"Układ"
Paulina Kunka
Data premiery: 14.11.2023r.
Ilość stron: 552
Wymiary: 210x130mm
Okładka: miękka
ISBN: 978-83-8313-615-8
Wydawnictwo: Novae Res
Moja ocena: 5/6
„Nie warto rozpamiętywać przeszłości, tylko mieć z kim dzielić przyszłość.”
Plany wakacyjne zawsze cieszą każdego, kto marzy o odpoczynku po kilku miesiącach pracowitego czasu. Nie dopuszczamy myśli, że mogłoby być inaczej. Podobnie myślała bohaterka książki „Układ”, której nagle zostaje zabrane dotychczasowe życie.
Jessica Steward mieszka i studiuje w ukochanym Londynie, w którym czuje się doskonale. Poznajemy ją, gdy ma za sobą trudne miesiące związane ze studiami prawniczymi, a przed sobą cudowne wakacje na Majorce. Razem ze swoją przyjaciółką Mary oszczędzała każde pieniądze na tę chwilę odkąd skończyły 18 lat i teraz, gdy mają po sześciu latach spełniają swoje marzenie.
Dwa dni przed końcem urlopu i powrotem do Anglii Jessica zostaje porwana i budzi się w domu publicznym znajdującym się w San Diego. Szczęściem w tym nieszczęściu jest to, że jest to luksusowy przybytek dla panów, więc jest traktowana według określonych zasad. Jednak ucieczka z tego miejsca jest niemożliwa, gdyż od razu zostaje poinformowana, że o dawnym życiu może zapomnieć. Wyjścia są dwa: albo ostateczne, jeżeli próbowałaby uciec, albo wtedy, gdy któryś z klientów będzie chciał ją wykupić, bo taka możliwość też jest. Kilka tygodni później przychodzi bogaty biznesmen, który jest znany z tego, że raczej nie korzysta z usług prostytutek, a jedynie je obserwuje. Pewnego dnia zamawia sobie do pokoju VIP-ów Jessie. Tam, na osobności składa jej propozycję. Obiecuje, że wyciągnie ją z tego koszmaru, ale to wiąże się z warunkami umowy, którą jej proponuje.
Gdym nie przeczytała blurba zamieszczonego na tylnej stronie okładki, spodziewałabym się, że powieść „Układ”, będzie opowieścią o dziewczynie spędzającej czas na Majorce, a przy tym spotka swoją miłość. Doszło oczywiście do tego, że taka miłość się pojawiła, ale stało się to w zupełnie innych okolicznościach.
Okładka jest w stylu, jakiego nie lubię, natomiast historia jak najbardziej tak. Bardzo podobał mi się pomysł na tę opowieść, w której najważniejszą kwestią jest zaufanie oraz miłość. Oboje główni bohaterowie są zranieni, ale każde z nich inaczej sobie z tym radzi. Scott zamknął swoje serce na miłość, otoczył się murem, przez który trudno się przebić uczuciom. Nie jest wprawdzie, kimś, kogo nie da się lubić, gdyż dotrzymuje obietnicy dbania o Jessie, troszczy się o nią i stara się robić wszystko, by czuła się bezpieczna i szczęśliwa. Nie jest natomiast gotowy na nowy związek, gdyż obawia się ponownego zranienia, więc większość swego czasu poświęca pracy w firmie, którą do tej pory prowadził ojciec. Teraz, gdy wisi nad nim widmo śmierci, Scott przejmuje obowiązki szefa.
Jessie była dla mnie zbyt słodka i porządna, ale z czasem jej postać się rozwinęła i stała się bardziej charakterna. Wykazuje się wrażliwością i wyrozumiałością, oraz umiejętnością wybaczania, ale też potrafi pokazać pazurki, stanąć po właściwej stronie, zaznaczyć swoje granice i teren. Doskonale rozumie swoją rolę, natomiast stara się w tym wszystkim korzystać z życia, jakie podarował jej przystojny pan Black.
