28 lutego 2022

1015. - "Taniec na pustym moście"

Taniec na pustym moście
Elżbieta Zdrojowa-Krawiec

Wydanie: I
Premiera: 8 listopada 2021 r.
Wymiary: 130x210 mm,
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 446
ISBN: 978-83-8219-572-9
Wydawnictwo: Novae Res
Moja ocena: 4/6

„Życie jest zaskakujące i nigdy nie zamyka za sobą drzwi.”

Bohaterkami romansów najczęściej są osoby młode, często wchodzące dopiero w dorosłe życie z umysłami pełnymi pomysłów i marzeń. Bardzo mało jest powieści o miłości osób, które nie są już najmłodsze, ale są nadal są atrakcyjne i w pełni sił. Jeżeli już takowe powstają, to są to z reguły smutne historie naznaczone cierpieniem i zniechęceniem do życia. Powieść „Taniec na pustym moście” pokazuje, że do kwestii wieku można podejść w zupełnie inny, świeży sposób, pokazując, że wiek to stan umysłu.

źr. zdjęcia:
okładka książki
Elżbieta Zdrojowa-Krawiec ukończyła Akademię Ekonomiczną w Poznaniu. Pracuje, jako nauczycielka matematyki w gimnazjum. W roku 2005 zdobyła wyróżnienie w konkursie gazety ,, Wysokie Obcasy’’ na opowiadanie o pierwszej miłości. Lata studenckie autorki przypadły na czas strajków studenckich i wprowadzenia stanu wojennego. Jako obserwator i uczestnik tych wydarzeń w swoim debiucie literackim, „Nie machaj do mnie czerwoną chorągiewką”, ukazuje świat uczuć tych, którzy w roku 1980 mieli po osiemnaście lat. Tym razem zwróciła uwagę na nieco starsze pokolenie.

Ewa tkwi od 20 lat w nieudanym związku z Pawłem, który jest biznesmenem i z tego względu nie ma go często w domu. Zresztą, on nigdy nie interesował się rodziną, a wręcz jakby uciekał od niej i jej problemów. Nie tolerował nigdy słabości, więc także nie był wsparciem dla Ewy, gdy ta zachorowała na depresję. To typowy przykład egoisty, skupionego na sobie i swoich sukcesach. Nic więc dziwnego, że gdy po 30 latach Ewa spotyka Adama, odżywa dawne uczucie. Jednak ona wie, że jej dawna miłość ma dziś ułożone życie i nie może jej wiele ofiarować. Mimo to ich relacja wkracza na przyjacielskie tory, z których Ewie trudno zrezygnować. Dla niej jest to szansa na całkowite wyleczenie z depresji, z którą zmagała się od dwóch lat. Nadal dosięgają jej jeszcze smugi tej choroby, ale kobieta postanawia po prostu żyć i się nie poddawać.


Okładka książki wzbudza od razu skojarzenia z młodością. Widać, bowiem na niej przytulającą się do siebie parę, a tuż za nimi poręcz, prawdopodobnie tytułowego mostu. Jedyne powiązania z jesienią życia budzą spadające liście. To określenie jest często stosowane wobec osób, które przekroczyły już 50 lat i utarło się, że to, co najlepsze mają już za sobą. Autorka wyprowadza z tego rodzaju, błędnego myślenia, pokazując, że osoby w tzw. dojrzałym wieku to osoby w pełni sił, pragnące spełniać swoje pragnienia i marzenia.

„Wszystko ma swój czas i rytm, który porządkuje nam życie i chroni przed niepokojem.”

Gdy poznajemy główną bohaterkę, jej sytuacja nie jest za wesoła, jednak z czasem obserwujemy jej przemianę, nastawienie do rzeczywistości, do siebie i innych, a to wszystko za sprawą przyjaźni i miłości. Mąż Ewy od razu ukazany jest jako gbur i samolubny egoista, ale jego postać nie jest zbyt wyeksponowana, a nawet w pewnym momencie w ogóle nie ma o nim wzmianki. Natomiast od razu polubiłam Adama, który zachowuje się empatycznie, z troską, zawsze gotowy do pomocy i wsparcia przyjaciółki. Trudno określić, jak ją postrzega, gdyż Adam wydaje się nią zauroczony i wciąż okazuje jej zainteresowanie. Jego postać była dla mnie zbyt słabo pokazana. Wszystko obserwujemy z punktu widzenia Ewy, dlatego nie wiemy, co Adam myśli, co u niego się dzieje. Jedyne jego wypowiedzi są wyrażane w mailach i sms-ach, które wzajemnie sobie wysyłają, jednak nie dotyczą one jego życie  osobistego, raczej tego, co czuje do Ewy. Zabrakło mi tutaj spojrzenia z jego perspektywy, gdyż było dla mnie zagadką, dlaczego Adam, który twierdzi, że kocha żonę, kontynuuje znajomość ze swoją dawną, szkolną sympatią.


Pani Elżbieta Zdrojowa-Krawiec stworzyła uroczą, nostalgiczną i melancholijną opowieść o kobiecie, próbującą na nowo poukładać puzzle życia, pokazując, że na zmiany i na miłość nigdy nie jest za późno. Porusza wiele tematów społecznych, także politycznych ale też międzyludzkich, z którymi spotykamy się na co dzień, lub też słyszymy w mediach. Rysuje też charakterystyczne zachowania społeczne, zaściankowość, szufladkowanie innych, podejście do LGBT, kobiet walczących o swoją niezależność czy też stosunek do osób wybierających samotność i różne relacje damsko-męskie, pokazując potrzebę bliskości drugiego człowieka, ale czasami odbywa się to za wszelką cenę. Inaczej jest u Ewy i Adama. Ona od początku wie, że nie może liczyć na nic więcej, niż przyjaźń, mimo że okazują sobie mnóstwo czułości i wsparcia. Zakończenie według mnie pozostawia pole do powrotu do tej historii i pociągnięcia ich losów dalej, gdyż nie jestem w zupełności usatysfakcjonowana tym, co znalazłam w ostatnich akapitach powieści.

Przez fabułę przewija się problem depresji, ale nie jest to wątek dominujący. Zakończenie leczenia nie kończy pracy nad sobą i wychodzenia z dołka, gdyż ta choroba potrafi pojawić się w najmniej oczekiwanym momencie, jest uśpiona i zawsze może wrócić. Ewa dzielnie stawia jej czoła, próbując dostrzegać piękno wokół siebie, mimo że jej życie legło w gruzach. Na szczęście los zetknął ją ponownie z koleżankami ze szkoły i dawną miłością, dzięki którym na nowo zaczyna żyć. Nie jest to temat przewodni, nie ma w niej analizy osoby w depresji, lecz raczej wnikamy w to, jak ona próbuje wrócić do normalnego życia. Na ich przykładzie pokazuje, że niektóre okazje pojawiające się na naszej drodze w młodości nie zostają wykorzystane, a gdy ponownie taka możliwość się pojawia, wówczas jest już za późno. Po latach okazuje się, że jesteśmy zupełnie w innym miejscu, czasie, okolicznościach, każde z nas ma swój bagaż doświadczeń, czasami naznaczony rozczarowaniem i zniechęceniem ale zawsze powinniśmy zawalczyć o miłość, bez względu na wiek.

