31 sierpnia 2022

1172. - "Kryptonim MŁOT THORA” Tom I


Kryptonim „Młot Thora”
Tom pierwszy
Tajemnica Riese
Przemysław Hudyma, Wojciech Kulawski

Wydanie: I
Data premiery: 15 lipca 2022 r.
Wymiary: 130x210 mm
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 530
Wydawca: Novae Res
Moja ocena: 6/6

„wyobraźnia ludzka jest niezbadana”

Wałbrzych i okolice są pięknymi terenami krajobrazowymi, ale też bogatymi w historie sięgające II wojny światowej. Jednym z nich jest słynny projekt górniczo-budowalny zwany Riese. Nad tym projektem naziści pracowali od 1943 roku do końca wojny. Nic dziwnego, że mimo upływu wielu lat od tamtych czasów, projekt Riese nadal wzbudza zainteresowanie badaczy historii, ale też twórców filmowych i literackich. Jednym z nich jest książka „Kryptonim Thora”, która rozpoczyna serię związaną z Górami Sowimi. Pierwszy tom nosi tytuł „Tajemnica Riese”.

Zaczynamy poznawać tę historię, gdy zbliża się koniec II wojny światowej, a hitlerowscy Niemcy nadal snują marzenia o potędze Niemiec, o czym świadczą prowadzone badania nad nową bronią „wunderwaffe”. W Waldenburgu czyli Wałbrzychu zamku Książ czyli wówczas Schloss Fürstenstein zapadają ważne ustalenia, gdzie już trwają prace nad kompleksem, do którego Niemcy chcą przenieść swoje magazyny, wyniki badań, zrabowane złoto i część produkcji. W tej części, przez kilkanaście rozdziałów autorzy wprowadzają nas w kulisy nazistowskich planów, podejmowanych zadań, wydawanych rozkazów i spotkań mających miejsce w latach 1944 – 45. W projekcie istotną rolę odgrywa też zadanie, jakie ma do wykonania Otto Wermuth na swoim U-530.


O autorach tej powieści niewiele wiadomo, gdyż trudno o nich znaleźć jakiekolwiek informacje. Wojciech Kulawski, to tylko zbieżność nazwisk z autorem takich powieści jak „Meksykańska hekatomba” czy „Syryjska Legenda” , które miałam przyjemność przeczytać i przyznać muszę, że to właśnie nazwisko pana Kulawskiego skłoniło mnie do sięgnięcia po ten tytuł. Jednak w trakcie poszukiwań informacji o twórcach „Kryptonimu Młot Thora”, okazało się, że jest dwóch pisarzy o tym samym nazwisku i imieniu. Nie mniej nie żałuję, że poznałam tę powieść, gdyż czytało mi się ją rewelacyjnie, no, może poza pierwszymi rozdziałami, które były trochę długie i techniczne. 

Po tych wstępnych, jak się okazało później, rozdziałach przenosimy się do czasów współczesnych. Poznajemy czwórkę przyjaciół, którzy mieszkają na Florydzie. Ken, Jose, Mark i Paul są panami około 40 lat, ale przeszli już na emeryturę, gdyż służyli w wojsku, jako nurkowie. Teraz hobbystycznie zajmują się nurkowaniem oraz prowadzą zajęcia dla amerykańskich turystów. Na jednym z ostatnich swoich podwodnych wypraw znajdują wrak niemieckiego okrętu U-530 i zaczynają badać jego historię. Ken przypomina sobie, że pięć lat temu, w jednym z barów, poznali starego marynarza, który twierdził, że służył na USS Barton i wówczas zostali uratowani jacyś Niemcy, w tym dowódca U-Boota. Nie spodziewają się, że tym samym wkraczają na niebezpieczne rejony i to zaledwie początek ich problemów.


Pierwsze kilkanaście rozdziałów to przedstawienie nam operacji wojennej, w którą są zamieszani Amerykanie i Niemcy. Poznajemy kulisy działań, które doprowadziły do zatopienia U-530 i związanymi z nim tajemnicami. Ta część to zaledwie zarys tego, co się wówczas działo, i jest trudna w czytaniu, gdyż występują w niej niemieckie nazwy miejscowości, nawet tych, które po wojnie brzmiały już po polsku. Poznawanie kolejnych ustaleń, złożonego intrygi wojennej stanowi niejako preludium do wydarzeń mających miejsce 70 lat po wojnie. Od tego momentu akcja przyspiesza i bardziej przypomina powieść sensacyjną z wieloma zwrotami akcji i niebezpieczeństwami czyhającymi na głównych bohaterów. Przy okazji autorzy przybliżają nam znane fakty ale też funkcjonujące mity i teorie na temat kompleksu Riese.

Odsłonięcie kulis akcji prowadzonej pod koniec wojny stanowi wprowadzenie do dalszych sensacyjnych przygód bohaterów. Mamy niejako przewagę, jako czytelnicy, gdyż wiemy więcej niż czterej zaprzyjaźnieni nurkowie, ale mimo tego nie brakuje w niej sekretów i niewiadomych. Autorzy postanowili najpierw ujawnić plany związane z projektem prowadzonych prac badawczych i działań wojennych, ale według mnie byłoby jeszcze bardziej tajemniczo, gdybyśmy nie znali kulis przeprowadzonych zadań.


Powieść panów Hudymy i Kulawskiego „Kryptonim Młot Thora” wciągnęła mnie maksymalnie, gdyż lubię sensacyjne powieści, które wykorzystują teorie spiskowe dziejów i wiążące się z tym tajemnice. To świetnie napisana książka, z wieloma zwrotami akcji, napięciem, dynamicznymi sytuacjami i zagadkami. Przez ponad 500 stron przemknęłam z ogromnym zainteresowaniem i z pewnością jest to opowieść, którą warto przeczytać, zwłaszcza, gdy lubimy zagłębiać się w tego typu historie. Mam nadzieję, że drugi tom ukaże się szybko i będę mogła poznać jej ciąg dalszy.

Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu:




"Twarz, którą pokochałam" - zapowiedź

 Premiera 20.09.2022

Pod patronatem Oazy Recenzji

ukaże się

druga część książki "Mężczyzna bez twarzy"

Kontynuacja opowieści o Agacie, która na pewnym etapie życia zaczyna tęsknić za uśpionymi instynktami a pomaga jej w tym całkiem nieoczekiwane pojawienie się obcego mężczyzny.

Bardzo emocjonalna, pełna doznań opowieść o różnych odcieniach miłości. To historia, przedstawiająca walkę o szczęście i miłość podsycona namiętnościami i rozczarowaniami.  

Powieść, w której nie zabraknie głębokich przemyśleń i wzruszeń, ale która momentami bawi i podobnie jak pierwsza część zabiera nas w soczyste podniety namiętności.

Jak twierdzi sama autorka, jest to powieść, która jest wyzwanie ponieważ po raz pierwszy w książce Anny Wysockiej Kalkowskiej pojawią się sceny erotyczne.

Wyzwania są częścią życia, po pierwszej części tej książki Panie wyraźnie zabiegały o kontynuację, więc pomyślałam czemuż by nie – mówi Anna Wysocka Kalkowska – Żeby było zabawniej Panie wyraźnie prosiły by mężczyzna został rozebrany. Cóż … kim jest mężczyzna którego tak bezgranicznie pokochała Agata? Czytajcie Panie!

Recenzja części pierwszej "Mężczyzna bez twarzy"


30 sierpnia 2022

1171. - "Poproś jeszcze raz"


"Poproś jeszcze raz"
Mary Beth Keane

Numer wydania: I
Data wydania polskiego: 15.06.2022 r.
Data wydania angielskiego: 28 maja 2019 r.
Liczba stron: 464
Wymiary: 210 x 135 mm
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Tytuł oryginału: Ask Again, Yes
Tłumaczenie: Dobromiła Jankowska
Wydawnictwo: Agora
Ocena: 5/6

"Nie da się przewidzieć, jak potoczy się życie.”

Życie każdego z nas naznaczone jest zarówno miłymi chwilami, jak trudnymi doświadczeniami, które odciskają na nas piętno lub pozostawiają piękne wspomnienia. Tak jak życie jest różnorodne, tak samo wielobarwna jest powieść „Poproś jeszcze raz”, w której poznajemy ludzi, którzy musieli poradzić sobie z wieloma zakrętami losu.

Francis Gleesson i Brian Stanhope poznali się w akademii policyjnej, a potem zaczęli pracować na tym samym posterunku policji. W prologu poznajemy początki ich znajomości i przyjaźni oraz wydarzenia, których początki mają miejsce w lipcu 1973 roku. Francis urodził się w Nowym Jorku, ale jako niemowlę został przez rodziców zabrany do Irlandii, gdzie spędził większość swego życia. Do Nowego Jorku powrócił, gdy skończył 19 lat. Z kolei Brian jest nowojorczykiem, ale Anne, jego żona, pochodzi Irlandii. Francis poznaje Lenę Teobaldo, która ma polsko-włoskie korzenie. Razem z nią przeprowadza się do miejscowości Gilliam, gdzie niedługo ich sąsiadami zostaje Brian i Anne.


Z opisu znajdującego się na końcu książki wynikałoby, że będzie to opowieść o dwóch sąsiadach i ich perypetiach zawodowych i życiowych. Tymczasem ich historia przekazana w bardzo okrojony sposób, stała się podłożem do wydarzeń w kolejnych częściach. Jest to wprawdzie opowieść o losach dwóch rodzin, ale nie od razu mieszkają one obok siebie. Ich wspólna historia zaczyna się w momencie, gdy Brian wraz z Anne także przeprowadza się do Gilliam, kupując dom sąsiadujący z posiadłością Gleessonów. Od początku ich relacje naznaczone są trudnościami. Problem pojawia się szczególnie z Brianem, a właściwie z jego żoną, która od początku zachowuje się dziwnie, nie jest chętna do nawiązywania bliższych kontaktów z sąsiadami, a wręcz zachowuje się oschle i nieprzyjemnie wobec Leny, która okazuje jej życzliwość. Mija kilkanaście lat, gdy między córką Francisa, Kate, a synem Briana, Peterem, rodzi się uczucie. Młodzi planują wspólną przyszłość, ale na drodze do ich szczęścia staje Anne, która niechętnie patrzy na ten związek.


„Poproś jeszcze raz” to książka o zwyczajnym życiu, pełna emocji, ale dopiero w dalszej części fabuły. Mimo początkowych trudności w czytaniu spowodowanych namnożeniem wydarzeń i rozciąganiem opisów, to historia jest bardzo życiowa, pełna sytuacji, które mogłyby wydarzyć się w rzeczywistości. Nie jest to łatwa lektura, gdyż autorka dotyka wielu trudnych tematów, takich jak choroba psychiczna i życie z taką osobą niezrównoważoną emocjonalnie, alkoholizm, wykorzystywanie seksualne, niepłodność, zdrada, przebaczanie czy skomplikowane relacje międzyludzkie. To kwestie, które mają wpływ nie tylko na osoby dotknięte chorobą czy uzależnieniem, ale też na pozostałych członków rodziny i ich najbliższych. Mnóstwo w niej emocji, dramatów, bólu, cierpienia, smutku, cierpienia, ale i nadziei.