Poza tą dwójką jest kilka innych osób, które polubiłam i chętnie bym się jeszcze z nimi spotkała w kolejnej części, o ile takowa powstanie. Wśród nich jest Mary, przyjaciółka Jessie. Obie dziewczyny łączy niemal siostrzana relacja i zawsze mogą na siebie liczyć. Bardzo zyskał na swoim wizerunku James, starszy brat Scotta Blacka, który z każdym kolejnymi wydarzeniami odkrywał swoje prawdziwe oblicze. Ta dwójka aż prosi się o przedstawienie w osobnej powieści.
Niezwykle ujmującą postacią jest też Vincent, kierowca Scotta, zawsze dyskretny, lojalny, grzeczny, kulturalny, gotowy na wypełnienia poleceń swojego pracodawcy. Jest postacią drugoplanową, ale nie da się go nie zauważyć.
„Układ” to romans z wątkami opartymi na schemacie przełamywania oporu i braku zaufania do kobiet, ale też z emocjonalną stroną związaną z tym, co wzajemnie do siebie czują Jessie i Scott. Czytało mi się tę książkę płynnie, bez znużenia, gdyż nie ma w niej zbędnych opisów, a całość wciąga z każdą stroną. A jest tych stron sporo, po ponad 500. Wbrew pozorom, nie jest to erotyk, lecz raczej opowieść o miłości, która musi przebić się przez barierę powstałą wskutek trudnych przeżyć. Obserwujemy wydarzenia i wzajemne relacje z różnej perspektywy gdyż autorka zastosowała narrację trzecioosobową, więc znamy reakcję i odczucia każdej z osób, które są w danym momencie istotne.
Powieść jest debiutem pani Pauliny Kunki, więc nie wszystko jest doskonałe, chociaż, główny motyw wzbudza zainteresowanie, wciągając swoją fabułą. Jej przebieg i finał historii Jessie i Scotta można było się domyślić, bo tu zaskoczeń, nie było, ale nie wszystko wydarzyło się tak, jak się mogłam spodziewać, więc tym bardziej chętnie podążałam przez dosyć grubą objętościowo powieść.
To, co mnie irytowało, to używanie kolorów włosów, przy opisywaniu tego, kto w danym momencie mówi, czy którą osobę akurat obserwujemy, na przykład ”Blondynka od razu zauważyła lexusa”, czy „Ruda przyjrzała się”, albo z użyciem narodowości np. „Brytyjka miała odwrócić się na pięcie”. Z czasem też coraz rzadziej pojawiał się temat tego, co Jessica przeżyła wcześniej i wszystko wygląda tak, jakby tego epizodu nie było. Jednak ogólnie ta pierwsza powieść pani Kunki jest obietnicą, że kolejne napisane przez nią historie będą coraz lepsze i równie ciekawe.
Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Novae Res
Tu Jardian Mirko. Książkę chyba wezmę pod uwagę w planach czytelniczych, pozdrawiam po zabieganym sobotnim poranku .
OdpowiedzUsuńA już myślałam, że to jakiś mroczny dark romans.
OdpowiedzUsuńOkladka i tytuł mnie nie zachecają. Twoja recenzja już bardziej ale jeszcze w pełni przekonana nie jestem, czy to typ książki dla mnie :)
OdpowiedzUsuńTytuł trochę mylący, ale Twoja recenzja bardzo mnie zachęciła do przeczytania tej książki.
OdpowiedzUsuńWigląda na ciekawą wartą poznania historię.
OdpowiedzUsuńPrzekonałaś mnie, że warto przeczytać tę książkę.
OdpowiedzUsuńMogłaby mi się ta książka spodobać. Niczego nie znoszę tak bardzo jak romantyzowane patologii i przemocy, ale tu widać, że pomysł był zupełnie inny. Nadmierne wykorzystywanie koloru włosów też mnie drażni, ale chyba nie aż tak bardzo jak określanie ludzi po kolorach oczu. Totalnie tego nie rozumiem, bo ja nigdy nie widzę jaki kolor oczu ma osoba, z którą rozmawiam twarzą w twarz, a co dopiero taka, która przebywa w drugim końcu sali. Bardzo to dla mnie nierealne.
OdpowiedzUsuń