Egzemplarz książki otrzymałam od portalu


26 lutego 2022

1014. - "I będę Cię kochać aż do śmierci"


I będę Cię kochać aż do śmierci
Anna Kasiuk

Wydanie: I
Data premiery: 9 lutego 2022
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Format: 135x200 mm
Liczba stron: 320
Wydawnictwo: Jaguar
Moja ocena: 6/6


„Miłość jest czymś najwspanialszym na świecie, ale potrafi też boleć.”

Chyba każda osoba, która decyduje się na wejście w związek małżeński, ma nadzieję na szczęśliwe lata u boku ukochanego, wspierającego i troskliwego partnera. Tymczasem nie raz okazuje się, że nie zawsze wszystko układa się tak, jak sobie wymarzyliśmy. O ile mamy zapewnione materialne bezpieczeństwo, to bywa tak czasami, jak u bohaterki książki „I będę Cię kochać aż do śmierć”, że nigdy nie mogła czuć się bezpiecznie przy swoim mężu.

źr. zdjęcia:
www.jaguar.pl
Anna Kasiuk to autorka kilkunastu powieści obyczajowych i erotycznych. Jej debiutancka książka „Piąte - nie zabijaj” zajęła III miejsce w plebiscycie zorganizowanym przez pismo „Fanbook” na najlepszą książkę 2014 roku. Ten sam sukces osiągnęła w 2020 roku powieść „Poza ringiem. Amelia i ja”. Zakochana w Mazurach, o których nie tylko pisze, ale i mówi z czułością, zabiera Czytelniczki i Czytelników do świata zawiłych i przenikliwych powieści. Nie boi się poruszania kontrowersyjnych tematów. O seksie pisze w sposób pobudzający zmysły.

Patrząc na okładkę, spodziewałam się lekkiego romansu zmierzającego do zakończenia jakich wiele i jakie lubię, gdyż czytam książki po to, by wprawiły mnie w pozytywny nastrój. Tymczasem historia przedstawiona w powieści „I będę Cię kochać aż do śmierci” już w tytule ma jakąś złowieszczą nutkę, dając do zrozumienia, że nie będzie to miła historia. I faktycznie, gdyż autorka porusza w niej ciężkie tematy, chociaż na szczęście nie posługuje się brutalnymi opisami. Raczej wszystko dzieje się poprzez to, co przeżywa główna bohaterka, żyjąc z mężem, który okazuje się być bardzo apodyktyczny i zazdrosny. Poza tym Jan ma problem alkoholowy, który dodatkowo wzmacnia jego agresywne zachowania i czasami nie potrafi zapanować nad swoim gniewem. Po ostatnim takim zdarzeniu Rita czuje do niego uraz, boi się go, ale mimo wszystko trwa przy nim, mając na względzie dobro synów. Wprawdzie Jan deklaruje, że ją kocha, ale nie potrafi odpowiednio to okazać. Sam wychowany przez surowego ojca, nigdy takiej miłości nie zaznał, więc teraz podobnie postępuje wobec swojej rodziny.

Pewnego dnia w progach ich pensjonatu pojawia się Tomasz, z którym kilka lat temu planowała wspólne życie. Jednak nie dane im było zrealizować tego marzenia, gdyż w wyniku pewnego dramatycznego incydentu, jej narzeczony trafił do więzienia. Ona została sama, bez żadnej pomocy, w trudnej sytuacji, której nie ułatwiała niedoszła teściowa. Na jej drodze wówczas pojawił się Jan, który pomógł jej stanąć na nogi. Jednak to okazało się dla niej złotą klatką, w której pozornie miała wszystko, poza prawdziwą miłością. Teraz, gdy ponownie wkracza w jej życie Tomasz, ona jest już zupełnie inną osobą.

Jan to postać tragiczna, która nie potrafi zmienić swojego postępowania. Odgradza żonę od wszelkich kontaktów, ogranicza jej wolność, obawiając się, by jakiś bywalec ich pubu nie odebrał mu pięknej żony, a nie zauważa, że to dzieje się pod jego dachem. Tomasz jest przeciwieństwem Jana, także pod względem materialnym. Nie ma zbyt wiele do zaoferowania, poza miłością. Z kolei Piotr to miejscowy stróż prawa, przed którym Jan czuje respekt i tylko dlatego toleruje jego obecność w swoim domu.

Powieść „I będę cię kochać aż do śmierci” ma charakter obyczajowy z lekkim romansem, a nawet z dreszczykiem. Zwłaszcza ostatnie rozdziały wzbudzają niepokój, prowadząc czytelnika do nietypowego zakończenia, który mnie pozostawił w osłupieniu. Gdy dotarłam do tego momentu, odczułam zawód, że to koniec, więc mam nadzieję, że autorka ma w planach kontynuację losów Rity i Tomasza.

Fabuła powieści biegnie w kilku wątkach ukazując złożoność relacji, trudne wybory, w której miłość wydaje się być na przegranej pozycji. Zakończenie wprawiło mnie w zdumienie pozostawiając nadzieję na kontynuację. To powieść pełna goryczy, ukazująca dylematy, z jakimi mierzy się z pewnością nie jedna kobieta, która przekłada dobro najbliższych nad swoim.



To przejmująca historia, którą czytałam z wieloma emocjami, śledząc ich losy i dopingując im, by znaleźli swoje szczęście. Pani Anna Kasiuk postanowiła nieźle pokomplikować ich losy, skłaniając nas do refleksji, ale też dając doświadczyć niesamowicie ekscytujących przeżyć. Z Ritą było mi nie po drodze, ale rozumiałam jej postawę, gdyż wiele jest kobiet o jej charakterze i w podobnej sytuacji. Obawia się o swoje dzieci, mając świadomość, że sama nie da sobie rady z zapewnieniem im dobrych warunków życia, jakie gwarantuje jej prowadzenie pensjonatu z mężem.