Z początku czytanie się dłużyło i szło mi opornie podążanie przez kolejne strony, gdyż autorka pisze trochę chaotycznie, więc czasami można pogubić się w ciągłości zdarzeń i trudno mi było skupić się na tym, co jest w tej powieści istotne. Z czasem historia jest bardziej wciągająca, ale to następuje w momencie, gdy poznajemy losy rodzin Francisa Gleessona i Briana Stanhope’a. Każdy z nich zmaga się z jakimiś problemami, a ich dzieci łączy uczucie, które nie wiadomo, w jaki sposób może się potoczyć. Autorka porusza dosyć dużo różnych zagadnień i to także czyni tę powieść zbyt rozbudowaną. Wiele rozmów czy zdarzeń można by było pominąć i skupić się na dwóch, trzech zagadnieniach. Poza tym przedstawioną historię można by rozbić na przynajmniej dwa tomy, by lepiej poznać okoliczności związków Briana, a potem Francisa. Z pewnością mogłaby być z tego całkiem ciekawa saga rodzinna. A tak w jednej powieści zostały umieszczone różne wątki, które wprowadzają bałagan. Obserwujemy wydarzenia na przestrzeni kilkudziesięciu lat, które naznaczone są blaskami i cieniami.

To przede wszystkim opowieść o przyjaźni i miłości, która musi pokonać demony przeszłości, powstałe wskutek przeżyć z dzieciństwa, ale też dramatów związanych z rodzinnymi problemami. Pokazuje, że wszelkie doświadczenia pozostają w naszej pamięci i nie raz trudno jest pogodzić się z tym, co przeżyliśmy.

żr. zdjęcia:
amazon.com
Mary Beth Keane to urodzona 3 lipca 1977 amerykańska pisarka irlandzkiego pochodzenia, stypendystka Guggenheim Foundation (2015). Debiutowała powieścią The Walking People (2009), dzięki której National Book Foundation uznał ją za jedną z pięciu najbardziej obiecujących pisarek poniżej 35. roku życia. Wydana w 2013 roku Gorączka utwierdziła pozycję Kean na amerykańskim rynku. Pisarka publikuje także m.in. w „New York Times”, „Chicago Tribune” oraz „Daily Beast”. Mieszka pod Nowym Jorkiem z mężem i dwoma synami.

Egzemplarz książki otrzymałam od portalu




29 sierpnia 2022

1170. - "Rocznica"


"Rocznica"
Roisin Meaney

Wydanie: I
Data premiery w Polsce: 22 czerwca 2022 r.
Data premiery w Irlandii: 18 czerwca 2019 r.
Liczba stron: 400
Wymiary: 145 x 205 mm
Okładka: Miękka
Dostępny e-book: mobi, epub
Tłumaczenie: Monika Wiśniewska
Tytuł oryginalny: The Anniversary
Moja ocena: 6/6

„nawet pozornie najbardziej solidne gmachy potrafią się zawalić bez ostrzeżenia.”

Decydując się na małżeństwo, każda ze stron jest przekonana, że jest z osobą, z którą chce być już zawsze i do końca życia. Nie dopuszcza myśli o tym, by mogło być inaczej. Związek dwojga osób, którzy składają sobie przysięgę przed ołtarzem, wydaje się nierozerwalny. Powieść „Rocznica” opowiada o tym, że życie pisze niezwykle bogate i różnorodne scenariusze, wystawiając uczucia na próbę i pokazując, że nic nie jest pewne.

Lily i Charlie Cunninghamowie postanowili rozwieść się po 26 latach małżeństwa. Było to cztery lata temu, ale dopiero teraz oczekują finałowego rozwiązania ich związku w postaci rozwodu. Lily postanawia zorganizować rodzinne spotkanie w urokliwym domku w Land’s End położonym nad morzem. Posiadłość należała do zmarłej kilka tygodni temu babci Kitty, która kiedyś prowadziła w nim pensjonat, zanim wskutek choroby, została umieszczona w domu opieki, gdzie zmarła. Każdy z członków rodziny był mocno związany z tym miejscem, jak i z osobą babci. To tak zwany dom z duszą, w którym każdemu wszystko przywołuje wspomnienia. Poznajemy je stopniowo, z punktu widzenia każdego członka rodziny Cunningamów, gdyż autorka ujęła fabułę w narracji trzecooosobowej, ale każdą z głównych postaci przedstawia osobno.


Lily używa w tej chwili swojego panieńskiego nazwiska: Murphy. Od siedmiu lat pełni funkcję dyrektora szkoły i po rozstaniu z mężem związała się z Joem. Po śmierci mamy, podejmuje pewne decyzje, które zamierza przedstawić rodzinie na weekendowym zjeździe.

Charlie jest nauczycielem muzyki, który cztery lata temu nawiązał romans z Chloë, swoją uczennicą. Początkowo myślał, że będzie to krótki epizod, ale ku swemu zaskoczeniu ich związek nadal trwa, mimo trzydziestoletniej różnicy wieku. Kiedyś lubił przebywać w Land’s End i ma związane z tym miejscem miłe wspomnienia. 

Poll jest tylko o rok starsza od Chloë i nie potrafi wybaczyć ojcu tego, co zrobił mamie i rodzinie. Minęły dwa lata, odkąd ostatni raz była w niebieskim domku babci i teraz ma obawy, jak zareaguje na to miejsce, gdy nie ma już w nim ukochanej osoby. Zaproszenie od Lily budzi w niej wspomnienia, zmysłami czuje każdy zakamarek Land’s End i z niecierpliwością oczekuje weekendu. Poll ukończyła akademię sztuk pięknych i uwielbia tworzyć rzeźby z gliny, które sprzedawała  na własną rękę, dopóki nie poznała Aidena, właściciela galerii. Między młodymi pojawiło się uczucie, a u Poll ponownie odzywają się demony tkwiące w jej umyśle, przekonujące ją, że nie zasługuje na szczęście i jest nic niewartą osobą.

