyw o charakterze obyczajowym, w którym poznajemy szeroką galerię postaci, ich niektóre zdarzenia z przeszłości, upodobania, zmartwienia i pasje. Jej poszczególne elementy prowadzone są w lekkim, swobodnym stylu podszytym delikatnym humorem. Autorka trzyma w niepewności do samego końca, dokładając wciąż nowe tropy i fakty sprzed 20 lat, dając pole do wysnuwania własnych wniosków. Tym samym dostarcza nam wiele wydarzeń, ubarwiając swoją opowieść galerią charakterystycznych postaci, zabawnymi dialogami i scenkami rodzajowymi, ale też kawałkiem historii związanej z zakątkami Oświęcimia. Przy okazji zmieniła nieco jego wizerunek, który najczęściej kojarzy się z obozem koncentracyjnym. Tymczasem autorka pokazała nieco inny wizerunek swego miasta, w którym toczy się zwyczajne życie, ale czasami może wydarzyć się coś spektakularnego, co wprowadzi nieco dynamiki w zwyczajne życie mieszkańców.

źr. zdjęcia: Facebook,
profil autorki
Iwona Mejza to autorka komedii kryminalnych takich jak "Wszystkie grzechy nieboszczyka" oraz "Przepis na zbrodnię", współautorka powieści "Oświęcim Praga" i antologii "Kryminalna 13". Współtwórczyni projektów propagujących historię rodzinnego miasta. Autorka scenariusza literackiej gry miejskiej "Kryminalne zagadki Oświęcimia – Tajemnica Hotelu Herz". Z przekonania optymistka, dla której szklanka jest zawsze do połowy pełna, z zamiłowania ogrodniczka, przesadzi, dosadzi, przekopie. Uważa, że praca w ogrodzie sprzyja obmyślaniu fabuł kolejnych powieści. Prowadzi blog: www.inkella.blogspot.com

Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu:



28 marca 2022

Po supełku do kłębka - patronat


Pod patronatem Oazy Recenzji
w wydawnictwie Psychoskok

ukaże się 20 kwietnia książka

"Po supełku do kłębka", 
której autorką jest Micia Mieszkowski


Wraz z autorką przenosimy się z Warszawy do Nowego Jorku i przeżywamy opowieści o jej zaburzonym dzieciństwie z ojczymem psychopatą, gwałcie i psychicznej śmierci autorki.

Odważna opowieść autorki o traumatycznych epizodach z jej życia skierowana głownie do kobiet po przejściach. Przysłowiowy kłębek i supełki to droga do siebie przez nieprzepracowane i nie rozwiązane osobiste dramaty.
Na co się godzisz? Na jakie życie sobie pozwolisz? Na co godziłaś się do tej pory?
W zgodzie na siebie odchodzimy od korzystania z niezdrowych nawyków, i niektórych z mechanizmów obronnych. Wydostajemy się z pewnych przekonań i przestawiamy myślenie z winy na zrozumienie.

Jeśli szukasz bezpiecznego miejsca w sobie po traumie i życiowy horror nie jest ci obcy to pozwól sobie rozgościć się tu z kubkiem cieplej herbaty. Autorka uczciwie przyznaje się do tego co dzieje się z ciałem po traumach i ubiera swoje cierpienie jak i ciekawość siebie w rożne metafory. Nie ulęgając swoim diagnozom (Borderline, Chad i PTSD) ruszyła do przodu z planem życia ale już z miłości do siebie.

Nicki Micia Mieszkowski uczciwie przyznaje się do tego co dzieje się z ciałem po traumach i ubiera swoje cierpienie jak i ciekawość siebie w rożne metafory.

Podobno siła jest w nas gdzieś głęboko zasadzona jak drzewo. Gdy ją dostrzegamy, to zaczynamy ją podlewać, a z niej wyrastają gałęzie sięgające różnych stron świata. Czasami siła jest zbyt głęboko zakopana, by ją dostrzec i usłyszeć. Poznałam siebie najbardziej wtedy gdy cierpiałam.

CO TO ZA KŁĘBEK?