W powieści autorka porusza kilka ważnych zagadnień mających swoje odzwierciedlenie w życiu. Na plan pierwszy wysuwa się problem przemocy wobec drugiej osoby, alkoholizm, ale też poświęcenie swojego szczęścia dla dobra najbliższych Jest to więc powieść bardzo życiowa, nieoczywista, z nietypowymi rozwiązaniami. Narracja prowadzona jest z różnych perspektyw z poziomu trzecioosobowego, dlatego mam możliwość poznania punktu widzenia wszystkich osób biorących udział w tej historii. Autorka stworzyła fabułę, w której pokazała, że miłość ma różne odcienie. Może być zaborcza, ograniczająca, brutalna, ale też subtelna, trwała, gotowa do poświęceń, cierpliwa i zachłanna. Pokazuje, jak bardzo życie potrafi wpłynąć na osobowość, zmienić wesołą, pewną siebie osobę, w wycofaną, obawiającą się jutra ofiarę toksycznego związki. To, co wydawało się dla niej wybawieniem, stało się złotą klatką, w której Rita i jej dzieci mają wszystko, ale nie ma w niej najważniejszego – miłości.

Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu:


25 lutego 2022

1013. - "Miłość na własność" Tom III


Miłość na własność
seria Miłość na sprzedaż 
Tom I
Sandra Robins

Wydanie: I
Premiera: 25 lutego 2022 r.
Liczba stron: 278
Format: 195x121 mm
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
ISBN: 9788382197419
Moja ocena: 6/6

„nic nie jest na własność, 
a tym bardziej miłość”

Gdy poznawałam powieści „Miłość na sprzedaż” i „Miłość na kredyt”, moją uwagę zwróciła pewna postać, która zawsze pojawiała się w tle, opanowana, spokojna, zawsze potrafiąca poradzić sobie z każdym problemem. Elegancka, tajemnicza, piękna ale też zdecydowana i charyzmatyczna. 

Suzanne. Piękna menager, bizneswoman zarządzająca Rezydencją. Intrygująca, skrywająca emocje i wzbudzająca sympatię. 

Już wówczas byłam ciekawa, jakie sekrety kryją się za maską, którą Sue pokazywała otoczeniu, dlatego z zadowoleniem przyjęłam informację tym, bohaterką trzeciej części pod tytułem „Miłość na własność".

zdjęcie z okładki
Sandra Robins to pseudonim pisarki, urodzonej 18 listopada 1985 roku, która obecnie z córką i mężem mieszka w Anglii. W wolnym czasie czyta książki i spaceruje z psem. Zadebiutowała powieścią pt.: "Miłość na sprzedaż" w 2020 roku, która ukazała się dzięki wydawnictwu Novae Res, a 2021 roku została wznowiona pod szyldem wydawnictwa Amare. Stąd mój egzemplarz książki miał na okładce logo tego pierwszego wydawcy, ale nie ma to wpływu na jakość wydania czy treść.

Sandra Robins zdobyła moje uznanie swoimi pierwszymi powieściami, które okazały się być początkiem serii o miłości dziejącej się w środowisku agencji towarzyskiej. To na pewno odważny i nieszablonowy plan na wciągającą i emocjonalną opowieść. Tak się też złożyło, że wraz z pierwszym tomem tej serii „Miłość na sprzedaż” weszła ona brawurowo na polski rynek wydawniczy. Jej sposób pisania i tworzone historie pokazują jej niewątpliwy talent w prowadzeniu uwagi czytelnika i umiejętności łączenia wszystkich wątków w całość. Udowadnia to zwłaszcza trzecim tomem, w którym poznajemy losy Suzanne, a to z kolei wymagało od autorki ułożenia  jej kolei losów tak, by zgrały się one z tym, co zostało nam przedstawione w części pierwszej i drugiej.


Wszystkie części zostały wydrukowane na ekologicznym papierze i wydrukowane dosyć wyraźną czcionką, dzięki temu jest to ułatwieniem czytania dla osób ze słabszym wzrokiem. Tom pierwszy i drugi mają podobny układ treści, która została podzielona na oddzielne partie materiału i oznaczona imieniem osoby, która w danym momencie opowiada o jakiejś sytuacji i o sobie. Tom „Miłość na własność” wyróżnia się przede wszystkim tym, że dodatkowo został zaznaczony rok, w który toczą się wydarzenia, gdyż fabuła toczy się na dwóch przestrzeniach czasowych. Cofamy się wraz z nią aż do lat 90. XX wieku. To wówczas zaczyna się droga Sue do tej wersji, którą poznaliśmy wcześniej. Okazuje się, że nie zawsze była dystyngowaną, elegancką, szanowaną, ułożoną i empatyczną kobietą. 


Zanim Sue zaczyna opowiadać nam swoją historię, cofamy się w czasie o kilkadziesiąt lat, by spotkać Seweryna. Pojawił się on epizodycznie w jednej z części i już wówczas zakiełkowała u mnie nadzieja, że jeszcze o nim przeczytam w przyszłości. Tym razem możemy poznać go bliżej, jego sytuację, koleje losów, które połączyły się ze ścieżkami Sue.

Jego sytuacja w 1998 roku nie była najlepsza, przynajmniej na polu prywatnym. Zawodowo wiodło mu się dobrze, gdyż jako najlepszy architekt na rynku, podpisał właśnie świetny kontrakt na projekt budowy hotelu. Natomiast prywatnie, w najbliższej perspektywie czeka go rozwód z żoną, w wyniku którego może stracić wszystko, co posiada. Dla poprawienia sobie nastroju postanawia się odstresować w jakimś klubie. Miejscowy taksówkarz zawozi go do Rezydencji, gdzie od 4 miesięcy pracuje Sue na stanowisku menagera. I tak zaczyna się ich historia, którą poznajemy w większości z perspektywy głównej bohaterki i tylko czasami, bardzo sporadycznie, głos udzielany jest Sewerynowi.


„Miłość na własność” to bardzo emocjonalna opowieść o kobiecie, która stworzyła wokół siebie mur, który odgradza ją od sytuacji, które mogłyby ją zranić, przynajmniej w jej pojęciu. Nie brakuje w niej wielu emocji, ale są one zupełnie innego rodzaju niż w poprzednich częściach. Sue boi się odrzucenia, trawi ją poczucie winy i nie dopuszcza do siebie nikogo, kto mógłby odkryć jej prawdziwą naturę i ją skrzywdzić. Przybiera, więc maskę nieprzystępnej, wyniosłej, pewnej siebie kobiety, kosztem utraty miłości, która jest obok, ale ona uważa, że na nią nie zasługuje. Jej przykład uświadamia, że wszelkie zdarzenia w naszym życiu zależą tylko i wyłącznie od nas samych, ale też od osób, które spotykamy na swojej drodze.

Ta część jest zdecydowanie inna od swoich poprzedniczek i zauroczyła mnie równie mocno jak one. Przede wszystkim bohaterką jest kobieta dojrzała, z bagażem doświadczeń, której życie przeciągnęło ją mocno przez efekty jej własnych wyborów i popełnionych błędów. Sue to kobieta około pięćdziesiątki, a więc początki jej historii sięgają czasów, gdy Borys i Alex byli jeszcze dziećmi, zatem mają oni jeszcze przed sobą wydarzenia, które poznaliśmy w dwóch pierwszych tomach. Doceniam, zatem pracę, jaką włożyła pani Sandra Robins w polaczeniu wszystkich dotychczasowych wątków w całość.