Thomas to wrażliwy, dwudziestodziewięcioletni mężczyzna, który od czterech lat pracuje w kawiarni. On także uwielbia Land’s End i cieszy się, że będzie mógł znowu odwiedzić to miejsce. Odkąd poznał partnerkę ojca, Chloë i usłyszał jak ona gra na skrzypcach, zakochał się w niej, ale stara się tego nie okazywać.


To cztery najważniejsze postacie tej historii, chociaż poza nimi poznajemy też spojrzenie na wydarzenia z perspektywy Chloë, czyli w sumie pięciu osób, ale głównymi postaciami są tutaj Lily i Charlie. Przy okazji autorka przybliża też inne osoby, które pojawiają się w trakcie tej opowieści, ale nie mają one szczególnego znaczenia dla dziejącej się fabuły. Spędzamy z nimi czas od środy, 26 kwietnia do poniedziałku, 1 maja. W ciągu tych kilku dni wydarzy się wiele niespodziewanych sytuacji i jest to wystarczający czas, by poznać obraz całej rodziny oraz towarzyszących im osób.

Powieść należy do tych gatunków, które poznajemy niespiesznie, a mimo to z każdą kolejną stroną jesteśmy ciekawi dalszych wydarzeń. Dużo w nich rozmyślań, powrotów do przeszłości, nostalgicznych wspomnień, ale też konfliktów wynikających z wcześniejszych decyzji niektórych członków rodziny. Nie brakuje tajemnic, dramatycznych sytuacji, psychologicznych portretów i elementów romansu. 


Autorka porusza w niej kilka zagadnień, dzięki którym ta historia nabiera naturalnego, życiowego charakteru. Skłania do refleksji nad związkami osób, które dzieli dosyć duża różnica wieków, ale też dotyka kwestii rozwodów, aborcji, przemocy, agresji, samotności i śmierci. Bardzo dobrym pomysłem było przedstawienie ich losów w oddzielnych rozdziałach oraz w zmiennych czasach uwzględniając różne formy gramatyczne czasowników. Dzięki temu zabiegowi nie gubimy się w wydarzeniach, o których opowiadają nam poszczególni bohaterowie. Wspomnienia ujęte zostały w czasie przeszłym, a to, co dzieje się aktualnie, w czasie teraźniejszym. Każda z tych osób jest nakreślona bardzo realistycznie, wraz ze swoimi zaletami i wadami. Czytając o nich, wyrabiamy sobie swoje zdanie na ich temat, odczuwamy określone emocje i razem z nimi przeżywamy ich rozterki i wątpliwości. Autorka przedstawia ich w sposób, który pozwala na ustosunkowanie się do ich zachowania, co z kolei sprawia, że jednych od razu lubimy, a innych nie potrafimy zaakceptować. Jednak nie zamierzam za bardzo wnikać w ich osobowości, gdyż niezwykłą frajdą jest odkrywanie ich dobrych i tych nieco negatywnych stron, by w sumie stworzyć sobie ich obraz psychologiczny.


„Rocznica” jest powieścią, którą można się delektować, doceniając jej urok po poznaniu całości, ale też w trakcie podążania za kolejnymi epizodami. To niezwykle ujmująca, subtelnie opowiedziana historia rodzinna, ukazująca różne charaktery, rodzaje relacji i problemy oraz ich źródła, które odbijają się na sposobie bycia i podejmowaniu decyzji. Tytułowa rocznica jest tylko pretekstem do tego, by postawić przysłowiową "kropkę nad i", pokazując ile dla siebie znaczą członkowie rodziny. 

Przeczytałam ją z miłym uczuciem satysfakcji, zaangażowaniem i ciekawością, jak potoczą się losy poszczególnych osób i jakie podejmą decyzję. Przez fabułę podąża się raczej spokojnie, ale z zainteresowaniem. To historia pełna niedomówień, niewypowiedzianych słów, tęsknoty za tym, co było, pięknem chwili i urokiem dzieciństwa. Opowiada o wpływie przeszłości, splotów różnych zdarzeń na to, co dzieje się obecnie, ale też o przemijaniu i przechowywaniu w pamięci wszystkich wspaniałych chwil, które dane było przeżyć. 

źr. zdjęcia:
amazon.com

Roisin Meaney urodziła się w Listowel w hrabstwie Kerry. Mieszkała w USA, Kanadzie, Afryce i Europie, a obecnie mieszka w Limerick w Irlandii. Jest autorką ponad dwudziestu powieści, które konsekwentnie pojawiają się na irlandzkiej liście bestsellerów oraz kilku książek dla dzieci.

Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu:

okładka oryginalnego,
irlandzkiego wydania
źr.amazon.com






28 sierpnia 2022

1169. - "Ostatni nielegał"


"Ostatni nielegał"
Robert Foks

Numer wydania: I
Data wydania: 1 czerwca 2022
Liczba stron: 512
Wymiary: 144x207 mm
Oprawa: miękka uszlachetniona
Wydawnictwo: WarBook
Ocena: 5/6

„Jest coś takiego jak prawda nienależna, czyli wiedza, którą nie można się z nikim, z racji różnych uwarunkowań, dzielić. Najczęściej nie wolno nawet zdradzić, że jest się w jej posiadaniu.”

Lata PRL-u to temat, który pobudza wyobraźnię wielu pisarzy, a my dzięki temu możemy zagłębić się w tamte czasy i poczuć ich klimat. Jednym udaje się to mniej, innym bardziej, ale niewątpliwie jest to okres naszej historii, w której na pewno jeszcze nie jedno można odkryć. Autora książki „Ostatni nielegał” zafascynowały dzieje polskiego wywiadu i na tym tle zbudował historię, w której przeplatają się wątki historyczne z fikcyjnymi epizodami.