Pewnego dnia kupiłam włóczkę, by wytłumaczyć ideę rozwijania myśli i pokazać ją na sesji, którą prowadziłam. Tak jak włóczka, gdy się rozwija, tworzy supły, tak samo i my, kiedy podróżujemy do wewnątrz siebie, napotykamy małe lub duże supełkowe przeszkody zwane myślami i przekonaniami. W tej metodzie chodzi o to, że rozwijając siebie, zmieniamy się, a nie znikamy. Bardzo często powstaje obawa, że kiedy zaczniemy zmieniać coś w sobie, to zniknie wszystko to, co znaliśmy do tej pory, a my przestaniemy istnieć.

Stworzyłam to miejsce szczególnie dla tych kobiet, które chcą uwierzyć w swoje istnienie po traumie i tych, które mają dosyć chowania się pod ciemny płaszcz, by uniknąć życia. Proszę nie traktować tego miejsca jako terapii, ponieważ ta książka nie zastąpi ci jej. Ufam, że jesteś już w trakcie zmian i jesteś gotowa otworzyć się na różne przemyślenia i emocje. Najważniejsze, byś mogła cieszyć się sobą gdziekolwiek będziesz. Życzę ci, by udało ci się otworzyć okno na swój wewnętrzny świat i oddychać głęboko.

Książka w ofercie przedsprzedaży  na tylkorelaks.pl



Zobacz film promocyjny



27 marca 2022

1036. - "Śmierć tłumacza"


Śmierć tłumacza
Paweł Pollak

Wydanie: I
Data premiery: 14 lutego 2022 r.
Liczba stron: 325
Wymiary: 135 x 210 mm
Okładka: miękka
Wydawnictwo: Oficynka
Moja ocena 4/6

„Jak człowiek wikła się w coś nielegalnego, to lepiej się zabezpieczyć”.

„Śmierć tłumacza” ukazała się najpierw, jako 24-odcinkowy audiobook jako tzw. Kalendarz adwentowy 2021. Jej fabuła została osnuta wokół autentycznej powieści Stiega Larssona, szwedzkiego pisarza, który zmarł w 2004 roku i jego bestsellerowej serii kryminalnej pt. "Millennium”, która ukazała się już po jego śmierci i została dokończona przez pisarza, Davida Lagercrantza, zgodnie z życzeniem spadkobierców.

Wykorzystując ten fakt, że pan Paweł Pollak jest tłumaczem literatury szwedzkiej, osadził on swoją powieść w środowisku, które doskonale zna wprowadzając prawdziwe elementy do fikcyjnej fabuły. Ciekawostką jest to, że jego nazwisko także pojawia się w kilku aspektach, ale głównie w rozmowach, w których przedstawia siebie w niezbyt korzystnym świetle. 


Zenon Naczyński jest tłumaczem przysięgłym, który zajmuje się przekładaniem literatury szwedzkiej na język polski. Kilka lat wcześniej, na swoje czterdzieste urodziny otrzymał od żony pierwszy tom serii „Millenium” w oryginale, pt. "Män som hatar kvinnor” (2005) czyli „Mężczyźni, którzy nie lubią kobiet”, który był debiutem Stiega Larssona. Dowiedział się też, że pisarz zmarł w wieku 50 lat i pozostawił po sobie niedokończoną serie, a książka, którą właśnie przeczytał stanowi początek trylogii.

 I tu pojawia się pomysł na przetłumaczenie tego dzieła na język polski. Problem jednak istnieje w tym, że Naczyński nie jest dobrym tłumaczem, a mimo to cieszy się uznaniem wydawców, opływa w dostatek i wiedzie mu się bardzo dobrze. Inaczej wygląda życie jego kolegi po fachu, Witolda Stypuły, który pomimo wrodzonego talentu w kwestii tłumaczeń literatury, nie może przebić się na rynku wydawniczym i zaistnieć na okładce książki. Przyjmuje, więc w pewnym momencie propozycję Naczyńskiego, dzięki której może poprawić swoją materialną sytuację. Przy dwóch pierwszych tomach „Millenium” współpraca obu tłumaczy nie wzbudzała większych problemów i wszystko szło po myśli Naczyńskiego. Jednak przy trzecim tomie Stypuła zapragnął także zobaczyć swoje nazwisko na pierwszej stronie powieści…