Autorka pokazuje, że nie warto przechowywać w swojej duszy urazów, ograniczać się i nie pozwalać zaistnieć uczuciu. Od przeszłości nie da się uciec i każdy popełnia błędy, które powinny być naszymi lekcjami i drogowskazami uczącymi, jak nie powinniśmy postępować. Jest to, więc opowieść o miłości, która cierpliwie czeka na swój czas, aż zostanie dostrzeżona i doceniona. Podkreśla, że każdy zasługuje na miłość, ale trzeba tylko ją zauważyć, docenić i wpuścić ją do swego życia, bez względu na to ile mamy lat za sobą.

Szkoda mi było rozstawać się z bohaterami, gdyż polubiłam każdą z postaci i chętnie spędziłabym z nimi jeszcze jakiś czas. Czuję niedosyt zwłaszcza wobec Alexa, gdyż jest to osoba, która zasługuje na osobną powieść i własną historię. Po poznaniu trzeciej części serii, wiemy o nim dosyć dużo, wiele się wyjaśniło, ale mimo to mam nadzieję, że jego historia jeszcze czeka na rozwinięcie i kontynuację.


Recenzja części I "Miłość na sprzedaż"
Recenzja części II "Miłość na kredyt"

Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu





24 lutego 2022

Bez tytułu

Dziś miał się ukazać post z kolejną recenzją książki, ale wydarzenia dzisiejszego dnia skłaniają do zatrzymania się. Z trwogą każdy obserwuje to, co dzieje się tuż za naszą granicą. To trudne do pojęcia, że z powodu jakichś chorych ambicji jednego polityka, cierpią zwykli ludzie, którzy pragną tylko żyć w spokoju, w bezpiecznym otoczeniu i cieszyć się każdym dniem.

Miejmy nadzieję! Tylko ona nam pozostaje!



23 lutego 2022

1012. - "Miłość na sprzedaż" TOM I

Miłość na sprzedaż 
seria Miłość na sprzedaż 
Tom I
Sandra Robins

Wydanie: II
Premiera: 30 czerwca 2021
Liczba stron: 292
Okładka miękka ze skrzydełkami
ISBN 9788382193398
Wydawnictwo:  AMARE

„Czasami nadzieja jest jedyną rzeczą, która trzyma nas przy życiu.”

Kilka miesięcy temu poznałam losy Amy i Lucasa w powieści „Miłość na kredyt”, która była drugą częścią serii o miłosnych perypetiach bohaterów poszczególnych wątków. Wówczas dowiedziałam się, że pierwsza część ukazała się pod tytułem „Miłość na sprzedaż”, w której przedstawiona została historia przyjaciółki Amy, Sarah.

źr.zdjęcia:
lubimyczytac.pl

Sandra Robins to pseudonim pisarki, urodzonej 18 listopada 1985 roku, która obecnie z córką i mężem mieszka w Anglii. W wolnym czasie czyta książki i spaceruje z psem. "Miłość na sprzedaż" to jej pierwsza powieść, którą zadebiutowała w 2020 roku i ukazała się dzięki wydawnictwu Novae Res, a 2021 roku ukazało się jej drugie wydanie, tym razem pod szyldem wydawnictwa Amare.

Sarah ma 21 lat, studiuje farmację i mieszka w wynajętym mieszkaniu ze swoim przyjacielem, Alanem, który jest homoseksualistą. Do tej pory zawsze starała się sobie jakoś radzić, ale teraz stanęła na życiowym zakręcie zmuszającym ją do drastycznych kroków. Odkąd jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym, wychowywała ją babcia, która teraz wymaga troski i przebywa w prywatnej klinice opiekuńczej. Potrzeba zapewnienia luksusu starszej pani, zmusza Sarah do podjęcia pracy w agencji towarzyskiej, którą znalazła w Internecie. Niestety, nie jest to zbyt dobre miejsce, ale na szczęście stamtąd trafia pod skrzydła Suzanne, nazywanej Sue i prowadzącej ekskluzywny klub pod nazwą Rezydencja. Jeden z pierwszych wieczorów po pracy spędza w klubie z nowo poznanymi dziewczynami. Wówczas zauważa, że na piętrze stoi przystojny mężczyzna, który intensywnie jej się przygląda. Nie wie jeszcze, że jest to współwłaściciel tego klubu, Borys.


Jej pierwszym klientem jest Alex, który jest współpracownikiem Sue, której pomaga w prowadzeniu agencji. On wpada na pomysł, by Sarah towarzyszyła mu podczas rodzinnego spotkania, jako jego dziewczyna, by mógł udowodnić swoim rodzicom, że jest dojrzałym, poważnie myślącym o przyszłości mężczyzną. Tam ponownie schodzą się drogi Sarah i Borysa tworząc pełną emocji i namiętności relację, w której od razu są postawione jasne zasady. Borys, bowiem wkrótce wynajmuje Sarah dla siebie na wyłączność, chcąc ją mieć zawsze obok siebie.

„Miłość na sprzedaż” to romans, który zdecydowanie odbiega stylem od schematycznych opowieści tego typu. Owszem, jest namiętnie, czasami pikantnie, ale te elementy nie są tu najważniejsze. One tylko ubarwiają stworzoną historię. Mimo, że historia rozgrywa się w środowisku związanym z seksem, to wbrew pozorom, scen erotycznych nie ma tu w nadmiarze, raczej jest ich stonowana ilość i są to opisy bardzo łagodne, subtelne i bez wulgaryzmów. Na tym tle poruszone są zagadnienia natury moralnej, społecznej, rodzinnej i obyczajowej. Jedną z kwestii jest akceptacja osób ze skłonnościami homoseksualnymi. Autorka pokazuje, że takie osoby boją się ujawniać swoją odmienną orientację seksualną, tworząc iluzję, za którą skrywają swoje własne upodobania.


Innym zagadnieniem jest sytuacja dziewczyn, które nie widzą dla siebie rozwiązania swoich problemów i często decydują się na takie kroki, jak Sarah i inne dziewczyny pracujące w Rezydencji. Zmuszone sytuacją decydują się na wejście w ten świat, pozostawione same sobie ze swoimi problemami i niewidzące innego wyjścia z kłopotów finansowych. Bohaterka miała szczęście, że trafiła do Rezydencji, w której panują określone zasady, a do tego zarządzająca nimi Sue jest kobietą, która ma na celu dobro nie tylko klientów, ale też pracujących dziewczyn. W realu nie zawsze bywa tak dobrze jak to jest przedstawione w powieści i nie jest to najlepsza droga ku lepszemu życiu.