Podkomisarz Zygmunt Vesely pracuje w krakowskiej policji kryminalnej. Jest młodym, dwudziestoośmioletnim, inteligentnym, przystojnym mężczyzną, ale nie jest typem amanta zaliczającego wciąż nowe kobiety. Wręcz przeciwnie, jest wobec nich nieśmiały, który w swoim młodym życiu nie miał ich zbyt dużo. Taki trochę ciamajda. Wolny czas i wieczory spędza głównie na grach w szachy w Internecie, więc jego życie jest nieco nudne. Pracą w policji jest trochę zniechęcony i zawiedziony, gdyż wstąpił do niej po to, by zajmować się czymś ważnym, walczyć ze złem, wyłapywać przestępców. Liczył na więcej ekscytujących zadań, wyzwań i akcji. Tymczasem proza życia, biurokracja, sztywne procedury i podejście przełożonych, którzy chcą jak najszybciej zakończyć sprawę, skutecznie duszą młodzieńczy zapał Zygmunta.

Poznajemy go, gdy jest właśnie z ekipą śledczą w mieszkaniu Mariana Strypuły. Wszystko wskazuje na to, że denat popełnił samobójstwo. Jednak komisarz Vesely nie jest w stanie przejść koło tego zdarzenia spokojnie, gdyż dostrzega pewne fakty, które zostały pominięte w trakcie śledztwa. Potrafi dostrzec to, czego w danym śledztwie nie widzą inni, gdyż ma doskonały zmysł obserwacyjny i jest spostrzegawczy. Zaczyna, więc badać sprawę na własną rękę, co doprowadza go do wątków związanych ze służbami wywiadowczymi działającymi w okresie PRL-u. Zebrane przez niego informacje skłaniają go do wniosku, że Marian Strypuła został zamordowany, a przyczyna tego tkwi w przeszłości zamordowanego, który był związany z komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa.


Zanim jednak poznajemy dalszy ciąg tego wątku, najpierw jesteśmy świadkami dramatycznej sceny opatrzonej datą 14 stycznia 1945 roku, która ma miejsce w Krakowie. W szpitalu imienia Gabriela Narutowicza leży kobieta w zagrożonej ciąży. Przychodzi do niej oficer niemiecki z księdzem. Oficer chce bowiem, by duchowny udzielił ślubu jemu i młodej kobiecie. Kim oni są i dlaczego w ten sposób pragną połączyć swoje losy, dowiadujemy się znacznie później, ale najpierw przenosimy się do współczesnego Krakowa i poznajemy fakty odkrywane w trakcie śledztwa prowadzonego przez młodego policjanta.
"Ludzie są bardzo łatwowierni, a złoczyńcy mają ogromną wyobraźnię i wymyślają niewiarygodne sposoby przekonywania swoich ofiar, by im uwierzyły."
Akcja książki rozgrywa się w 2019 roku, ale też cofa nas do lat peerelowskich, wraz ze stopniowym poznawaniem przez bohatera niektórych faktów z tamtych czasów. Motywem przewijającym się przez fabułę jest działalność nielegalnego Departamentu Pierwszego MSW w PRL-u. Autor wplótł w swoją opowieść ten wątek, by przybliżyć struktury i sposób funkcjonowania tej cywilnej służby wywiadowczej, ale też pragnie w ten sposób zachęcić do własnych poszukiwań osoby zainteresowane tym tematem. Pokazuje przy okazji, że poza normalnym życiem zwykłych ludzi istniały organizacje zbierające informacje na terenie całego kraju.


Dziś dostęp do tego rodzaju wiedzy o jakimś człowieku jest dużo prostszy, dlatego przedstawiane fakty i sposób działania mają archaiczny charakter dla wielu, zwłaszcza młodych ludzi. Na tym tle autor stworzył kryminał, który początkowo jest nużący gdyż w fabułę są wplecione wątki dosyć rozległe, bez dialogów, oraz z wieloma szczegółami opisowymi dotyczące tego, co Vesely odkrył, w jaki sposób myśli, dedukuje, rozważa poszczególne zdobyte informacje. Dowiadujemy się też więcej o charakterze pracy wywiadowczej, zarówno dawniej, jak i dziś. Postacie, jak i cała historia jest oczywiście fikcyjna, ale niektóre informacje o działalności wywiadowczej są autentyczne, stworzone na bazie dostępnej wiedzy.

Autor niektóre przekazywane fakty uprościł, by nie komplikować i tak już zagmatwaną historię, która wciąga bardzo powoli. Zostały w niej połączone wątki kryminalne, szpiegowsko-wywiadowcze i obyczajowe, co czyni ją bogatą w wydarzenia. Nie brakuje w niej tajemnic, intryg, zaskakujących zwrotów akcji i równie zaskakującego rozstrzygnięcia sprawy. 


Moja uwaga dotyczy wydania graficznego okładki. O ile nie mam zastrzeżeń do frontowej oprawy, to pojawiają się, gdy chcemy wstępnie przeczytać notkę znajdującą się z tyłu książki. Nie wiem, dla kogo wydawnictwo pisało ją i po co, skoro jest tak trudna w odczytaniu. Wynika to z tego, że na czarnym tle tekst został wydrukowany czerwoną czcionką, a do tego bardzo małą, więc tekst jest po prostu mało czytelny.

„Ostatni nielegał” to powieść wciągająca stopniowo, leniwie powoli, ale gdy już w nią wnikniemy, trudno ją odłożyć na bok, bez poznania dalszych wydarzeń na kolejnych stronach. Książka liczy sobie ponad 500 stron, więc przy takich objętościach rodzi się obawa o nieco nudnawą formę opowieści. I tak czasami było, zwłaszcza przez pierwsze kilkadziesiąt stron. Warto jednak czasami nie zniechęcać się zbyt szybko, gdyż powieść okazała się niezwykle interesującą, beletrystyczną i wielowątkową historią. Mam nadzieję, że postać Veselego będzie ewoluowała w kolejnych odsłonach opowieści, bo na takie liczę, gdy poznałam ostatnie akapity tej książki.

