"Following My Destiny"
Kalina Carlesii
„Przeznaczenie to coś, co jest nam przewidziane
od samego początku.”
Los ma dla nas różne niespodzianki – czasem dobre, czasem niezbyt miłe, ale bywa, że bez nich nie wiedzielibyśmy czegoś, o czym nie mieliśmy pojęcia. Tak właśnie zaczyna się historia Rose Harris, bohaterki powieści „Following My Destin”, która po dramatycznym wypadku dowiaduje się, że cierpi na niewydolność serca. Diagnoza jest brutalna: bez leczenia zostało jej najwyżej pięć lat życia. W akcie desperacji i odwagi, nie mówiąc nikomu – ani rodzinie, ani przyjaciółce – decyduje się na samotną podróż do Korei Południowej, by tam podjąć pracę i uzbierać pieniądze na leczenie.
Lotnisko staje się miejscem metaforycznym, gdyż może symbolizować przejście między jednym etapem życia do drugiego. To tam przeznaczenie daje o osobie znać po raz kolejny, gdy nagle Rose wpada na Luke’a Andersona– przystojnego, choć irytującego biznesmena i sławnego modela. Nie podejrzewa jeszcze, jak bardzo to spotkanie wpłynie na jej przyszłość. Ich znajomość nie zaczyna się zbyt dobrze, od chwili, gdy paparazzi wietrzą sensację, sądząc, że Rose jest nową dziewczyną Luke’a. Dochodzi do tego w pewnym momencie do tego, że on proponuje jej nietypowy układ: w zamian za posadę prywatnej asystentki, ma udawać jego dziewczynę przed prasą.
Luke, który na początku zachowuje się jak zarozumiała gwiazda, stopniowo odsłania bardziej ludzką twarz, ale jego przemiana jest stopniowa, więc wiarygodna i satysfakcjonująca. Od razu natomiast polubiłam jego przyjaciela Nicka, który wzbudza sympatię swoim sposobem bycia. Jest wesoły, wspierający, a jego relacja z Mei, przyjaciółką Rose – biegnie w tle, subtelnie, ale intrygująco. Szczerze mówiąc, chętnie przeczytałabym książkę, w której ta para byłaby motywem głównym. Ich wątek zasługuje na rozwinięcie, bo ma w sobie potencjał na osobną, równie poruszającą historię.
Pani Kalina Carlessi debiutuje tą książką i uważam, że to bardzo obiecujący początek jej pisarskiej kariery. Historia wciągnęła mnie od pierwszych stron, ale nie obyło się bez drobnych zgrzytów, które są charakterystyczne dla początkujących twórców, chociażby w sposobie opisywania postaci poprzez określanie bohaterów przez kolor włosów. To jeden z tych schematów, które łatwo zauważyć i które nieco spłycają obraz postaci. Na szczęście nie przeszkadzało mi to na tyle, by odebrać przyjemność z lektury. Fabuła była na tyle angażująca, że szybko przestałam zwracać na to uwagę i dałam się porwać emocjom oraz relacjom między bohaterami. Dziwiłam się też niektórym reakcjom Rose, która zamiast podchodzić do wielu sytuacji spokojniej i oszczędzać chore serce, ciskała gromami bezpodstawnie i zbyt emocjonalnie.
Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, naprzemiennie z perspektywy Rose i Luke’a. Początkowo przez kilkadziesiąt stron głos należy wyłącznie do Rose, co może sugerować, że to ona będzie jedyną narratorką. Dopiero później autorka zdecydowała się oddać głos Luke’owi, co pozwala lepiej zrozumieć jego motywacje i uczucia. Ten zabieg dodaje głębi i dynamiki całej historii, a także pozwala spojrzeć na wydarzenia z dwóch różnych perspektyw.
„Following My Destiny” to opowieść o tym, że życie zawsze daje nam szansę, otwiera możliwości, ale to od nas zależy, co z tym zrobimy. Pani Carlesii bardzo świadomie pokazuje, że nie wolno bagatelizować sygnałów, jakie wysyła nam organizm, bo czasami może być za późno na jakiekolwiek działania. W przypadku Rose to dramatyczny wypadek ujawnia prawdę, która mogła pozostać w ukryciu aż do tragicznego końca. Jej decyzja, by nie mówić nikomu o swoim stanie zdrowia, ma swoje uzasadnienie i można to zrozumieć. Ona po prostu nie chce, by się nad nią litowano, pragnie żyć normalnie, zachować kontrolę nad własnym losem. Ale z drugiej strony – pozbawia się tym samym troski, opieki, wsparcia, które mogłyby jej pomóc nie tylko fizycznie, ale też emocjonalnie i psychicznie. Pojawia się, więc pytanie o szczerość wobec siebie i wobec innych w takich sytuacjach.
Jednym z atutów tej książki jest sposób, w jaki autorka wplata wątek choroby w fabułę. Nie ma tutaj ciągłego analizowania, użalania się nad sobą, chociaż nie brakuje rozmyślań na ten temat. Nie ma więc tutaj zbędnego dramatyzmu na siłę. Rose bardziej martwi się tym, że wyjawieniem prawdy o swoim pogarszającym się zdrowiu, zrobi przykrość najbliższym, niż tym, że zostało jej niewiele czasu, by zrobić coś dla siebie.
„Following My Destiny” nie tylko opowiada o miłości, ale też o wyborach, które podejmujemy w samotności, a największe zmiany zaczynają się czasami od jednego przypadkowego spotkania. To historia o przeznaczeniu, które działa po cichu, przez przypadki, spotkania, decyzje. I choć oparta na znanych schematach, potrafi wzruszyć, zaskoczyć i zostawić po sobie coś więcej niż tylko romantyczne wrażenie. Przypomina też, by nie tracić nadziei i że nawet w obliczu najtrudniejszych doświadczeń można odnaleźć sens, siłę i bliskość drugiego człowieka.
Na koniec pozwolę sobie na osobistą refleksję: mam ogromną prośbę do pisarek i pisarzy, zwłaszcza debiutujących – wybierajcie polskie tytuły dla swoich książek. Angielskie nazwy, choć brzmiące modnie, często zniechęcają czytelników do sięgnięcia po powieść, a przecież w ten sposób można stracić szansę na dotarcie do osób, które szukają historii bliskich, emocjonalnych i osadzonych w naszym języku. A szkoda, bo takich historii – jak ta o Rose Harris – nie powinno się przegapiać.
Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem
Data premiery: 2025
Ilość stron: 422
Wymiary: 130x210 mm
Okładka: miękka ze skrzydełkami
ISBN: 978-83-8373-600-6
Wydawca: Novae Res
Moja ocena: 4/6
Takie obiecujące debiuty lubię czytać.
OdpowiedzUsuń