Początkowo wydawało się, że będzie to banalna historia o dwóch pogubionych, zranionych osobach, które muszą na nowo nauczyć się kochać. Jednak bardzo szybko okazało się, że nie wszystko przebiega według standardowego przebiegu zdarzeń. Można tutaj dostrzec oczywiście pewne schematy, ale zostały one zgrabnie wkomponowane w fabułę, której przebieg nie zawsze można przewidzieć.

Książkę czytało mi się rewelacyjnie, ze względu na bardzo lekki styl, okraszony ładnym językiem, opisami oddającymi na wyobraźnię, buzujące emocje, dylematy poszczególnych postaci, ekspresję występujących po sobie epizodów, bez zbędnych, dłużących się opisów i z dobrze skomponowanymi dialogami. Nie brakuje w niej bogactwa wydarzeń, pędzących jedno za drugim, dobrze scharakteryzowanych postaci, zarówno pierwszoplanowych drugoplanowych i wielu zaskakujących zwrotów akcji.


„Miłość na sprzedaż” to wielowątkowa powieść okraszona tajemnicami, z ciekawą fabułą poprowadzoną w kilku wątkach, uchylająca stopniowo skrywane sekrety, wzajemne powiązania oraz z ładnie wyeksponowanym, rodzącym się, trudnym uczuciem. Narratorką w większości jest Sarah, która opowiada o sobie, pokazując nam swoje spojrzenie na to, co dzieje się dookoła niej. Czasami, w bardzo epizodycznych scenach, do głosu dochodzi Borys, dzięki temu znamy też jego wersję niektórych wydarzeń, ale jest go zdecydowanie za mało. To typ mężczyzny, który wydaje się nieprzystępny, zdystansowany i chłodny w uczuciach. Już dawno zamknął swe serce na nową miłość, gdyż doświadczenia z przeszłości nie pozwalają mu na ponowne ryzyko doznania zawodu. I jak to zwykle w życiu bywa, wszystko jest do czasu, aż pojawi się ktoś, kto ponownie rozpali ogień namiętności i miłości.

Recenzja części II "Miłość na kredyt"

Recenzja części III "Miłość na własność"

Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu:




22 lutego 2022

1011. - "Aleksandra" Tom I


Aleksandra
Elżbieta Downarowicz

Wydanie: I
Premiera: 22.02.2022 r.
Wymiary: 135 × 208 mm
Liczba stron: 336
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Wydawnctwo: Videograf
Moja ocena: 5/6

„Czasami trzeba spojrzeć sercem, by zobaczyć prawdę.”

Życie pisze różne scenariusze, które często nie potrafimy przewidzieć. W trudnych chwilach pozostaje nadzieja na lepsze dni i odmianę losu. Jeżeli tej nadziei zabraknie, wówczas niektórym osobom wydaje się, że nic już nie ma sensu, a wówczas decydują się na krok, od którego nie ma odwrotu. Tak stało się w życiu bohaterki, której imię znajdziemy na okładce książki „Aleksandra”.


zdjęcie z okładki
autor: Marek Łoś
Elżbieta Downarowicz związana z Kołobrzegiem, w którym się urodziła i mieszka do dziś. Mówi o sobie, że jest kobietą w słusznym wieku z dość bogatym doświadczeniem, w której w życiu zawsze wszystko przychodzi w odpowiednim czasie. Teraz przyszedł widocznie czas na pisanie książek, gdyż jej debiutancka powieść jest zapowiedzią świeżego powiewu literackiego.

Poznajemy tytułową Aleksandrę Rejman w momencie, gdy stoi na dachu wieżowca rozważając swoją decyzję, która ma zakończyć jej życie, gdyż wszystko straciło dla niej sens. Jeszcze rok temu nic nie zapowiadało takiego obrotu sprawy, gdy wyruszała na wymarzoną misję do Afryki, pomagając siostrom zakonnym opiekować się osieroconymi dziećmi w sierocińcu niedaleko Lagos w Nigerii. Od najmłodszych lat marzyła o takiej wyprawie, więc gdy tylko nadarzyła się taka okazja, skorzystała z niej bez namysłu. Dodatkowym impulsem do tego kroku stały się wydarzenia, których konsekwencje miała wkrótce odczuć. Poznajemy zatem koleje losu kobiety, cofając się o 13 miesięcy wstecz, by poznać zdarzenia, które doprowadziły ją do podjęcia tak dramatycznej, ostatecznej decyzji.


Przyznam, że pierwsze zdania zamieszczone w prologu od razu zmroziły mnie swoją wymową, ale miałam nadzieję, że mimo wszystko dobrze się to skończy. Nie spodziewałam się natomiast, że ta historia wywoła we mnie taką emocjonalną burzę. Pani Elżbieta Downarowicz stworzyła bowiem niezwykle urozmaiconą opowieść, którą trudno było mi czytać spokojnie.

Okładka ładna, stonowana, spokojna, nie zapowiada aż takich emocji, jakich dostarczyła mi ta historia. Byłam nawet zła na autorkę, że tak to wszystko pokomplikowała i zaplanowała, że nie sposób tego czytać ze spokojem. Tu nic nie jest oczywiste, więc trudno mi było określić, czego mogę się spodziewać. Na pewno nie przypuszczałam, że tak poruszy mnie ta powieść z nietypową historią, ale życiową, pełną niespodziewanych zwrotów akcji, barwnej, a przez to wciągającej. 

Zaczyna się jak jeden z typowych romansów umieszczony w afrykańskich klimatach i realiach. W tle rozwijającego się uczucia rozgrywają się dramaty dzieci osieroconych i przygarniętych przez siostrę Małgorzatę, które stworzyła dla nich ośrodek w Nigerii, dając im poczucie bezpieczeństwa i chroniąc przed okrutnymi zasadami narzuconymi przez kulturę. Autorka nakreśliła nam ten kraj, jako świat kontrastów, w którym kultywowana od pokoleń tradycja żyje obok chrześcijańskiej religii wyznawanej przez Nigeryjczyków. Porusza nie tylko kwestię traktowania kobiet, ale też dzieci, które od najmłodszych lat wpajane mają określone poglądy, które wypaczają ich spojrzenie na rzeczywistość. Efekty tego są często trudne do przewidzenia, gdyż nawet dobro dawane przez innych nie jest czasami w stanie odmienić wrośnięte przekonania. Nie jestem w stanie wymienić wszystkich poruszanych zagadnień, by nie odbierać innym ich odkrywania, ale zapewniam, że są one jakby wzięte z życia, dzięki czemu powieść jest tak bardzo poruszająca. Do tego dochodzi bardzo dobry warsztat pisarski, w którym nie ma zbędnych słów, wydarzeń czy płytkich dialogów. 

„W głowie się nie mieści, że mieszkamy na jednej kuli ziemskiej, a prawo dotyczące kobiet jest tak różne.”