źr. zdjęcia: warbook.pl
Robert Foks jest politologiem, nauczycielem akademickim, doktorem nauk humanistycznych oraz autor em artykułów specjalistycznych i analiz z zakresu stosunków międzynarodowych i polityki bezpieczeństwa na obszarze Europy Środkowo – Wschodniej. Cześć zawodowego życia spędził na Białorusi, Ukrainie i w Rosji. Założyciel Fundacji Forum Polityki Wschodniej. Zadebiutował powieścią "Prospekt niepodległości" w 2021 roku. Hobbystycznie zajmuje się muzyką. Jako wokalista wykonuje standardy bluesowe, rockowe i countrowe – jest fanem jam sessions oraz pasjonatem homerecordingu. Ponadto interesują go dolnośląskie tajemnice z okresu II wojny światowej, szczególnie historie związane z Wałbrzychem i pobliskimi Górami Sowimi. Ceni dobre opowieści w każdej formie. Kinomaniak.

Egzemplarz książki otrzymałam od portalu


27 sierpnia 2022

1168. - "Skradzione lato"


Skradzione lato
Grażyna Jeromin-Gałuszka

Wydanie: I
Data wydania: 09.08.2022
Liczba stron: 504
Wymiary: 125 x 195mm
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Moja ocena: 6/6

„Każdy człowiek ma swoją historię. Niektóre są piękne i godne uwagi, o innych lepiej byłoby zapomnieć.”

Często wybierając się w jakieś miejsce, czy podejmując określone działania kierujemy się impulsem, a wszelkie wydarzenia traktujemy, jako przypadkowe zbiegi okoliczności. Tymczasem bywa tak, jak u jednej z bohaterek książki „Skradzione lato”, która niespodziewanie znalazła to, czego nie szukała, a co okazało się jej przeznaczeniem. Brzmi to trochę tajemniczo, ale tego rodzaju nastroje spotykamy, gdy poznajemy losy dwóch sióstr, mieszkańców pewnej wsi i dziennikarki, które połączyła przeszłość i teraźniejszość.

Zima 1968 roku była dla sióstr Bogusławskich momentem przełomowym w ich życiu. Do tego czasu ich dzieciństwo przypominało sielankę, gdyż otoczone były miłością, troską i poczuciem bezpieczeństwa. Niestety, to wszystko rozprysło się, niczym mydlana bańka pozostawiając małe dziewczynki na pastwę srogiej, wymagającej i egoistycznej babki Klotyldy. Tego roku bowiem ich rodziców pochłonęły wody jeziora położonego w Rogożu. 


Weronka skończyła 13 lat, a Rajka 7 lat, a już poczuły, co to znaczy być sierotami. Rajka jest dziewczynką o ogromnej empatii i bogatej wyobraźni. Potrafi na poczekaniu opowiadać niesłychane historie, ale też postrzega rzeczywistość zupełnie inaczej, niż wszyscy. Swoją krótszą nogę nazywa Złotą Biegnącą z Wiatrem lub pod Wiatr Czarodziejką i motywuje ją kończynę do wysiłku, mówiąc do niej wierszykiem lub ponaglając życzliwym słowem, by zmotywować nogę do podążania tam, gdzie Rajka chce dotrzeć. Weronka natomiast stara się dbać o siebie i siostrę, przeciwstawiać się babce, a w niedalekiej przyszłości zamierza znaleźć odpowiedniego męża i wraz z siostrą uwolnić się od koszmaru.

Ich losy poznajemy stopniowo, etapami ujętymi w osobne, barwnie opisane obrazki, które przeplatają się z tym, co dzieje się w 2019 roku u Kiry Dawidow, która mieszka w Warszawie. Poznajemy ją w momencie, gdy wszystko się w jej życiu się wali i właśnie wydała ostatnie pieniądze na starego kampera, gdyż została bez mieszkania, chłopaka i pracy. Szczegóły autorka przedstawia nam w kolejnym akapicie, gdyż w swoim sposobie opowiadania przyjęła konwencję, w której najpierw pokazuje nam jakąś sytuację, a potem wraca do wcześniejszych wydarzeń, które do niej doprowadziły.


Kira Dawidow była zatrudniona w poczytnym tygodniku, w którym pojawiał się cykl reportaży z głośnych spraw kryminalnych. Nad jedną z nich pracowała Kira, która szukając materiałów do artykułu i jednocześnie do swojej książki, przez przypadek, trafia na notkę w gazecie o dwóch dziewczynkach, które zaginęły w 1972 roku w Rogożu. Jedna z nich miała 11 lat, a druga prawie dwa latka. W tym momencie myślałam, że autorka pomyliła się w liczeniu, ale gdy dotarłam do końca wszystko stało się jasne. Dziennikarka postanawia kamperem ruszyć do Rogoża, mając nadzieję, że uda się jej odkryć tajemnicę sprzed 50 lat. Nie przypuszcza w tym momencie, jaki wpływ będzie to miało na jej życie.

„Skradzione lato” to powieść z historią, jakby nie z tego świata, z aurą fantazyjnych stworzeń, które powstają w umyśle kulawej Rajki. Towarzyszą jej wciąż dwie Skrzacicie mieszkające pod jej łóżkiem. Skrzatobura i Skrzatoruda wciąż kłócą się z Rajką, krytykują jej zdanie i żądają zainteresowania, zapachu róż, błyskotek i pięknych sukienek. To ten element nadaje powieści dodatkowego, bajkowego akcentu.