W rzeczywistości przekład każdego z tomu trylogii „Millenium” został wykonany przez trzy różne panie tłumaczki. Natomiast w książce „Śmierć tłumacza” na okładce książki szwedzkiego pisarza widnieje nazwisko Zenona Naczyńskiego, z którego on jest bardzo dumny. Właśnie trwają prace nad przekładem trzeciego tomu, gdy zaczynają się problemy i rusza maszyna kryminalna. Tym samym wkraczamy w świat tłumaczy, poznajemy ich styl pracy, branżowe zwroty, procedury, co uświadamia nam, jak dużo trzeba działań, by ostatecznie ukazała się książka zagranicznego autora na naszym polskim rynku. Pan Paweł Pollak wplótł w to wszystko intrygę kryminalną, która została oparta na klasycznej formie śledzenia działań przestępcy i toku myślenia policjanta, próbującego rozwikłać zagadkę śmierci jednego z tłumaczy literatury szwedzkiej.

Czytając miałam wciąż przed oczami wyobraźni porucznika Columbo, gdyż autor stworzył bohatera swego kryminału na bazie swojej fascynacji tą filmową postacią. Nawet nazwisko: Kolonko, brzmi bardzo podobnie do pierwowzoru, a do tego jest on idealną kopią amerykańskiego policjanta z Los Angeles. Porucznik Kolonko także nosi zniszczony prochowiec, jeździ starym gratem, wciąż mówi o żonie, której nikt nie widział oraz pali, ale nie cygaro, lecz elektronicznego papierosa, ale nie zna się na nowoczesnej technologii.  Do tego sprawia wrażenie roztargnionego, ale to tylko pozory, tak naprawdę ma intuicję, umiejętność dedukcji, łączenia drobiazgowych śladów w całość, Jest też dobrym obserwatorem, spostrzegawczym i inteligentnym, dzięki czemu zawsze rozwiązuje powierzone mu sprawy.



„porządek tego świata zostałby zachwiany, 
gdyby mordercy nie trafiali do więzienia”

„Śmierć tłumacza” to kryminał, w którym nie ma zbyt dużo niejasnych sytuacji, gdyż znamy działania zarówno mordercy, jak i ekipy śledczej. Śledzimy kilka oddzielnych wątków, obserwując tok rozumowania policjanta, łączenie zebranych śladów, podążanie za śladami pozostawionymi przez zabójcę, a jednocześnie znamy jego kolejne kroki mające na celu pokrzyżowanie tropów i zafałszowanie jego działań, by uniknąć aresztowania i spędzenie w więzieniu resztę swego życia. Z tego względu nie ma w tej powieści zaskakujących, nagłych zwrotów akcji, gdyż bez problemu można domyśleć się, co za chwilę nastąpi. Jest to zatem kryminał dla miłośników tego gatunku w klasycznej formie, w której jesteśmy bardziej obserwatorami tego, co dzieje się na kartach książki, niż uczestnikami śledztwa. Autor pokazuje w nim, że są ludzie, którzy dla kariery, uznania czy pieniędzy są w stanie posunąć się do drastycznych rozwiązań, nawet do morderstwa.

źr. zdjęcia: nakanapie.pl
Paweł Pollak to skandynawista, tłumacz literatury szwedzkiej, autor m.in. książki "Niepełni" i "Kanalii". Przekładał m.in. twórczość Hjalmara Söderberga i Johanny Nilsson. Jako pisarz zadebiutował w 2006 r. powieścią kryminalno-miłosną pt. "Kanalia", która była wznowiona w 2013 roku. "Niepełni" to jego druga książka. Po niej, w 2014 roku, pojawił się pierwszy tom serii z komisarzem Przygodnym pt.: „Gdzie mól i rdza”, a w 2021 roku światło dzienne ujrzała pierwsza część serii "Między prawem a sprawiedliwością" pt. "Stan Nowy Jork przeciwko"

Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu:




26 marca 2022

1035. - "Światło ze snów"


Światło ze snów
Graham Shaw

Wydanie: I
Data wydania: 18 stycznia 2022 r.
Format: 130x210mm
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 394
ISBN: 978-83-8219-605-4
Wydawnictwo: Novae Res
Moja ocena: 6/6

„Świat byłby doskonałym miejscem, 
gdyby ludzie postępowali zgodnie z zasadami.”

