1302. - "Gdzie są moje zwłoki"

źr. zdjęcia na tło: bredereck-auslandsimmobilien.de

Gdzie są moje zwłoki
Małgorzata Starosta

Wydanie: I
Data wydania: 08.02.2023r.
Liczba stron 352
Wymiary: 135x202 mm
Okładka: miękka ze skrzydełkami
ISBN 978-83-67341-70-7
Wydawnictwo: Wydawnictwo Mięta
Moja ocena: 6/6

„Niekiedy życzenia wypowiedziane w złą godzinę spełniają się z nawiązką, zwłaszcza gdy usłyszą je te bardziej złośliwe duchy.”

Na trasie z Wałbrzycha do Wrocławia, ok. 9 km od Świdnicy, leży niewielka miejscowość Mokrzeszów. Tam, w pięknym parku stoi niezwykły zabytek, który swoją świetność ma dawno za sobą. Neogotycki pałac o charakterystycznej żółtej elewacji został zbudowany w 1860 roku przez właściciela miejscowości i przekazany Zakonowi Kawalerów Maltańskich. W okresie przedwojennym mieścił się tutaj szpital sanatoryjny, a w czasie wojny jego mury widziały nie jedno, gdy w ramach prowadzonego tutaj Domu Matek realizowana była akcja Lebensborn, a dziś stanowi smutne świadectwo dawnej świetności. Ten trochę obszerny wstęp do mojej recenzji ma swoje uzasadnienie, gdyż dzieje dawnego szpitala zainspirowały autorkę do napisania historii, której fabuła wiedzie w progi opuszczonego budynku będącego tłem dla wydarzeń mających miejsce w książce „Gdzie są moje zwłoki”.

Zanim jednak odwiedzimy stare mury, poznajemy Jeremiego Organka, mieszkającego we Wrocławiu i pracującego w Zakładzie Medycyny Sądowej, jako patolog. Poznajemy go, gdy właśnie zmierza do pracy. Po drodze, w pobliskiej cukierni, odbiera tort w kształcie mózgu, co przez sprzedawczynię odebrane jest, jako coś dziwnego i ekscentrycznego. I za takiego jest on uważany przez otoczenie.

Gdy doktor Organek dociera do swojego stanowiska pracy, widzi na stole ciało młodej kobiety. Jest w lekkim szoku, gdyż według planu na tym miejscu miały być zwłoki Marcina Zygmunta. Natomiast piękna, ale niestety nieżywa blondynka w żadnym szczególe nie przypomina mężczyzny. Nie ma przy niej żadnej karty identyfikacyjnej, ale mimo to Organek przystępuje do sekcji. W jej trakcie zauważa, że w gardle zmarłej tkwi klucz o starodawnym kształcie. Gdy na chwile opuszcza salę prosektorium i do niej wraca, zamiast pięknej nieznajomej widzi ciało Marcina Zygmunta.

Nikt by mu nie uwierzył w to, czego doświadczył, gdyby nie Linda Miller, która akurat przyszła do jego szefa, Mieczysława Kurzawy, by zrobić wywiad na temat pracy patologa. Idąc do gabinetu kierownika, zagląda do prosektorium, gdzie akurat Organek przygotowywał się do sekcji młodej kobiety, nazwanej potem rusałką. 

On – pięćdziesięciolatek o wyglądzie George’a Clooney’a i Ona – dwudziestopięciolatka z burzą rudych włosów, stanowią dwa przeciwne bieguny i zgrany duet. Jeremi spokojny, zrównoważony, kulturalny i pedantyczny, Linda pełna energii, ciekawska, pasjonatka historii i łaknąca przygody. To ona dostrzega na znalezionym kluczu wyrytą runę Algiz, a to doprowadza ich do odkrycia tajemnicy znikających zwłok i do wiekowego pałacu w Mokrzeszowie.

Powieść „Gdzie są moje zwłoki” powstała w sposób nietypowy, gdyż jest efektem pewnego eksperymentu pisarskiego, jaki przeprowadziła autorka na Facebooku. Jej fabuła jest dziełem fanów pani Małgorzaty Starosty. Wzięli oni aktywny udział w projekcie „Jeremiaszek”, tworząc poszczególne postacie, wątki i elementy historii, którą autorka ubrała w słowa, tworząc opowieść pełną zwrotów akcji, wciągającą, ekspresyjną, a przy tym poruszającą ważne zagadnienie, jakim jest germanizacja dzieci w ramach programu Lebensborn. Był to pomysł Hitlera, który chciał odnowić niemiecką krew poprzez selekcję kobiet i mężczyzn oraz stworzyć rasę nadludzi rasy aryjskiej. Ten element nadaje nieco goryczy tej lekkiej w swoim wyrazie powieści, w której kipi od humoru i zabawnych sytuacji. Jednak spośród nich wyłania się też historia i dramat dzieci poddawanych zniemczeniu i adoptowanych przez niemieckie rodziny.
„Ludzie są ludźmi bez względu na ich kolor skóry, pochodzenie, religię i przekonania. Ci, którzy głoszą co innego, powinni samych siebie uznać za niewartych życia.”

To moje drugie spotkanie z książką pani Małgorzaty Starosty. Po powieści „Cynamonowe gwiazdy” uważam, że zdecydowanie lepiej czuje się ona w komediach kryminalnych, niż w romansach, gdyż „Gdzie są moje zwłoki” jest napisana rewelacyjnie i trudno ją czytać z poważną miną, mimo że porusza trudny temat.

Ja przeczytałam tę książkę w formacie e-booka, ale jest ona dostępna także w wersji papierowej. Na jej okładce możemy zobaczyć głównych bohaterów, czyli Jeremiego Organka i Lindę Miller dających tej powieści kolorytu i humoru, ale także pozostałe postacie są bardzo charakterystyczne i wzbudzające sympatię. Wśród nich jest niezwykle kulturalny, wysławiający się pięknym polskim językiem nadinspektor Kazimierz Wilczyński, podkomisarz Michał Bączek zwracający uwagę na podszepty własnej intuicji i elegancka, niezwykłej urody pani prokurator Kalina Rumin. Do tego obecny żartobliwy ton wypowiedzi, oryginalne sformułowane zdania, porównania, wymyślone, nietypowe określenia, których nie sposób znaleźć w języku polskim i wiele zabawnych sytuacji daje w sumie świetny zestaw, przy którym czas biegnie szybko i przyjemnie.

Egzemplarz książki otrzymałam od portalu

źr. zdjęcia: wydawnictwomieta.pl




Komentarze

  1. Czytalam inne ksiazki autorki i po ta tez na pewno sięgnę;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Planuję przeczytać tę książkę w odpowiednim dla siebie czasie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Na pewno przeczytam, gdyż uwielbiam pióro Gosi. Mam wielką ochotę na tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tytuł brzmi złowieszczo, ale dzięki Tobie Mirko wiemy,że warto przeczytać tę powieść. Zapowiada się bardzo intrygująco:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Jeśli któryś z komentarzy nie jest widoczny, proszę o cierpliwość. System blogowy czasami wymaga akceptacji komentarzy, mimo że nie jest to konieczne.

Każda recenzja to moje subiektywne odczucia! Wasze mogą być zupełnie inne i zawsze jestem ciekawa Waszych opinii.

Bardzo dziękuję za każdą wizytę i komentarz. Komentarze bardzo mnie cieszą.

Wpisy o charakterze spamu oraz z reklamami firm lub produktów będą usuwane.