"Ślubny skandal"
Cykl: Bridgertonowie
Tom ósmy
Julia Quinn
„Kobiety są doprawdy zagadkowymi istotami!
Gdyby się nauczyły mówić dokładnie to, co myślą,
wszystko byłoby dużo prostsze.”
Miłość od pierwszego wejrzenia od lat pozostaje jednym z najbardziej romantycznych motywów w literaturze, filmie czy teatrze. Dla jednych jest czymś oczywistym i prawdziwym, dla innych jedynie piękną iluzją. Są też tacy, którzy wierzą, że uczucie potrzebuje czasu, by dojrzeć i nabrać właściwego kształtu. Niezależnie jednak od tego, w jaką formę miłości wierzymy, jedno pozostaje niezmienne – najważniejsze, by była odwzajemniona. I właśnie wokół tej refleksji oscyluje ósma, a zarazem finałowa część cyklu „Bridgertonowie” Julii Quinn, zatytułowana „Ślubny skandal”.
Głównymi bohaterami powieści są Gregory Bridgerton i Lucinda Abernathy. Zanim jednak ich drogi połączą się na dobre, oboje muszą zrozumieć, czym naprawdę są dla siebie – i czy relacja, którą dotąd nazywali przyjaźnią, nie kryje w sobie czegoś znacznie głębszego. Julia Quinn po raz kolejny udowadnia, że potrafi prowadzić czytelnika znaną ścieżką w taki sposób, by sama droga okazała się najciekawszym elementem opowieści.
Gdy rozpoczynałam przygodę z serią tomem „Mój książę”, Gregory miał zaledwie dwanaście lat. Urodzony w 1801 roku, był najmłodszym z synów Violet Bridgerton – chłopcem obserwującym miłosne perypetie starszego rodzeństwa z bezpiecznego dystansu. W powieści „Ślubny skandal” spotykamy go jako dwudziestosześcioletniego mężczyznę, który marzy o wielkiej, romantycznej miłości, najlepiej takiej od pierwszego wejrzenia. Przez długi czas nie spotyka jednak nikogo, kto wzbudziłby w nim to upragnione uczucie, aż do momentu, gdy na jego drodze pojawia się Hermiona Watson. To ona sprawia, że Gregory jest przekonany, iż właśnie znalazł „tę jedyną”.
Szybko okazuje się jednak, że życie – jak to zwykle bywa – ma wobec niego inne plany. W cieniu tej historii znajduje się Lucy, czyli Lucinda Abernathy – rozsądna, empatyczna i pełna wewnętrznej siły bohaterka, która od samego początku zyskała moją sympatię. To postać, która zawsze jest w cieniu pięknej przyjaciółki i nie stawia siebie na pierwszym miejscu. Nie ma w niej zawiści, czy zazdrości, a raczej jest zawsze wspierającą osobą mającą jedynie na celu dobro i szczęście innych. Ona pogodziła się już ze swoim losem, jaki zaplanował dla niej stryj. Wkrótce ma bowiem wyjść za mąż za lorda Haselby’ego, więc nie liczy na uderzenie miłości. Wszystko się zmienia, gdy to uczuciezaczyna kiełkować w sercu dziewczyny, ale nie do narzeczonego, lecz do Gregory’ego. Mimo to pomaga mu w zdobywaniu względów Herminony, która wciąż jest obojętna na jego adorację. Jest przekonana, że w swojej sprawie już nic nie może zrobić. Jej dylematy, wybory i lojalność wobec bliskich doskonale oddają realia epoki oraz ograniczenia, z jakimi musiały mierzyć się kobiety w XIX wieku.
„Ślubny skandal” to niestety ostatnia odsłona historii rodziny Bridgertonów, co wywołuje pewien żal, zwłaszcza że w finałowym tomie spotykamy niemal wszystkich bohaterów poznanych wcześniej. Pojawiają się epizodycznie, ale wystarczająco wyraźnie, byśmy mogli dowiedzieć się, jak potoczyły się ich losy. Każda z dotychczasowych par doczekała się potomstwa, co tylko podsyca wyobraźnię i pozostawia poczucie, że ten świat mógłby być rozwijany dalej. Jednak – jak to bywa – wszystko, co dobre, musi kiedyś dobiec końca.
O talencie Julii Quinn pisałam już wielokrotnie i również tym razem autorka nie zawodzi. Z dużą swobodą sięga po znane schematy, ale potrafi nadać im świeżość i lekkość. Jej styl jest przystępny, często podszyty humorem, a bohaterowie wyraziści i pełni emocji. Quinn nie zapomina również o poruszaniu ważnych tematów, zaskakuje obrotem wydarzeń i do samego końca skutecznie przyciąga uwagę. Choć od początku wiadomo, jak zakończy się historia Gregory’ego i Lucindy – podobnie jak w przypadku par z wcześniejszych tomów – to największą przyjemnością pozostaje obserwowanie drogi, która prowadzi do tego finału .
„Ślubny skandal” to ciepłe i niezwykle satysfakcjonujące domknięcie całej serii, które w naturalny sposób podsumowuje wszystkie opowieści o miłości, jakie poznaliśmy na przestrzeni ośmiu tomów. To hołd dla uczucia, o które nie wystarczy tylko marzyć, lecz które wymaga odwagi, cierpliwości i gotowości do zmiany własnych wyobrażeń. Julia Quinn pokazuje, że prawdziwa miłość często ukrywa się tam, gdzie początkowo jej nie szukamy, a dostrzec ją można dopiero wtedy, gdy opadnie zasłona młodzieńczego zauroczenia i romantycznych iluzji. Dopiero wówczas bohaterowie są w stanie spojrzeć na siebie nawzajem bez oczekiwań narzuconych przez marzenia czy społeczne konwenanse i zrozumieć, że najtrwalsze uczucia rodzą się z przyjaźni, wzajemnego szacunku i codziennej obecności.
Recenzja tomu I "Mój książę"
Recenzja tomu II "Ktoś mnie pokochał"
Recenzja tomu III "Propozycja dżentelmena"
Recenzja tomu IV „Miłosne tajemnice"
Recenzja tomu V "Oświadczyny"
Recenzja tomu VI "Grzesznik nawrócony"
Recenzja tomu VII: "Magia pocałunku"
Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem
Data 1. wydania polskiego: 2008 (Amber)
Premiera wydania w miękkiej oprawie: 15.11.2022 i 12.08.2025 r. (Zysk i S-ka)
Premiera angielska pierwszej edycji: 2005r.
Data publikacji ang. w tej edycji: 29 czerwca 2021
Ilość stron: 436
Okładka: twarda
Wymiary: 140x205 mm
Tytuł oryginalny: On the Way to the Wedding
Tłumaczenie: Maria Wójtowicz, Kataryna Krawczyk.
ISBN: 978-83-8335-694-5
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Moja ocena: 6/6













.jpeg)



