Zagrać w filmie, być aktorem/aktorką - to marzenie nie jednej młodej osoby. Z czasem odchodzi ono w niepamięć i życie toczy się własnym rytmem, spychając nasze nastoletnie mrzonki w niebyt. Czasami zdarzają się jednak sytuacje, że sny o sławie spełniają się w najmniej oczekiwanym momencie, tak jak u bohaterki książki „Światło ze snów”.


Alicja Stajer ma 29 lat, tkwi wciąż w tym samym miejscu, boi się zmian i nie lubi tłumów. nie postrzega siebie jako atrakcyjną kobietę, czując się szarą myszką nie wartą uwagi. Żyje z dnia na dzień, nie wychodząc ze swojej strefy komfortu, nie lubi zwracać na siebie uwagę innych. Do tego ma nerwicę lękową, która nie pozwala jej normalnie funkcjonować. Jednocześnie jest osobą, która nie potrafi przejść obojętnie obok i tam, gdzie jest to konieczne używa mocnych słów, odważnie stawiając czoła w obronie słabszych lub swoim. Jej odwaga i celne riposty wywoływały u mnie uśmiech i w myślach biłam jej brawo, gdy na przykład kilkoma trafnymi słowami potrafiła zgasić i wprawić w zdumienie zarozumiałą celebrytkę uważającą się za nieprzeciętnie zdolną i piękną. Obserwujemy jak ze skromnej, cichej wycofanej i stłamszonej przez swego byłego chłopaka, staje się pewną siebie, znającą swoją wartości kobietą. A to wszystko za sprawą Jamesa Hardy’ego, który pewnego dnia dostrzegł w niej diament, który wymagał odpowiedniego oszlifowania, by mógł pokazać swój prawdziwy blask.


James Hardy jest producentem filmowym,  właścicielem luksusowego hotelu i nocnego klubu na obrzeżach Los Angeles. Przyjeżdża do Polski z ekipą hollywoodzkich filmowców, by poszukać odpowiednich plenerów do najnowszego projektu.  Od jakiegoś czasu śni mu się dramatyczna sytuacja, w której nagle pojawia się dziewczyna, od której bije niesamowite światło. Siedząc przy kawiarnianym stoliku przy rynku obserwuje scenę, w której kobieta staje w obronie dziewczyny ośmieszanej przez polską ekipę telewizyjną kręcącą program „Jak cię widzą, tak cię piszą”. Dociera do niego, że Alicja przypomina mu dziewczynę ze snu, o której on planuje nakręcić film krótkometrażowy ukazujący sny głównego bohatera.

„wszystko, co kochasz, zostanie prawdopodobnie utracone, 
ale miłość powróci do ciebie w taki czy inny sposób”

„Światło ze snów” to powieść napisana z rozmachem, z dobrym pomysłem, w którą wnika się niepostrzeżenie. Zaczyna się niepozornie, jak każdy romans ale z czasem, dosyć szybko, orientujemy się, że znajdujemy się w środku pełnych emocji wydarzeń. Wszystko w niej zagrało doskonale, wybrzmiało do ostatniej linijki, nie pozostawiając nic przypadkowi czy pominięciu. Od pomysłu, poprzez stworzone postacie, miejsce akcji i fabułę aż po emocjonujące zakończenie. Nie brakuje w niej oczywiście scen erotycznych, które jednak nie przesłaniają głównych wątków i pojawiają się dopiero w drugiej połowie fabuły. Są czasami opisane delikatnie, a czasami mocno i odważnie, lecz to według mnie, nadaje charakter temu, co dzieje się między dwojgiem ludzi. Jeśli jednak ktoś nie lubi tego rodzaju scen, może je pominąć, bo historia jest tego warta. Wbrew pozorom nie jest to ckliwy, prosty romans, lecz dobrze napisana opowieść, w której zaznacza się też wątek mafijny i sensacyjny. Wchłania od samego początku wprowadzając do świata celebrytów, pokazując jego ciemne i radosne strony, wplatając w to mafijne rozgrywki i miłosne drżenie serca. Bardzo rozczuliło, wzruszyło, ale też poruszyło mnie podejście Alicji do zwierząt i losy jej ukochanego pupila Rocco. Ten wątek wprowadza dodatkowy element, dzięki któremu główna bohaterka daje się jeszcze bardziej lubić.


