"Pas Szahida"
Seria „Cienie w mroku”
Tom trzeci
Wojciech Kulawski
„Oto, co człowiek jest w stanie zrobić
drugiemu człowiekowi…”
Po tym, co zaserwował mi autor w dwóch pierwszych tomach trylogii „Cienie w mroku”, z niepokojem i dreszczykiem napięcia oczekiwałam finałowego tomu „Pas Szahida”. Trudno bowiem było przewidzieć, z czym przyjdzie się mi mierzyć emocjonalnie, bo wydaje się, że już w powieści „Rzeźbiarz kości” i „Projekt 1002” osiągnęło apogeum natężenia wrażeń. Bohaterowie przeszli wiele dramatycznych sytuacji, więc wciąż towarzyszyła mi obawa, co jeszcze może im się przytrafić. Tym czasem okazuje się, że pan Kulawski potrafi jeszcze bardziej podkręcić nasze doznania i docisnąć nasze nerwy do granic możliwości, co wyraźnie jest wyczuwalne w ostatniej części pt.: „Pas szahida”, w której nie ma chwili spokoju.
Trudno też cokolwiek napisać o fabule w tej odsłonie serii, by nie ujawnić za dużo, więc uznałam, że mogę jedynie oprzeć się na tym, co zawiera blurb na okładce. Wynika z niego, że Tomasz Wetliński, Mateusz Dafner i Nadia Ukwiał wyszli z trudnej sytuacji, w jakiej znaleźli się na końcu drugiej części „Projekt 1002” i teraz rozwój wydarzeń zaprowadził ich do Wielkiej Brytanii. Bardzo sugestywnie napisany prolog daje przedsmak tego, o co toczy się gra, a finał tego wszystkiego trudno było przewidzieć.
Pan Wojciech Kulawski zdobył już sobie ugruntowaną pozycję w świecie pisarzy, którzy mają mocne pióro. Za każdym razem serwuje nam historie, która nie wiadomo jak się skoczy, czego się za chwilę spodziewać. Jego umysł i wyobraźnia chodzi naprawdę krętymi ścieżkami, więc nie sposób spokojnie czytać jego opowieści. Do tego pisze tak, że czuć każdą emocję, reakcję, odczucie i wrażenia zmysłowe. Odpowiednio zastosowane słowa trafiają w czułe punkty, docierają do naszej wyobraźnie dając obraz tego, co się dzieje na kartach książki.
Czytając, wciąż miałam w myślach pytanie, dlaczego ten tom ma taki a nie innych tytuł. Po dotarciu do jego końca, uświadomiłam sobie, że to w nim się dzieje, a wraz z tym obejmujące mnie rosnące napięcie trzyma mocno do ostatniej strony w uścisku, niczym tytułowy pas szahida. który jest w rzeczywistości nie tylko narzędziem terroru, ale przede wszystkim potężną metafora nieuchronności zdarzeń.
W finale trylogii „Cienie w mroku” pas szahida staje się zatem symbolem destrukcyjnej siły tajemnic z przeszłości, które, raz zdetonowane, nie pozostawiają miejsca na kompromisy. Autor, niczym konstruktor kamizelki wypełnionej ładunkami wybuchowymi i groźnymi materiałami wypełnił fabułę drobnymi, ostrymi detalami i zwrotami akcji, które w momencie finałowej eksplozji wgryzają się w nas coraz najmocniej.
Także tytuł całej serii jest ogromnie trafny, „Cienie w mroku”, bo właśnie w mrocznej przeszłości tkwią tajemnice, ludzie i wydarzenia, o których ludzkość nie ma pojęcia, a zło wciąż wyciąga swoje macki, mimo upływu lat. To mrożący krew w żyłach obraz tego, co jest w stanie zrobić człowiek drugiemu człowiekowi w imię władz i pieniędzy jest przerażający. Budzi się bowiem w nas świadomość realności tego rodzaju zdarzeń poraża jeszcze bardziej, gdyż pojawia się myśl, że taki scenariusz mógłby się wydarzyć naprawdę. Jak zawsze autor prowadzi wszystko z dobrze zaplanowaną skutecznością, nie pomijając niczego i nie pozostawiając nic przypadkowości.
Pan Wojciech Kulawski wnikliwie pokazuje również, jak w sytuacji skrajnego zagrożenia zaciera się granica człowieczeństwa. W określonych warunkach empatia, moralność i współczucie schodzą na dalszy plan, a na pierwszy wysuwa się czysty instynkt przetrwania. Bohaterowie podejmują decyzje, których w normalnych okolicznościach nigdy by nie zaakceptowali, co prowadzi do bolesnych, ale bardzo wiarygodnych konsekwencji. Ta obserwacja ludzkich zachowań nadaje powieści dodatkowej głębi i zmusza czytającego do refleksji nad tym, jak cienka jest granica między cywilizacją a pierwotnym odruchem walki o życie.
Historia jest ogromnie poruszająca, pełną zwrotów akcji, suspensu, działająca na zmysły, wchodząca do głowy w postaci obrazów, jakie są opisywanie, więc na pewno nie jest to lektura łatwa, ale skłaniająca do zastanowienia się nad ludzką naturą. Dotyka spraw, które miały miejsce, ale zostały one wplecione w fikcyjną fabułę. Zgodnie z tym, co napisał zaczynając pierwszy tom: zależy mu na tym, by odnaleźć w tej trylogii więcej niż na pierwszy rzut oka jest widoczne. I faktycznie tak się dzieje.
Recenzja tomu I "Rzeźbiarz kości"
Recenzja tomu II „Projekt 1002”
Książkę przeczytałam w ramach współpracy z autorem i wydawnictwem
Data premiery: 14.11.2025r.
Ilość stron: 576
Wymiary: 125 x 195 mm
Okładka: miękka
ISBN: 978-83-66767-88-1
Wydawnictwo: Alegoria
Moja ocena: 6/6





.jpeg)

Świetnie się czyta Twoje recenzje. Bardzo obrazowo opisałaś to napięcie – porównanie autora do konstruktora kamizelki, który precyzyjnie rozmieszcza „ładunki wybuchowe” w fabule, robi wrażenie. Aż poczułam ten dreszcz niepokoju, o którym piszesz. Widać, że ta trylogia mocno Cię przeczołgała emocjonalnie, a to chyba najlepsza rekomendacja dla mrocznego thrillera. Dopisałam do listy „must-read”.
OdpowiedzUsuńNie dla mnie taka propozycja. Piękna dedykacja,z pewnością Cię uradowała.
OdpowiedzUsuń