Niewątpliwą zaletą tej powieści są postacie, które wiodą prym razem z główną bohaterką i dodają tym samym szczególnego uroku, ale też dramatyzmu. Każda postać wnosi do fabuły własną historię,  swoją trudną przeszłość za sobą, która doprowadziła ich do obecnego punktu. Cudowne siostry Małgorzata, Józefa i Estera ale też naznaczony cierpieniem duszy doktor Wiktor tworzą razem wspaniałą galerię osobowości. Ich losy splatają się ze sobą wzajemnie, wypełniając każdą stronę książki ciekawymi epizodami. Tym samym pokazuje jak pokrętne mogą być ścieżki życia ludzi i jak bardzo przeżyte doświadczenia kształtują osobowość.


Fabuła nie posiada rozdziałów, lecz podziały na okresy czasowe. Bardzo zgrabnie została zastosowana narracja trzecioosobowa, płynnie pokazująca różne punkty widzenia, nie tylko Aleksandry, ale też innych bohaterów tej powieści. Ten zabieg bardzo mi się podobał, gdyż mamy możliwość poznania więcej szczegółów oraz podejścia pozostałych osób. Mimo to nie wszystko jest nam podane w pełnym wymiarze, co powoduje zaskoczenie, a w niektórych sytuacjach nawet szok. Kilka razy musiałam odłożyć na chwilę czytanie, gdyż moje emocje sięgnęły zenitu i musiałam pozwolić sobie na oddech.

To świetny debiut pani Elżbiety Downarowicz opowiadający o kobietach, które mają za sobą trudne doświadczenia. Poznajemy ich losy przy okazji śledzenia wydarzeń w życiu Aleksandry, która ponosi konsekwencje swoich wcześniejszych decyzji, ale też nie poddaje się zbyt łatwo swoim smutkom, lecz mimo to pragnie realizować swoje marzenia. Co doprowadziło ją na skraj dachu wieżowca, o tym musicie przekonać się sami. Zapewniam, że droga do tego jest długa, przejmująca, dramatyczna ale też dająca nadzieję, że zawsze jest jakieś rozwiązanie za pozornie zamkniętymi drzwiami.

„Aleksandra” to pierwszy tom trylogii opowiadających o kobietach i ich perypetiach pokazujących ich wewnętrzną siłę. Każda część stanowi osobną, zamkniętą całość. Na tylnej części okładki widnieją zapowiedzi kolejnych opowieści o kobietach „Monika” i „Ela”, po które z chęcią sięgnę, licząc na równie wciągającą opowieść.

Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu:


21 lutego 2022

1010. - "Speedlove"


Speedlove
Julita Dziekańska

Wydanie: I
Data wydania polskiego: 27 października 2021 r.
Liczba stron: 386
Wymiary: 145 x 205 mm
ISBN 978-83-66737-37-2
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Wydawnictwo: Szósty Zmysł
Ocena: 6/6

„Czasem wszystko idzie nie tak tylko po to, by wróciło na swoje miejsce.”

Coraz częściej można zauważyć tendencję wkraczania kobiet do zawodów, które od zawsze kojarzone były ze światem męskim. Dziś już nie dziwi nikogo kobieta w wojsku, na statku w roli kapitana czy na boisku sportowym kopiąca piłkę. Jednak cały czas są takie profesje, gdzie kobiety są w dużej mniejszości. Jednym z nich są wyścigi motocyklowe, które stanowią tło dla historii rozgrywającej się w powieści: „Speedlove”.

zdjęcie z okładki
Julita Dziekańska znana też jako J. Dean, to młoda, debiutująca pisarka, która zaczyna przygodę w literackim świecie powieści New Adult i romansów obyczajowych. Pochodzi z Warszawy, w której ukończyła filologii szwedzkiej na Uniwersytecie Humanistycznym SWPS. Zawsze pozytywnie patrzy w przyszłość i odważnie kroczy do przodu, nie bojąc się próbować nowych rzeczy i zdobywać nowych doświadczeń. Drzemie w niej dusza introwertyczki, która chętnie zaszywa się z ulubioną książką, ale też wrażliwej podróżniczki i sportowca. Szczególnie związana jest z siatkówką halową, która towarzyszy jej od dziecka. Obecnie próbuje swoich na rynku wydawniczym, na który wchodzi ze swoją pierwszą powieścią „Speedlove”


Alexandra Ferenc była od zawsze ukochaną córeczką swego ojca, Wielkiego Alfredo – sławnego, pięciokrotnego mistrza świata w wyścigach motocyklowych. Urodziła się w Polsce, ale wychowała się we Włoszech w Pesaro. To tutaj Alfredo poznał swoją żonę, Sofię, co sprawiło, że zamieszkał w jej rodzinnym kraju. Swojej córce zaszczepił bakcyla wyścigów, więc nic dziwnego, że dziewczyna poszła w ślady ojca i także zaczęła brać udział w zawodach MOTO GP, ale używając męskiej wersji swego imiona. Wszyscy zawodnicy znali ją, jako Alex, gdyż ona nigdy, w czasie zawodów, nie ujawniła swego wyglądu, który skrywała pod kombinezonem.

Gdy ją poznajemy, ma 17 lat i właśnie dowiedziała się, że razem z rodzicami musi przeprowadzić się do Polski, gdyż Alfredo został wykupiony przez polskiego sponsora i będzie się ścigał dla polskiego zespołu. Jest zrozpaczona, bo musi zostawić swoje dotychczasowe życie, w którym jest miejsce dla jej przyjaciela, Tito. To wydarzenie miało miejsce 10 lat wstecz, zanim zaczyna się główna oś tej historii, gdy Alexandra ma 27 lat. Od trzech lat nie startuje w zawodach, ani nawet nie jeździ na motocyklu, odkąd jej ukochany ojciec uległ groźnemu wypadkowi i od tamtego czasu jest w śpiączce. Mieszkając w Warszawie ułożyła sobie na nowo życie, ma firmę, plany i marzenia. Pewnego dnia Emilio Mancini, menager jej ojca i zarazem jego przyjaciel oraz Ojciec Chrzestny Alexy, składa dziewczynie propozycję dołączenia do zespołu we Włoszech i wystartowania w wyścigach Grand Prix, w których prym wiodą bracia Pereza.


Bardzo podobała mi się ta historia i uważam, że to świetny debiut pani Julity Dziekańskiej. To dobrze napisany romans sportowy z delikatną erotyką, pełen szybkiej akcji i spójnej fabuły złożonej z kilku wątków, w której można odnaleźć zarówno znane schematy, ale też nowe, zaskakujące sytuacje. Autorka wykazała się doskonałym sposobem budowania napięcia, ukazywania emocji, dając mocno poczuć to, co dzieje się między bohaterami.