To książka, która zaskoczyła mnie pozytywnie stylem, sposobem prowadzenia uwagi poprzez naprzemienną narrację i opleceniem znanych schematów w ciekawą, świeżą formę, dzięki czemu przeczytałam ją niemal jednym tchem. Opowiada o wychodzeniu z cienia swej osobowości, uczeniu się dostrzegania swoich wartości, wyborach, odwadze, niepoddawaniu się słabościom, ale też wykorzystywaniu szans stawianych przez życie i dostrzeganiu w drugiej osobie, tego, czego inni nie widzą.

Trudno mi coś napisać o Grahamie Shaw, gdyż nie ma o nim (niej?) żadnych informacji. Jest to dla mnie dziwne, gdyż powieść, którą on/ona debiutuje jest naprawdę dobra. Domyślam się tylko, że pisarz/pisarka pochodzi z Polski, gdyż w stopce redakcyjnej nie ma tytułu w obcym języku, a poza tym wydawnictwo Novae Res stawia na polskich pisarzy.

Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu:



25 marca 2022

1034. - "Księga eliksirów"



Księga eliksirów
Magiczna moc naparów, wywarów i mikstur
Michael Furie

Wydanie: I
Data premiery polskiej: 9 marca 2022 r.
Data premiery angielskiej: .8 lutego 2021 r.,
Liczba stron: 256
Wymiary: 150 x 210 mm
Okładka: twarda
Tytuł oryginalny: The Witch’s Book of Potions
Tłumaczenie: Ischim Odorowicz-Śliwa 
Moja ocena 5/6
„W zbieraniu różnorakich składników i łączenie ich w esencjonalne mikstury, dodawaniu ich do bulgoczącego kociołka, mieszaniu jego zawartości i we wdychaniu aromatycznej pary jest coś spektakularnego i magicznego z natury.”
Eliksiry są znane i wykorzystywane od wieków, a my dziś najczęściej kojarzymy z nimi dawne zielarki postrzegane jako starsze kobiety - wiedźmy, które stoją przy ogromnym kotle wsypując do nich tajemne składniki, by otrzymać jakąś magiczny wywar. Dziś ten wizerunek uległ przeobrażeniu, gdyż tak naprawdę każdy, kto przygotowuje jakąkolwiek strawę, czy napój, uprawia swego rodzaju magię. Możemy wiele cudownych, aromatycznych wywarów i naparów przyrządzać świadomie, ucząc się wykorzystania ich właściwości zdrowotnych, ale i magicznych, które pomogą nam w różnych sytuacjach życiowych. Dawniej czarownicy mieli swoje tajne księgi, z których mogli w każdej chwili skorzystać, a dziś mamy takie publikacje, jak „Księga eliksirów”.


Jej autor, Michael Furie już jako dziecko interesował się światem magii i czarownictwem, więc w życiu dorosłym zaczął praktycznie wykorzystywać swoje umiejętności do sporządzania mikstur o różnych pozytywnych korzyściach. Poradnik to jego wkład w uzupełnieniu dostępnej wiedzy funkcjonującej na rynku wydawniczym, w której na temat eliksirów i ich przygotowaniu nie ma zbyt wystarczających publikacji, zwłaszcza jeżeli chodzi o ich właściwości magiczne. Stąd narodził się pomysł na tę właśnie książkę, z której może skorzystać każdy. Zamieścił w niej zarówno informacje teoretyczne, praktyczne wskazówki i porady, uzupełniając to wszystko wieloma recepturami, które pochodzą zarówno z tradycyjnych starych przepisów, jak i zostały opracowane współcześnie.

Na uwagę zasługuje wydanie księgi, która została oprawiona w twardą oprawę i wzmocniona zszywanymi brzegami. Grafika nawiązuje do tematyki poradnika, podobnie jak kolorowe wklejki. Natomiast całość została wydrukowana na szarym papierze, wyraźną czcionką i w tonacji czarno-białej.