Fabuła jak i cała książka wyróżnia się spośród wszystkich książek, które do tej pory przeczytałam. Ma niesamowity, nieco magiczny, sielski klimat, nietypowy, przypominający dawne bajanie przy zapiecku styl i niezwykłą, nietuzinkową historię. Wszystko zostało zmyślnie zaplanowane i do samego zaskakującego końca trudno mi było oderwać się od lektury. To niewątpliwa zasługa ciekawie zaplanowanej akcji i splotu wydarzeń. Pierwsze rozdziały wprowadzają nas w wiejski, idylliczny obraz wsi z lat sześćdziesiątych, wraz z urokliwymi opisami pór roku, widoków pól, zapach siana czy szum wiatru. Niemal czuć powiew zimy, uśpione łąki, skrzypiący lód, czy leniwie spadające płatki śniegu.

Całość tworzy kilkanaście rozdziałów, z których każdy dzieli się na dwie części. Na początku każdego z nich zawsze wracamy do czasów, gdy dziewczynki wychowywały się pod srogim okiem babki Klotyldy, czyli do lat od 1968 aż do 1972. Poznajemy wówczas epizody z tamtego okresu, które są przekazane w formie krótkich opowiadań opatrzonych tytułem. Rozdziały kończą się kolejnymi wydarzeniami w Rogożu z 2019 roku, gdy we wsi przebywa Kira. Autorka zastosowała kilka ciekawych zabiegów, by uatrakcyjnić swoją opowieść. Jednym z nich jest odmienny tryb narracyjny, który przy opisywaniu zdarzeń sprzed 50 lat, ujęty jest w czasie przeszłym, natomiast to, co dzieje się aktualnie w życiu Kiry, przedstawione zostało w czasie teraźniejszym. Całość obserwujemy w narracji trzeciosobowej, ale ukierunkowanej na poszczególne postacie, których spojrzenie na sytuację poznajemy w kliku odsłonach.

To było dla mnie fenomenalne przeżycie towarzyszące mi podczas czytania książki „Skradzione lato”, gdyż połączone są w niej piękne opisy przyrody, sugestywnie oddane emocje poszczególnych postaci i fantazyjny świat wyobraźni młodszej siostry, która wzbudza ogromną sympatię i tkliwość swoją wrażliwością. Bardzo barwnie zostały oddane osobowości poszczególnych postaci, ich sposób bycia, myśli i nastroje. Wyłania się z niej refleksja, dotycząca natury człowieka. Często postrzegamy wszystko inaczej, niż to faktycznie wygląda. Niektóre osoby wydają się nieprzystępne, trudne i oschłe, ale tak naprawdę nawet w ich duszy tli się światełko dobroci i miłości, które ujawnia się w odpowiednim momencie. Bywa nie raz tak, jak to ujęła autorka w stwierdzeniu, że: 
„Są ludzie, na których wystarczy spojrzeć, zamienić z nimi dwa słowa i wiedzieć, co są warci. Są też tacy, z którymi żyjesz cztery lata pod jednym dachem i nic o nim nie wiesz.”

źr. zdjęcia: profil autorki
na Facebooku
Grażyna Jeromin-Gałuszka - znana i ceniona autorka powieści obyczajowych, łączących romans, kryminał oraz magię. Jej książki to zaproszenie do podróży w głąb ludzkich serc i poszukiwania prawdy o życiu. Od wielu lat zafascynowana jest powieściami Gabriela Garcii Marqueza. Otoczona przez rodzinę i zwierzęta mieszka i tworzy pośród przepięknych krajobrazów podradomskiej wsi. Absolwentka bibliotekoznawstwa na Uniwersytecie Warszawskim oraz scenopisarstwa w PWSFTViT w Łodzi. Wcześniej publikowała utwory poetyckie i krótkie formy prozatorskie w czasopismach oraz  antologiach poetyckich. Laureatka ogólnopolskiego konkursu na temat filmowy, zorganizowanego przez Agencję Scenariuszową i tygodnik "Film". Współautorka scenariusza jednego z popularnych seriali telewizyjnych. Jej debiutancka powieść "Złote nietoperze" (2007) otrzymała pierwszą nagrodę w konkursie literackim "Kolory życia". Niedawno wydana saga "Dwieście wiosen" podbiła serca polskich czytelniczek.

Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu:

Do nabycia na stronie wydawnictwa oraz w księgarniach:

26 sierpnia 2022

1167. - „Wróciło”


„Wróciło”
Cykl: Mroczne dzieje
Justyna Stanisz

Numer wydania: I
Data wydania: 10.07.2022 r.
Liczba stron: 346
Wymiary: 210x150 mm
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Wydawnictwo: BookEdit
Ocena: 5/6

„Pokrętnej logiki zabójców nie da się zrozumieć.”

Spadek kojarzy się nam z czymś pozytywnym, co otrzymujemy od losu w sposób niespodziewany i z nadzieją, że uzyskamy jakieś korzyści materialne. Jednak bywa, że wiąże się on z kłopotami, tajemnicami i niezbyt przyjemnymi zdarzeniami, tak jak to miało miejsce w przypadku bohaterki książki „Wróciło”. Okładka z krwawymi śladami na grafice przypominającej pogiętą kartkę jest bardzo sugestywna i zapowiada, że będzie się w niej dużo działo.

Jest styczeń 2019 roku, gdy Iwona przyjeżdża do Kielc, gdzie była ostatnio rok temu, ale tak naprawdę wraca tutaj po 40 latach nieobecności. Dawniej mieszkała w tym mieście z rodzicami, po których pozostało jej mieszkanie, które zamierza sprzedać. Pracuje, jako nauczycielka wychowania fizycznego i teraz ma 2 tygodnie wolnego, gdyż są ferie. Gdy pakuje do kartonów książki ojca, znajduje wśród nich pożółkłą teczkę z napisem „Dla mojej córeczki”, a w niej stertę dokumentów i kopertę podpisaną „Dla mojej Iwonki”. Nie poznajemy jego treści, lecz tylko reakcję Iwony na to, co przeczytała, wyrażonej w zdaniu: „To nie może być prawda”.


