"Kalendarz adwentowy"
Tom drugi
Dwanaście dróg do domu
Jolanta Kosowska
Marta Jednachowska
„W każdym człowieku są ogromne pokłady dobra, czasami trzeba je tylko odkopać.”
Gdy jesteśmy dziećmi, potem nastolatkami, różnie wyobrażamy sobie nasze dorosłe życie. Życie pisze różne scenariusze i nie każdemu toczy się ono według pragnień. Jedni odnajdują szczęście, inni zbierają gorzkie efekty swoich decyzji, udało się odnaleźć szczęście. Dla jednych był to wynik własnych decyzji, dla innych – kwestia niezależna od nich. Rok temu poznaliśmy pierwszej części dylogii „Kalendarz Adwentowy” poznaliśmy dwanaścioro wychowanków domu dziecka przy ulicy Zimowej we Wrocławiu. Mieli oni swoje marzenia, które częściowo się spełniły, ale jak potoczyły się ich dalsze losy – możemy się tego dowiedzieć w drugiej odsłownie tej historii „Dwanaście dróg do domu”
„Kalendarz adwentowy” miał zamknięty charakter i nie spodziewałam się, że autorki dopiszą dalszy ciąg losów bohaterów. Ogromnie mnie to ucieszyło, gdyż ucieszyło, mieli oni ogromny potencjał do rozwoju, zarówno osobistego, jak i emocjonalnego. Byłam ciekawa, jak potoczyło się ich dorosłe życie – i teraz miałam szansę to odkryć.
Druga część Kalendarza Adwentowego rozpoczyna się 1 grudnia, dwadzieścia lat po wydarzeniach z pierwszego tomu. Justyna ma teraz 37 lat, jest mężatką i wychowuje dwoje dzieci – trzynastoletnią Jowitę oraz sześcioletniego Miłosza. Wcześniejsze zakupy świąteczne okazują się wyzwaniem, gdyż podobny pomysł miało wielu innych ludzi, a galeria handlowa wypełniona jest tłumem klientów. W tej przedświątecznej gorączce Justyna zaczyna zastanawiać się nad losami dawnych kolegów i koleżanek z domu dziecka – co robią teraz? Jak potoczyło się ich życie?
Niespodziewanie odnajduje Marię, która obecnie prowadzi własną kwiaciarnię i wraz z mężem stara się o adopcję dziewczynki z zespołem Downa. Wspólnie postanawiają odnaleźć dawnych przyjaciół, z którymi dzieliły dzieciństwo i młodość. Wszystko po to, by pomóc Grażynie, swojej dawnej opiekunce w domu dziecka. Dziś Grażka (jak ją wszyscy wówczas nazywali) jest w domu opieki i cierpi na demencję.
O losach pozostałych wychowanków dowiadujemy się w trakcie podążania za kolejnymi rozdziałami i epizodami. Towarzyszymy im w tej podróży przez cały grudzień, aż do świąt Bożego Narodzenia, a konkretnie do 25 grudnia. Czytając o ich obecnym życiu nie raz się wzruszyłam, zasmuciłam, ale też ucieszyłam, gdyż niektórzy z poznanej dwunastki wychowanków wzbudza wiele uczuć. Niektórych los mnie poruszył, inni wywołali złość i konsternację, a jeszcze inni uśmiech i empatię.
Panie Kosowska i Jednachowska to doskonale zgrany duet pisarski, który razem tworzą lekkie, ciepłe historie z głębszym przesłaniem. Po raz kolejny połączyły siły i stworzyły niesamowity kolaż ludzkich losów, pokazując, że życie układa się różnie, ale najważniejsze, by pamiętać o tym, co było w nim dobre, co dawało nam siłę. Ich styl jest płynny, lekki, czasami opisowy, a całość ma charakter wspomnieniowy, gdyż bohaterowie nie raz wracają myślami do czasów spędzonych w domu dziecka. Dowiadujemy się, co wydarzyło się w ich życiu i co doprowadziło ich do obecnego punktu.
Ta kontynuacja to jak spotkanie ze starymi przyjaciółmi. Została poprowadzona w niezwykle przystępny sposób, jednocześnie poruszając trudne tematy, z którymi mierzą się dorośli bohaterowie. Przypomina, że warto walczyć o relacje, dbać o ludzi, którzy coś dla nas znaczą, i nie zapominać o tych, z którymi łączyły nas serdeczne więzi. To ciepła, lekka, a jednocześnie ujmująca opowieść o solidarności, wspólnym działaniu i przyjaźni, która nie przemija.
Autorki subtelnie pokazują, że często składamy sobie obietnice dotyczące utrzymywania relacji i snujemy plany, a życie weryfikuje nasze zamiary. Uświadamiają, że to, kim jesteśmy obecnie zależne jest od tego, czego nauczyliśmy się w dzieciństwie. Podkreślają też, jak ważne jest pielęgnowanie relacji z ludźmi, którzy odegrali istotną rolę w naszym życiu. Często bowiem bywa tak, że obiecujemy sobie, dzwonić do siebie, pisać, spotykać się, że będziemy pamiętać. Potem okazuje się, że codzienność potrafi nas pochłonąć i spycha te obietnice na dalszy plan. Wyłania się refleksja, by nie zapominać o innych, pielęgnować przeżyte chwile i nie zasypywać dróg, które prowadzą do przyjaciół.
To też opowieść o istocie celebrowania świąt w rodzinnym gronie. Nie ważne jest co postawimy na stole, czy będą dwie, trzy, czy dwanaście potraw. Ważne, by spędzić ten czas z bliskimi.
Recenzja tomu I "Kalendarz adwentowy"
Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem
Data premiery: 23.10.2025r.
Ilość stron: 306
Wymiary: 130x210 mm
Okładka: miękka ze skrzydełkami
ISBN: 978-83-8423-165-4
Wydawca: Novae Res
Moja ocena: 6/6







Obydwie książki są wspaniałe. Lektura Kalendarza adwentowego idealnie odnajduje ducha świąt.
OdpowiedzUsuńCzytałam obie części i bardzo mi podobały.
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie przeczytam obie książki, mam nadzieję że w bibliotece naszej będą dostępne. Udanej niedzieli 🙂
OdpowiedzUsuńMuszę kiedyś zapoznać się z tymi książkami 😊
OdpowiedzUsuńCzytając tę recenzję, poczułem, że „Kalendarz adwentowy. Dwanaście dróg do domu” to coś więcej niż zwykła książka – to historia, która pozwala zatrzymać się przy tym, co w życiu naprawdę ważne. Widać, że autorki umiejętnie pokazują losy bohaterów w perspektywie dorosłości, ale bez popadania w patos – to pozwala łatwiej odnaleźć w tym własne refleksje. Najbardziej uderza mnie motyw pielęgnowania relacji i przypomnienie, że codzienność potrafi przesunąć ważne obietnice na dalszy plan, jeśli o nie nie dbamy.
OdpowiedzUsuńDla mnie ciekawy jest też sposób, w jaki autorki łączą wspomnienia dzieciństwa z dorosłym życiem bohaterów – pokazują, że nasze doświadczenia kształtują nas w subtelny, ale trwały sposób. To sprawia, że książka nie tylko angażuje fabularnie, ale też skłania do refleksji nad własnymi relacjami i tym, co chcemy zatrzymać w pamięci. Recenzja bardzo dobrze oddaje ciepło i głębię tej historii, a jednocześnie daje poczucie, że to opowieść, z którą warto się osobiście spotkać.