„Mówił na nią Słońce”
Natalia Waszak – Jurgiel
”Pamięć zawodzi. Serce – nigdy.”
Czasami musi wydarzyć się coś spektakularnego, byśmy dostrzegli to, co najważniejsze. Wypadek samochodowy, utrata pamięci, powrót do miejsc, które kiedyś były domem — to wszystko staje się punktem wyjścia do historii, która porusza serce i zostaje w głowie na długo po przeczytaniu ostatniej strony. Miałam już okazję poznać książkę pani Natalii Waszak-Jurgiel pt.: „Smak brzoskwiniowej kawy”, która była jej debiutem, więc z chęcią i ciekawością sięgnęłam po jej kolejną powieść pt.: „Mówił na nią Słońce".
Michał Drzyzga budzi się w szpitalu po operacji, nie wiedząc, co dokładnie się wydarzyło. Obok niego stoi piękna kobieta i lekarz zadający pytania kontrolne. Michał pamięta swoje imię, datę, imiona rodziców — ale zupełnie nie kojarzy kobiety, która patrzy na niego ze smutkiem. To Iga, jego dziewczyna, do której jechał w dniu wypadku. Teraz jest gotowa zrobić wszystko, by ukochany odzyskał pamięć.
Okładka książki „Mówił na nią Słońce” czaruje swoimi delikatnymi kolorami i sugeruje romantyczną historię o miłości. Jednak nie jest to typowy romans, w którym wszystko wiadomo od początku, nawet to, jak to się skończy. Już w prologu autorka zasiewa w nas wątpliwość, gdy pisze, że nie zamierza nam zdradzić, czy czytamy komedię romantyczną, czy dramat. Jest w tej historii zarówno jeden, jak i drugi element, ale ja też nie zamierzam ujawniać, do którego z tych gatunków jest bliżej tej opowieści.
Historia relacji Michała i Igi została przedstawiona w nietypowy sposób. Od początku nie wiemy dokładnie, co zaszło między nimi, na jakim etapie była ich znajomość. Na szczęście okazało się, że autorka celowo od razu nie zdradza najważniejszych kwestii, bo potem, najczęściej w sekwencji „Wspomnienie” pokazuje daną sytuację w formie trzecioosobowej i wówczas wszystko staje się jasne. Odkrywamy je razem z Michałem, który poprzez swoje sny zaczyna coraz bardziej zaintrygowany swoją znajomością z Igą.
Bardzo podobał mi się wątek ze snami, które Michał zaczyna mieć, gdy wrócił do domu ze szpitala. W roli głównej zawsze jest Iga w różnych sytuacjach, często dla niego niezrozumiałych. Gdy konsultuje z przyjaciółmi i Igą niektóre zdarzenia z sennych scen, wszystko zaczyna się wyjaśniać.
Autorka ujęła mnie tą historią ukazując ludzkie losy lekkim, przystępnym stylem, budując fabułę opartą na ciekawym pomyśle. Opowiada o dwojgu ludziach, którzy tak naprawdę do końca nie wiedzą do siebie czują. Zawsze postrzegali siebie jako przyjaciół, ale okazuje się, że na dnie serca rodziła się miłość. I trzeba było mocnego bodźca, by mogli to sobie uświadomić. Podobieństwo do innych romansów można dostrzec jedynie w tym, że pojawia się wątek utraty pamięci. Jednak sposób jej odzyskiwania wydaje mi się oryginalna i ciekawa.
Bardzo ciekawym i trafionym pomysłem jest podział na sekwencje w rodzaju zmiennej narracji i wspomnień. Najpierw poznajemy jakieś wydarzenie bieżące i z przeszłości oczami Michała i Igi w narracji pierwszoosobowej, a następnie jest nam ta sytuacja dokładniej opowiedziana, ale już w narracji trzecioososowej.
Nieujawnianie wszystkiego od razu tworzy pewną aurę tajemniczości, budzi ciekawość i sprawia, ze chcemy poznać prawdę, więc z takim podejściem jeszcze się nie spotkałam, a to zdecydowanie wyróżnia tę powieść. Nie ma za dużo scen erotycznych, a te które są, zostały ładnie, delikatnie zaznaczone. Zamiast fizyczności, autorka skupia się na uczuciach, niedopowiedzeniach, wewnętrznych rozterkach.
Z pewnością jest to opowieść o przyjaźni, która przez lata była tak silna, że wydawała się niezniszczalna. Michał i Iga znali się od czasów liceum, spędzali ze sobą każdą chwilę, wspierali się nawzajem, nie mieli przed sobą tajemnic. To dzięki niemu, Iga otworzyła cukiernię, w której furorę robi ciasto zwane „michałkiem”, a to z kolei sprawia, że historia pachnie słodkościami, gdyż Iga potrafi z prostych składników zrobić prawdziwe arcydzieło. Michał zaczyna dostrzegać, że ich więź była wyjątkowa, ale dopiero teraz, gdy wszystko się rozsypało, oboje uświadamiają sobie, że to, co ich łączyło, było czymś więcej niż przyjaźnią.
„Mówił na nią Słońce” to piękna opowieść o tym, że czasem musi wydarzyć się coś spektakularnego, byśmy dostrzegli to, co naprawdę się liczy. W ostatnich akapitach do głosu dochodzą inne postacie, które miały swój udział w tej historii. To kolejny ciekawy zabieg, który pokazuje, że miłość nie istnieje w próżni — jest spleciona z życiem, ludźmi, wspomnieniami. Autorka zwraca uwagę na to co, że wszelkie nasze doświadczenia i przeżycia rezonują w nas jako wspomnienia i nawet po wielu latach jesteśmy z nimi związani uczuciowo. Wspomnienia bowiem nas kształtują, wywołują emocje, prowadzą przez życie. I dopiero przez serce jesteśmy w stanie zrozumieć, kogo kochamy i jak chcemy przeżyć dany nam czas.
Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem
Data premiery: 08.08.2025r.
Ilość stron: 272
Wymiary: 130x210 mm
Okładka: miękka
ISBN: 978-83-8373-961-8
Wydawnictwo: Novae Res
Moja ocena: 6/6
Wspomnienia niewątpliwie mają wielkie znaczenie dla naszego życia.
OdpowiedzUsuń