Dzięki konkretnemu, świetnemu stylowi i ułożeniu poszczególnych wątków, mamy poczucie bezpośredniego uczestniczenia w poszczególnych epizodach, zwłaszcza tych, w których akcja dzieje się na torze wyścigowym i w zespole zawodników. To też zasługa barwnych, plastycznych opisów, które nie są nudne i ciągnące się w nieskończoność, lecz dające odczuć panującą atmosferę, zarówno na zawodach, jak i wśród występujących postaci. Możemy niemal usłyszeć warkot motocyklowych silników, zapach paliwa i adrenalinę towarzyszącą zawodnikom podczas rozgrywek. To samo dotyczy relacji damsko-męskich, które kipią od pożądania i namiętności, ale objawiają się bardziej w odczuciach, niż w scenach intymnych, których nie ma zbyt wiele, a te, które są nakreślone zostały w ładnym stylu, działającym na wyobraźnię.

Fabuła rozwija się stopniowo, niczym jazda na motorze, gdzie początkowo maszyna rusza wolno, by za chwilę nabrać rozpędu i mknąć coraz szybciej ku finalnym rozstrzygnięciom. Patrząc na okładkę, spodziewałam się typowej opowieści o miłości, a po opisie na końcu książki, sądziłam, że ta miłość będzie pomiędzy zupełnie innymi osobami, niż faktycznie miało to miejsce. Dzięki temu ta opowieść była jeszcze bardziej ekscytująca i ciekawa, dlatego przeczytałam ją w ciągu kilku godzin, pędząc przez fabułę, niczym zawodnik na ścigaczu, którego wizerunek widnieje przy każdym rozdziale. To zasługa nie tylko przystępnej formy literackiej, ale też wspaniałych, charakterystycznych i charyzmatycznych postaci.


Główna bohaterka nie jest słodką, naiwną i nijaką dziewczyną, lecz stąpającą twardo po ziemi, odważną kobietą, która doskonale odnajduje się w sporcie przypisanym mężczyznom. Alexa nie raz spotyka się z dyskryminacją pod tym względem, ale potrafi odważnie się im przeciwstawić, pokazując swoją wartość zarówno w codziennym życiu, jaki i na torze. Bardzo ujmująco została pokazana więź między nią a matką, która wykazuje ogromne wsparcie dla swojej córki, zrozumienie i oddanie. Równie emocjonujące i ujmujące są relacje z przyjacielem z dzieciństwa, Tito, oraz przyprawiające o dreszcze, pełne napięcia z braćmi Pereza. Każda z postaci, zarówno pierwszoplanowych, jak i drugoplanowych, jest wyrazista, z określoną osobowością, tajemnicami i historią.

Autorka utwierdza w przekonaniu, że każdy powinien dążyć do spełnienia swoich pragnień nawet, jeżeli wydają się one trudne do osiągnięcia lub nie zawsze spotykają się ze społeczną akceptacją. Pokazuje przy tym, że kobieta, która pragnie realizować się w świecie od zawsze przypisywanym mężczyznom, musi starać się podwójnie mocno, by pokazać swoją wartość i osiągnąć cel.

Egzemplarz książki otrzymałam od portalu


20 lutego 2022

1009 -"Wierność Gniewomira"


Wierność Gniewomira
Seria z Gniewomirem Tom V
Piotr Skupnik

Wydanie: I
Data premiery: 10.01.2022
Oprawa: miękka
Format: 140x200 mm
Ilość stron: 206
ISBN 978-83-8119-889-9
Wydawca: Psychoskok
Moja ocena: 5/6

"prawdziwi wojownicy są jak dobre wino, im starsi, tym lepsi"

W zeszłym roku, w maju poznałam kolejne losy Oliego Egilssona zwanego Gniewomirem. Wówczas poznaliśmy wydarzenia mających miejsce w latach dwudziestych X wieku. Trochę długo kazał nam czekać autor na kolejną odsłonę jego losów, bo dopiero w tym roku ukazał się piąty tom zatytułowany "Wierność Gniewomira."

źr. zdjęcia:
psychoskok.pl
Piotr Skupnik studiował historię na WNS Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. To człowiek o wielu zainteresowaniach, wśród których prym wiedzie historia, o czym można się przekonać czytając jego serię o Gniewomirze. Lubi jarmarki średniowieczne, organizowane przez bractwa rycerskie i grupy rekonstrukcyjne. Poza historią pasjonuje się sportem, religioznawstwem, archeologią, archiwistyką, bibliotekarstwem i fantastyką oraz czytanie książek: historycznych (naukowych oraz powieści), fantastycznych i sensacyjno-przygodowych, opartych na wątkach historycznych oraz mitologicznych. Najchętniej sięga po pozycje: Bernarda Cornwella i Terry’ego Goodkinda.

Po raz piąty pan Piotr zabiera nas w czasy sięgające pierwszych lat XI wieku, a wraz z tym na spotkanie z jarlem Gniewomirem. Jego losy mogliśmy śledzić w „Ścieżce Gniewomira“, „Wyprawa Gniewomira“, „Służba Gniewomira” i „Misja Gniewomira”. Każda z nich wypełniona była wieloma przygodami, emocjami i zaskakującymi epizodami. Podobnie jest w powieści "Wierność Gniewomira", w którym nie brakuje intensywnych i ekspresyjnych wydarzeń, które powodują, że szybko wnikamy w fabułę. W nowej odsłonie dziejów dzielnego jarla autor nie zwalnia tempa i dostarcza swemu bohaterowi nowych problemów.


Tym razem spotykamy go najpierw w roku 1051, gdy liczy sobie już ponad siedemdziesiąt wiosen. Zastajemy go w Sali jadalnej, gdzie jego córka, Marzanna prowadzi przytułek dla sierot, kalek i żebraków. Wśród nich jest handlarz Dagobert, który ma w posiadaniu święte przedmioty. Przynajmniej tak mówi. Gdy Gniewomir dowiaduje się, że ma on także relikwie św. Olafa, wybucha śmiechem, gdyż sam był świadkiem śmierci Olafa i wie, jak wygląda prawda o nim. I tu zaczyna się kolejna porcja przygód sprzed kilkudziesięciu lat i poznajemy wydarzenia, które miały miejsce na przestrzeni 10 lat, czyli do 1030 roku.

Jest 1020 rok. Po ostatnich wydarzeniach i powrocie do Gniewogardu nastał czas spokoju, spędzany na codziennych czynnościach w domach, jak i wokół nich oraz na ćwiczeniach walk. Gniewomir ma na swoim podorędziu 500 wojów, 7 drakkarów, dwa towarowe knary i wielu wojowników, wśród których są Norwegowie, Danowie, Szwedzi, Finowie, mieszkańcy Islandii, Celtowie, Bałtowie, Czesi, Niemcy i Słowianie. Jest więc jarl Gniewmoir potężnym panem grodu Gniewogard. Na początku jarl przedstawia swoją sytuację, warunki życia, rodzinę i to, co dzieje się pod jego pieczą, zanim w 1021 roku wyrusza do Gniezna, wraz z wojownikami, by eskortować swoją siostrę i jej syna Żitimira. Tam Gniewomir otrzymuje od Bolesława Chrobrego zadanie zapewnienia bezpieczeństwa  jego wnukowi Kazimierzowi, więc musi udać się do Poznania. Nie jest to proste zadania, gdyż nie brakuje wrogów, chociażby w  osobie komesa mazowieckiego, Macława, znanego też jako Masław. Do tego król Duńczyków i Anglików Knut Wielki żąda, by Gniewomir oddał mu Norwegię.