Materiał został podzielony na trzy części, w której autor zamieścił wszelkie istotne podstawowe informacje pozwalające zacząć praktykowanie w warzeniu magicznych napojów. Doradza w nich w jaki sposób dobrać odpowiednie naczynia, przybliża historię ich stosowania, zasady przyrządzania eliksirów. Wśród wielu ciekawych zagadnień poznajemy podstawy magii, zasady łączenia składników, magiczne BHP, receptury związane z astrologią i planetami opracowane dla każdego znaku zodiaku, mikstury na oczyszczanie energetyczne, eliksiry uzdrawiające, przepisy na eliksiry przyciągające miłość, pieniądze i szczęście, napoje i napary wspierające wróżenie czy receptury na eliksiry związane z żywiołami. Przy okazji podkreśla, że warto zawsze sprawdzić, czy nie jesteśmy uczuleni na jakiś składnik, a przedstawione receptury stanowią jedynie element uzupełniający terapię medyczną.


"Księga eliksirów" to bogactwo receptur, wśród których każdy z pewnością znajdzie coś dla siebie i na różne okoliczności i aspekty życia. Poradnik stanowi skarbnicę wiedzy dotyczącej przyrządzania tajemnych receptur na napary, wywary i eliksiry, które kiedyś były dostępne tylko dla określonej grupy, natomiast dziś może z nich skorzystać każdy.

Intencją autora było ukazanie korzyści płynących z   magicznych mikstur tym bardziej, że są one oparte na naturalnych składnikach, mając też na uwadze, by ich zbieranie nie było szkodą dla żadnej kultury, ani ekosystemu. W swoim poradniku zebrał ponad 90 przepisów nie tylko na eliksiry, ale też na oleje, maści i koktajle pokazując, że przyrządzanie magicznych napojów to nic trudnego, a skompletowanie potrzebnych składników także nie przysparza zbyt wielu kłopotów, gdyż są to najczęściej produkty, które mamy w domu lub też można nabyć je w pobliskim sklepie, lub wyhodować we własnym ogródku czy doniczce.
Michael Furie doskonale wie, o czym pisze, ponieważ sam zajmuje się czarami od przeszło 25 lat. Mając 12 lat zaczął uczyć się magii a gdy skończył 18 lat złożył przysięgę Czarostwa. Mimo, że jest amerykańskim czarownikiem, praktykuje w tradycji irlandzkiej i jest Kaplanem Cailleach. Wśród jego zainteresowań znajduje się pisanie, muzyka, gotowanie, zielarstwo i telewizja. Zaczął pisać w 2006 roku jako Craft Blackthorn Furie a jego pierwszą książką była The "Black Book: A Witch's Guide to Tradition". Druga nosiła tytuł "Spellcasting for Begines" ("Czarowanie dla początkujących"), a kolejna to właśnie "Magia z Supermarketu”, którą miałam przyjemność poznać kilkanaście lat temu.

Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu:



"Fighter" - zapowiedź wydawnicza

„Fighter”
  skandalicznie mocne uderzenie Pauliny Świst 
w księgarniach
 już od 13 kwietnia!

Bezbłędne dialogi, cięte riposty i rozbrajające poczucie humoru. To może oznaczać tylko jedno: najbardziej tajemnicza polska autorka powraca! W nowej serii obnaża przestępczy półświatek i odziera z tajemnic literacką Warszawę. Nie wszystkim to będzie na rękę!


Pola Werner jest autorką licznych bestsellerów, ale od roku nawet nie tknęła klawiatury. Wszystko zmienia się, kiedy trafia na informacje o VeroMax - firmie, a raczej mafii, która pod przykrywką legalności prowadzi naprawdę brudne interesy. Pola podejmuje trop, ale wkrótce na własnej skórze przekona się, że trafiła na ludzi, którzy nie szczędzą nikogo, kto wejdzie im w drogę.

Nieuchronnie zbliżają się targi książki w Warszawie, na których Pola ma spędzić tydzień. Po kolejnych anonimach z groźbami śmierci wydawca autorki decyduje się zapewnić jej profesjonalną ochronę. Zlecenie przyjmuje Patryk Cebulski, pseudonim Cwibel. Gwiazda polskich mieszanych sztuk walki, właściciel firmy ochroniarskiej… i słynny pogromca niewieścich serc.

