"Destroy us"
Paulina Śmiech
„Ocenianie ludzi tylko na podstawie ich wyglądu,
przypomina osądzanie książki po okładce”
Powyższy cytat doskonale mogłabym dodać do książki „Destroy us", gdyż patrząc na jej okładkę można spodziewać się jakiejś mrocznej, ciężkiej, niemal gotyckiej opowieści. Tymczasem to wrażenie okazuje się być mylące. Rzadko się zdarza, bym nie wiedziała, co mam napisać o przeczytanej książce. Z jednej strony historia napisana przez Paulinę Śmiech miała w sobie pewien urok i potencjał, ale nie wszystko w niej mi odpowiadało, a do tego jest wyczuwalny debiutancki, jeszcze nie do końca wyrobiony styl.
Camilla Brooks nie zna słowa „bieda”, gdyż od zawsze otoczona jest luksusem. Uczestniczy w balach i wystawnych bankietach, a jej życie wydaje się pełne przepychu i możliwości. Bogaci rodzice, prestiżowe zawody, markowe ubrania – wszystko to powinno gwarantować szczęście. A jednak to tylko fasada. W rzeczywistości Camilla nie ma kontroli nad własnym życiem, gdyż o wszystkim decyduje despotyczna matka. Matka kontroluje nie tylko jej przyszłość, ale i codzienne wybory – nawet te najbardziej osobiste. Camilla nieustannie słyszy, że powinna uważać na to, co je, że jest „za gruba”, choć nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością. Te ciągłe uwagi, rzucone niby mimochodem, stopniowo wżerają się w jej umysł, niszcząc jej postrzeganie siebie. Zaczyna wierzyć w narzucone jej przekonania. Patrząc w lustro, nie widzi siebie – widzi kogoś, kogo wpoiła jej matka: „grubaskę”, której obraz nigdy nie powinien istnieć. Camila zawsze marzyła, by studiować architekturę, ale też pod naciskami matki, wybiera prawo. Poznajemy ją, gdy jedzie z bratem bliźniakiem, Elliotem do Londynu na studia prawnicze. Tam poznaje Evansa Nacchiano, tajemniczego współlokatora brata. Okazuje się też, że Evans wie o niej dużo, więcej niż można by było się spodziewać, a tak nie powinno być, bo znają się krótko. Jednak prawda jest zupełnie inna.
Po przeczytaniu „Destroy Us” pozostały mi mieszane odczucia, ale nie dlatego, że historia wywołała u mnie ogrom emocji, ale dlatego, że z jednej strony to powieść z ciekawym pomysłem, ma w sobie wiele wątków, które tworzą skomplikowaną historię i pani Paulina Śmiech ma zadatki na pisarkę z dużym potencjałem twórczym.
Nie wszystko w tej fabule do mnie przemawiało i ujęło. Nie potrafiłam zrozumieć, co autorka chciała przekazać ani dlaczego zdecydowała się na taką końcówkę. Miałam wrażenie, że była ona wymuszona, byle tylko uniknąć zbyt pozytywnego finału. Niektóre opisy miały na celu poruszenie czułych stron duszy, ale tutaj też nie wszystko mi odpowiadało. U mnie raczej wywołały zdziwienie, a nawet niezrozumienie takiej, a nie innej decyzji bohaterów.
Co do bohaterów, to miałam wrażenie, że obserwuję grupę dzieciaków, a nie dojrzałych młodych ludzi, w wieku około dwudziestu kilku lat. Główna bohaterka to rodzaj furiatki. Ma 22 lata, a zachowuje się jak dziecko. Często postępowała po prostu głupio, obrażała się, krzyczała, wyzywała, zachowywała się jak furiatka, dziecinnie, nierozsądnie, zamiast po prostu porozmawiać, starać się zrozumieć. Zamiast porozmawiać o problemach z Evanem, gdy dowiaduje się o jego sekretach, ona się obraża, strzela focha, nie odzywa się, zrywa znajomość. To mało dorosłe podejście. Fakt, że Evan także nie zawsze był wobec niej szczery, miotał się w swoich uczuciach, ale on miał ku temu powód, ale to wydaje się realne.
Poza tym ich dialogi były pełne frustracji, pretensji i nieustannego unoszenia się dumą – zabrakło mi w nich prawdziwej, szczerej rozmowy. Za dużo wulgaryzmów, za mało rozmów opartych na szczerości i umiejętności słuchania. Nie mam nic przeciwko mocniejszemu językowi, jeśli jest uzasadniony, ale tutaj ich użycie zdawało się nieco przesadzone. Nie wzmacniały one autentyczności postaci, lecz sprawiały, że bohaterki wydawały się bardziej wulgarne niż wyraziste.
Jednak mimo to książkę przeczytałam z zainteresowaniem, bo nie brakuje w niej wydarzeń, dzięki którym chciałam poznać finał tej historii. I tu był mój największy zawód. Uważam, że to, co zrobiła autorka na końcu powieści, jest bez sensu i nastawiony jedynie na dramatyzm i wyciśnięcie łez. Byłam w niemałym szoku i zdziwieniu, gdy dotarłam do ostatniej strony. U mnie łez nie było, a jedynie złość na takie, a nie inne sfinalizowanie historii. Ostatnie strony wywołały we mnie więcej zdziwienia niż emocji – nie było wzruszenia ani głębokiej refleksji, a jedynie złość na sposób zakończenia tej historii. Zamiast satysfakcji, czułam rozczarowanie. Zamiast euforii, czułam zawód, bo liczyłam na coś zupełnie innego, a tak otrzymałam to, czego nie lubię. To tak, jakby otrzymać pyszne danie, którym się delektujemy, ale nagle trafiamy w nim na jakiś gorzki składnik, który psuje całe wrażenie.
RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ TAKŻE NA DOBRE CHWILE
W INNEJ WERSJI
Książkę przeczytałam, dzięki księgarni
i portalowi
Data premiery: 21.01.2025r.
Ilość stron: 384
Okładka: miękka
Wymiary: 210 x 150 mm
ISBN 9788328916111
Wydawnictwo: Editio Red
Moja ocena: 3/6
Szkoda, że zakończenie książki rozczarowuje.
OdpowiedzUsuńParadoksalnie, teraz to zakończenie najbardziej zachęca mnie do sięgnięcia po książkę. Chcę sprawdzić, jakie ono jest.
OdpowiedzUsuńTo chyba nie jest książka w moim guście
OdpowiedzUsuńDziękuję za recenzję. Okładka przeraża 😁
OdpowiedzUsuńJa jakoś nie czuję się zainteresowana lekturą tej książki.
OdpowiedzUsuńOch, skutecznie zniechęciłaś mnie do tej pozycji
OdpowiedzUsuń