Autor, jak zwykle z pasją i zaangażowaniem rysuje przed nami realia ówczesnych czasów, zabierając nas, między innymi, na ważne wydarzenie w naszych dziejach, jakim była koronacja Bolesława Chrobrego. Poza tą postacią spotykamy także jego syna Mieszka Lamberta, Bezpryma, małego Kazimierza zwanego później Odnowicielem i z wieloma innymi bohaterami tamtych czasów, zarówno w Polsce, jak i za granicą. Wraz z Gniewomirem udajemy się na Węgry, do Danii i Norwegii.

"Takie to były czasy, w których nowa religia jeszcze ostatecznie nie zatryumfowała nad starą."

„Wierność Gniewomira” dorównuje swoją jakością do poprzednich części i czyta się ją dosyć szybko ze względu na wciąż zmieniającą się sytuacji i mnogość wydarzeń. Nie zmieniła się forma przedstawiania tej historii oraz narracja prowadzona w pierwszej osobie z punktu widzenia Gniewomira. Pan Piotr Skupnik doskonale dba o wartość historyczną powieści, wplatając zgrabnie fikcyjne zdarzenia i postacie, które razem tworzą spójną całość. Prawdę od fikcji, jak zwykle, oddziela w swoim końcowym słowie. W ostatnich linijkach tekstu zapowiedział, że już powstaje kolejna, szósta i zarazem ostatnia część przygód jarla, wiec nie pozostaje nic innego, jak cierpliwie na nią czekać.

Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu:


1008. - "Liściki od Wszechświata"



Liściki od Wszechświata
Mike Dooley

Wydanie: I
Premiera w Polsce: 9 luty 2022r.
Premiera zagraniczna: 29 września 2020
Liczba stron: 360
Wymiary: 145 x 205 mm
ISBN 978-83-67069-71-7
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Tłumaczenie: Magdalena Wysmyk
Tytuł oryginału: The Complete Notes From the Universe

„Od naszych myśli zależą okoliczności, w jakich znajdziemy się jutro, a także by zacząć spełniać swoje marzenia.”

Od dawna wiadomo, że nasze myśli mają potężną moc, dzięki której możemy spełniać swoje najskrytsze marzenia. Jednak nie każdy potrafi wzbudzić w sobie pozytywne wibracje, gdyż patrzą na to, co mają w negatywnych barwach. Warto więc sobie uświadomić, że to my kreujemy swój świat, a temu mogą pomóc pozytywne, motywacyjne teksty. Nie muszą to być długie opracowania, jakie można kupić na naszym rynku wydawniczym. Czasami wystarczy kilka pozytywnych słów, które ukierunkowują nasze myśli w dobrym kierunku. A gdyby tak codziennie każdy z nas otrzymywał takie optymistyczne teksty w formie krótkich wiadomości? Teraz jest to możliwe, dzięki książce pt.: „Liściki od Wszechświata”.

źr. zdjęcia:
pinterest.com
Mike Dooley urodził się 7 lutego 1961 w Orange, Kalifornia. To znany nauczyciel specjalizujący się w tematyce metafizycznej i autorem bestsellerów „New York Timesa”, które zostały opublikowane na całym świecie i zostały przetłumaczone na 27 języków. Ja miałam możliwość przeczytania „Świat nieograniczonych możliwości”, „Sztuka kreacji marzeń”, „7 kroków do szczęścia” i "Dziesięć najważniejszych przesłań, które zmarli chcą przekazać Tobie". Dziś jest szczęśliwym, spełnionym człowiekiem realizującym swoje marzenia, ale nie zawsze tak było.

Kilkanaście lat temu autor miał trudny czas w swoim życiu. Jego firma ogłosiła bankructwo, więc Mike nie miał dobrej sytuacji finansowej, a do tego dowiedział się, że jego dziewczyna ma nowego chłopaka. Wówczas był na rozdrożu nie wiedząc, co będzie dalej. Zaczął analizować swoją sytuację, poszukiwać sensu w tym, czego doświadczał i stwierdził, że skoro cały ten bałagan w jego życiu zaistniał z przyczyn dla niego nie zrozumiałych, to nie znaczy, że nie będzie umiał z tego wyjść, więc czas zacząć śnić nowy sen, zwany życiem i wykreować zupełnie nową jakość myśli motywujących do działania. Zaczął od drobnych kroczków, z liściki były jednym z pierwszych. Postanowił bowiem rozsyłać do ludzi maile z krótkimi tekstami, które pomogłyby odbiorcom obudzić się z duchowego snu i pobudzić potencjał, jaki każdy ma w sobie. Te drobne gesty sprawiły, że jego życie zaczęło się zmieniać na lepsze. W ten sposób powstały liściki od Wszechświata, które stały się inspiracją do napisania kolejnej książki.


Stworzona publikacja to przede wszystkim materiał, dzięki któremu możemy poczuć się lepiej każdego dnia. Wystarczy wziąć książkę do ręki, skupić się na chwilę nad tym, co nas niepokoi, czy smuci lub po prostu z przesłaniem wskazówki na najbliższe godziny i otworzyć na przypadkowej stronie, a potem przeczytać, co Wszechświat chce nam przekazać. Każdy liścik, to zaledwie kilka lub kilkanaście linijek z pozytywnym przesłaniem, w których znajdziemy poradę, wskazówkę lub po prostu myśl skłaniającą do refleksji. Zamieszczone teksty tchną optymizmem, napawają nadzieją, emanują radością, empatią, miłością. Sprawiają, że kilka prostych słów potrafi pokazać naszą sytuację z zupełnie innej strony. Skłaniają do przyjrzenia się sobie, danej sytuacji, rozpoznać własne emocje, ograniczenia, dostrzec piękno w otaczającym świecie, a przede wszystkim zmienić nastawienie do siebie i tego, czego doświadczamy.

W życiu bowiem spotykają nas różne doświadczenia i nie raz potrzebujemy wsparcia, odrobiny nadziei, dodania otuchy czy po prostu jakiegoś miłego słowa, utwierdzającego nas w poczuciu, że nie jesteśmy sami na tym świecie. Możemy to poczuć, dzięki takim książkom, jak „Liściki od Wszechświata”, które napawają optymizmem i mogą być wiernymi towarzyszami na naszej drodze życie.

Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu:



Popularne posty