Między Polą i Patrykiem niezwykle iskrzy. Właściwie to nie iskry, a prawdziwe fajerwerki! Ale zderzenie świata literackiego ze światem całkowicie odmiennym, pełnym przemocy i walki, nie może się dobrze skończyć.\




24 marca 2022

1033. - "Kolor miłości i krwi"


Kolor miłości i krwi
Margota Kott

Wydanie: I
Kategoria: literatura z  elementami 
kryminalnymi i historycznymi
Data premiery: 23 marca 2022 r.
Liczba stron: 380
Wymiary: 210 x 130 mm
Okładka: miękka ze skrzydełkami
ISBN: 978-83-8219-728-0
Wydawnictwo: Novae Res
Moja ocena: 6/6



„bieszczadzkie anioły mają i swoje ciemne strony”

W dobie dzisiejszych czasów i wydarzeń, powracają tematy związane z Ukrainą, jej historią i powiązaniami z sąsiadami, w tym z Polską. Często opinie o tym są oparte na emocjach, uprzedzeniach, schematach mentalnych i uogólniających stereotypach powstałych wskutek tego, co działo się w przeszłości. Tego rodzaju wątek jest motywem przewodnim w książce „Kolor miłości i krwi”.

Marko Berezowski przyjeżdża do Strzebowisk, urokliwej wsi w Bieszczadach, W pamięci ma jeszcze mrożące krew w żyłach obrazy z bitwy o Lotnisko w Doniecku, kluczowych działań wojny, która trwała we wschodniej części Ukrainy przez 242 dni począwszy od 26 maja 2014 roku. W obronie przeciw prorosyjskim separatystom brali udział ukraińscy żołnierze-ochotnicy, zwani Cyborgami. Jeden z rosyjskich bojowników stwierdził: „Ja tam nie wiem, kto broni tego lotniska, ale od miesięcy nie możemy go zdobyć, tam są nie ludzie, cyborgi jakieś”. Do dziś nazwa Cyborg budzi w Ukrainie respekt, szacunek i jest symbolem odwagi i bohaterstwa.

Takim Cyborgiem jest też Marko. Po zdarzeniach, o których wolałby zapomnieć, teraz ma nadzieję na ukojenie duszy towarzysząc francuskiej pisarce Juliette Gauthier. Jest przekonany, że jest jej potrzebny, jako ochroniarz, ale wkrótce dowiaduje się, że to tylko przykrywka dla jej pisarskiego planu, który będzie wymagał od niego obudzenia tego, o czym pragnie zapomnieć.

Ona mogłaby być jego matką, ale mimo to, jego początkowa niechęć, przeradza się w fascynację. Jej styl bycia, elegancja, umiłowanie dla bieszczadzkiej przyrody, tkwiące w sercu dobro i miłość dla zwierząt roztaczają wokół niej niezwykły czar, na który młody były żołnierz nie pozostaje obojętny. 


Juliette Gauthier to pisarska pochodząca z zupełnie innego świata, żyjąca w luksusie, otoczona pięknymi przedmiotami, autorka książek dla kobiet, dzięki którym została okrzyknięta Francuską Królową Romansów. Z Francji przeprowadziła się w Bieszczady, by pracować nad swoją kolejną powieścią, która w założeniu ma być romansem z historycznym tłem. 

Po zagadkowym, nieco nostalgicznym i smutnym w swoim wyrazie prologu trudno było wysnuć jak potoczy się ta historia. Gdy zaczęłam ją czytać – przepadłam, tak bardzo podobała mi się ta opowieść, chociaż nie wszystko przebiegło tak, jak się spodziewałam, sugerując się okładką i opisem. Pani Margot Kott poprowadziła swą opowieść brawurowo, wprowadzając w fabułę kilka wątków, które razem stworzyły niesamowitą historię o ludzkich losach, zakrętach życiowych, dramatach i cierpieniu.

„możesz być z kimś przez całe lata i nie poczuć nic szczególnego. 
A możesz być z kimś zaledwie kilka miesięcy i poczuć wszystko”

Książka „Kolor miłości i krwi” to świetnie napisana wielowątkowa powieść, w której akcja przewija się, niczym dobry film. Trudno wręcz oderwać się od jej stron, gdyż przedstawiona historia jest pełna wzruszeń, ale też bólu, cierpienia, także napięcia i nagłych zwrotów akcji. Akcja przebiega w dwóch głównych płaszczyznach czasowych. Poznajemy przejmującą historię miłości Anny Polko i Mykoły Berezowskiego, która sięga czasów wojny oraz lat powojennych i dzieje się w Ukrainie. Ich losy  przeplatają się z tym, co dzieje się w chwili obecnej, czyli 2015 roku oraz mieszają się ze wspomnieniami Marko. 