Rok 2020. Wrocław. Ewa Dębska jest medykiem sądowym. Jakiś czas temu pracowała w sądzie, współpracując z Wydziałem Zabójstw, ale potem zatrudniła się w przyszpitalnym prosektorium. Pół roku temu dowiedziała się od swoich dziadków, że jest właścicielką willi we wrocławskiej dzielnicy Krzyki. Od początku, gdy tylko przekroczyła jego próg, czuje dziwny niepokój, a w podświadomości pojawia się zdanie „ból, cierpienie, śmierć.” Mimo początkowych niechęci, postanawia wyremontować zaniedbany dom, prosząc o pomoc Bartosza i jego ekipę. Gdy zaczynają oni prace w ogrodzie, przy fontannie, znajdują pod ziemią szkielet, który okazuje się być szczątkami kobiety żyjącej w latach sześćdziesiątych XX wieku, gdy w kraju panowała epidemia ospy. Sprawą zajmuje się komisarz  Jakub Wolski i jego kolega aspirant Aleksander Mrówa. 

To tylko kilka osób, które pojawiają się na kartach książki „Wróciło” i jest dosyć złożonym kryminałem. Od początku wprowadza napięcie, intryguje zagadkowymi epizodami, czym wzbudza i zachęca do poznawania dalszego ciągu wydarzeń. Tajemniczy prolog, równie niejasny pierwszy rozdział i stopniowe wprowadzanie w poszczególne epizody sprawia, że zagłębiamy się w lekturę z coraz większym zaangażowaniem.


Fabuła złożona została z kilku wątków, więc obfituje w dużą ilość zdarzeń i bogatą galerię postaci. Obserwujemy wszystko z różnych perspektyw, ale poznajemy tylko niektóre elementy układanki, która do samego końca składa się z wielu elementów pełnych zagadek, pytań bez odpowiedzi, tajemnic i sytuacji, które autorka pozostawia na jakiś czas bez wyjaśnienia. Pokazuje tylko to, co chce ujawnić, by jeszcze bardziej podkręcić naszą ciekawość.

„Wróciło” to świetny kryminał, w którym nie ma brutalnych, czy krwawych scen, ale mimo tego autorka skutecznie stworzyła odpowiedni nastrój wokół głównej bohaterki. Poza elementami kryminalnymi, a nawet thrillera, wplotła też wątek romansu i motywy obyczajowe. Tą książką pani Justyna Stanisz debiutuje na polskim literackim podwórku i robi to w bardzo dobrym stylu, mimo że nie uniknęła kilku drobnych błędów, typu zbędnych dialogów, które swobodnie można by pominąć, czy zbyt długich opisów. Często też używa określenia „głośno przełknął/przełknęła ślinę”, co w pewnym momencie zaczęło mnie trochę drażnić.

Inną sprawą, która mnie początkowo dezorientowała, to powiązania rodzinne między licznie występującymi postaciami, związanymi z głównym motywem powieści. Jest ich dosyć dużo, dlatego warto notować sobie, kto jest, kim i jakie pokrewieństwa ich łączą. Poza tym nie mam żadnych uwag, gdyż fabuła pochłonęła mnie całkowicie.


Cała historia jest fikcją, ale informacje dotyczące pandemii ospy są prawdziwe, więc otrzymujemy obraz tego, jak wówczas radzono sobie z tym problemem. Temat jak najbardziej jest na czasie, gdyż cały czas widmo pandemii covida krąży wokół nas. Akcja osadzona jest także w teraźniejszości w czasie pandemii koronowirusa, więc autorka zestawiła ze sobą podobne zagadnienia z dwóch różnych okresów czasowych. Posługuje się cytatami z ówczesnych gazet takich jak „Gazeta Robotnicza” i „Słowo Polskie”, które nadają historii wiarygodności. Pomysł na tę historię zrodził się w momencie, gdy pani Justyna Stanisz natrafiła w Internecie na artykuł o epidemii ospy mającej miejsce w 1963 roku.

„Wróciło” to kryminał z wątkiem sięgającym do przeszłości, więc mamy możliwość cofnąć się do czasów, gdy polska rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej, niż teraz. Autorka zgrabnie połączyła dwie przestrzenie czasowe i podobne problemy, które zajmowały społeczeństwo żyjące w latach 60. i obecnych. Pokazuje, że mimo upływu czasu, pewne elementy życia są stałe. Zmienia się jedynie  podejście do ich rozwiązywania oraz okoliczności. Bardzo podobali mi się wykreowani bohaterowie, zwłaszcza sympatyczni policjanci z komisarzem Wolskim na czele. Nieco mniej darzyłam sympatią Ewę Dębską, która potrafiła być nieprzyjemna, oschła, czasami arogancka, nieprzystępna i mało empatyczna. Gdy zaczynałam ją w pewnym momencie lubić, powieść się skończyła, więc mam nadzieję, że autorka wróci jeszcze do tych postaci w kolejnej, kryminalnej opowieści.

Justyna Stanisz jest dwukrotną laureatką konkursu na opowiadanie kryminalne i uczestniczką warsztatów literackich w ramach Międzynarodowego Festiwalu Kryminału we Wrocławiu w latach 2015 i 2016. Wrocławianka z wyboru. Z wykształcenia pielęgniarka i historyk. Zawodowo aktywna w branży medycznej.


Egzemplarz książki otrzymałam od portalu


Popularne posty