Autorka stworzyła zróżnicowany przekrój społeczeństwa ujmując to w postaciach mieszkających na bieszczadzkiej wsi i opisując różne podejście do narodu ukraińskiego. W ten sposób pokazuje, że historia pozostawia swoje piętno na wiele pokoleń. Są wśród nich tacy, jak Janko, który potrafi spojrzeć na wydarzenia z przeszłości obiektywnie, ale są też tacy jak sąsiad pisarki, Wojtaś, który zieje nienawiścią do Ukraińców, pozostając głuchym na argumenty, prawdę historyczną, pałający nienawiścią do każdego, kto pochodzi zza granicy polsko-ukraińskiej. 

Zarówno okładka, jak i opis na niej, ale też pierwsze rozdziały przypominają romans, gdyż Marko, mimo że pisarka mogłaby być dla niego matką, coraz bardziej zaczyna być pod jej urokiem. Jednak niespodziewanie w ten nastrój wkrada się wątek kryminalny, a nawet sensacyjny. Przy okazji poznajemy też burzliwe dzieje wsi Srzebowiska i jej mieszkańców, zarówno obecnych jak i tych, którzy kiedyś żyli na tych ziemiach. Marko nie przypuszcza, jak wiele łączy go z tym regionem. Stopniowo odkrywa swoje korzenie, skrywane tajemnice znalezione w dawnych dokumentach, w czym pomaga mu miejscowy badacz historii Janko Padykuła. Swoje sekrety ma również Juliette…


To opowieść z głębszym przesłaniem, podkreślającym, że wiele narodów ma swoją dramatyczną historię, w której ludzie przelewali krew, cierpieli, znosili upokorzenia z rąk oprawców. Ukraina kojarzy się wielu osobom z bandami UPA i często poprzez ich działania zostały wyrobione opinie o całym ukraińskim narodzie. Jednak nie można wszystkich postrzegać poprzez pryzmat nienawiści i uprzedzeń, gdyż było też wiele takich osób, którzy pomagali innym przetrwać, narażając się na niebezpieczeństwo utraty życia. Dotyczy to wszelkich relacji międzynarodowych, ale w książce „Kolor miłości i krwi” autorka nawiązuje do ukraińsko-polskich relacji podkreślając, że cześć i sprawiedliwość należy się cichym bohaterom, Ukraińcom, którzy zasługują na pamięć i uznanie, gdyż dzięki nim ocalała nie jedna polska rodzina w ówczesnych trudnych czasach. Całość spowija piękno bieszczadzkich połonin wraz  historia tych ziem, na której kolor czerwony może być związany z makami, ale też ze śladami krwi.

„Historii nie zmienimy, choćbyśmy nie wiem jak się starali. 
Nieporozumienia przeradzają się w nienawiść, nienawiść w agresję, 
a agresja rodzi morderstwa.”


źr. zdjęcia:
autorzywobiektywie.pl
Margota Kott jest magistrem biologii, absolwentka studiów podyplomowych na kierunkach: kryminologia i kryminalistyka, pomoc psychologiczna, socjoterapia. Pracownik laboratorium uniwersyteckiego. Aktualnie prowadzi własną firmę. Uczestniczka wielu warsztatów i kursów kreatywnego pisania oraz konkursów literackich. Recenzentka powieści kryminalnych i thrillerów na portalu Zbrodnia w Bibliotece. Autorka bloga literackiego Czerwone i Czarne. Publikowała w zbiorach: Kreatywne pisanie. 12 debiutów, Wolność. Kocham i rozumiem, Między pragnieniem a rozwagą, CITY 5. Laureatka konkursów literackich: „Nowa legenda toruńska”, „Tamtej nocy w Złotowie”, „Kryminał na 100-lecie AGH”, „Stulecie polskiego kryminału”. Autorka poradnika „Kompendium wiedzy dla autorów kryminałów” oraz powieści kryminalnej „Morderstwo w Pradze”. Prowadzi bloga literackiego Czerwone i Czarne.


Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu:


Popularne posty