30 maja 2023

"Kroniki Saltamontes" - na mojej półce

 


Jakiś czas temu miałam możliwość przeczytania trzeciej części trylogii "Kroniki Saltamontes". Pomimo, że nie znałam wcześniejszych tomów, nie miałam problemów z wniknięciem w fabułę. Teraz ponownie mam możliwość spotkania się z bohaterami tej historii, ale tym razem będę mogła poznać ją od początku. A to wszystko dzięki autorce i wydawnictwu Pinus Media. 

Nie ma znaczenia ile masz lat, bo ta trylogia wciąga bez względu na wiek. 


Tom I Ucieczka z mroku

Wyobraź sobie książkę, która powoduje, że Twoje dziecko zaczytuje się w niej, a Ty jednocześnie masz pewność, że pozycja, którą trzyma w dłoni jednocześnie uczy i wychowuje, a treści w niej zawarte są nie tylko porywające ale i bezpieczne. Trylogia ,,Kroniki Saltamontes” napisana jest przez pisarkę pedagoga, która postanowiła, że między wierszami i porywającą przygodą będzie przekazywała wartościowe uniwersalne dla wszystkich ludzi treści, bez podziału na ludzi pod względem poglądów, koloru skóry i wyznania, skupiając się na tym co powinno ludzi łączyć – szacunku, tolerancji i przyjaźni.


Historia dwóch chłopców, którzy w trudnych czasach przemierzyli niemal całą Europę w poszukiwaniu miejsca na dom poruszyła już tysiące czytelników w Polsce i obecnie jest w trakcie tłumaczenia na język angielski.

Przeznaczona jest dla dzieci od 8 do 12 a nawet 100 lat oraz dla wszystkich tych, którzy cenią sobie współczesne książki przygodowe przyprawione odrobiną magii, morałem i złotymi myślami oraz książki, które poruszają aktualne i ważne tematy.

To pozycja mocno zapadająca w pamięć, jedna z tych, które zachowuje się w bibliotece dla następnych pokoleń i zawsze z przyjemnością do niej wraca.



Tom II Tajemnicze bractwo

Ciepły toskański wiatr na twarzy, smak oliwek, podroż do Hiszpanii, tajemnica Bractwa i…miłość nastolatków, która jest piękna, silna, trudna i…prawdziwa. Sielankowe życie przemieszane z historiami, które mogą dotknąć każdego, a wszystko to opisane z niezwykłą finezją i delikatnością powodując, że książkę, która porusza życiowe tematy może, a nawet powinno przeczytać dziecko, które stoi na starcie do dorosłości.

Kontynuacja przygód Adama i Aleksa, ich życie i perypetie po pięciu latach sprawiły, że wielu fanów pierwszej części trylogii jeszcze bardziej pokochało atmosferę i klimat ,,Kronik…”.

Druga część porwała czytelników do świata przygody i magii na tle sielankowego krajobrazu północnych Włoch i Hiszpanii udowadniając jednocześnie, że istnieją wartości ponadczasowe, które dotyczą każdego człowieka niezależnie od tego, w jakim miejscu świata się urodził.

,,Tajemnicze bractwo” przeznaczone jest dla dzieci 10-12 a nawet 100 lat, a przede wszystkim dla każdego marzyciela młodego duchem.


[tekst źródło www.kronikisaltamontes.pl]


Recenzja tomu trzeciego "Nowe Życie"
 a wkrótce  recenzje pierwszych dwóch części.



29 maja 2023

"Tysiąc uderzeń serca" - zapowiedź premiery

 PREMIERA 31 MAJA 2023 r.!



Na mojej półce pojawiła się książka Kiery Cass "Tysiąc uderzeń serca", która zachwyca okładką i zaciekawia opisem. pozostawiam poniżej notkę redakcyjną dla zachęty, a niedługo pojawi się moja recenzja. 

Zakazana miłość, ekskluzywne otoczenie królewskiego dworu, zapadająca w pamięć silna bohaterka i romantyczne uczucie na przekór powinnościom. Wszystkie uwielbiane przez czytelniczki wątki w jednej książce!

Miłość ma swój dźwięk. 
Brzmi jak tysiąc uderzeń serca jednocześnie.

Księżniczka Annika jest otoczona wszelkimi wygodami, ale żadne luksusy nie mogą zmienić tego, że nie ma władzy nad własnym życiem. Król, dawniej będący dla niej kochającym ojcem, stał się zimny i odległy, zaś Annika niebawem ma zostać zmuszona do zawarcia politycznego małżeństwa bez miłości.

Wiele kilometrów dalej Lennox prowadzi spartański tryb życia. Wstąpił do armii Dahrainu z nadzieją, że pewnego dnia odzyska władzę, która została mu odebrana. Dla Lennoksa sam koncept miłości to coś, co może mu tylko przeszkadzać w walce o wolność swojego ludu.

Na przekór wszystkiemu tych dwoje połączy miłość, która nie da im żadnego wyboru. Nieposkromiony rytm tysiąca uderzeń ich serc nie pozwoli im rozstać się na długo, mimo że szanse na to, by mogli być razem są tak niewielkie…

PREMIERA 31 maja 2023 r.



1380. - "Ołowiana godzina"


"Ołowiana godzina"
Aleksandra Pawłyszyn

Wydanie: Pierwsze
Data premiery: 3.03.2023 r.
Ilość stron: 242
Wymiary: 121x195 mm
Okładka: miękka ze skrzydełkami
ISBN: 978-83-8313-372-0
Wydawca: Novae Res
Moja ocena: 4/6

„Kiedy staje się twarzą w twarz ze swoimi potworami, trudno się do nich uśmiechnąć i przywitać jak ze starymi, dobrymi przyjaciółmi.”

Jednymi z czynników, które kształtują nasz charakter są niewątpliwe przeżyte doświadczenia, które mają różny potencjał. Jedne są delikatne, niepozostawiające po sobie koszmarnych wspomnień, ale są też i takie, które zapadają w pamięć z całą mocą, nie pozwalając na spokojne życie w dorosłym świecie, gdyż narodzone w przeszłości demony wciąż dają o sobie znać i wpływają na wiele aspektów życia. Tak stało się w przypadku bohaterki książki „Ołowiana godzina”, która ma za sobą zdarzenia, o których trudno zapomnieć.


Gdy poznajemy Ewę Nagocką, wydaje się, że jej życie biegnie tak, jak u wielu osób. Ma dobrą pracę w biurze projektowym, w której odnosi sukcesy, zakochanego w niej mężczyznę, urodę i w miarę stabilną sytuację. Jednak, gdy przyglądamy się jej bliżej, zaczynamy dostrzegać rysy, które powodują, że Ewa ma poczucie marazmu, a jej problemy wciąż narastają, dając wrażenie niespełnionych ambicji i pragnień. W związku z Pawłem wciąż powstają konfliktowe sytuacje. Oboje potrafią posprzeczać się o nieistotne sprawy, a tego dnia, gdy spotykamy ich po raz pierwszy na kartach książki, Ewa zostaje zwolniona z pracy. Wydawałoby się, że spotyka ją niezasłużona kara od życia, ale w wielu przypadkach Ewa jest sobie sama winna, gdyż nie liczy się z nikim, jest konfliktowa, opryskliwa, niezależna, pewna siebie i bezkompromisowa. Nawet wobec Pawła bywa oschła, zimna, wyrafinowana, zdystansowana, więc trudno ją polubić za to, w jaki sposób traktuje innych. Mimo to Paweł nie rezygnuje ze związku z nią, lecz stara się dociec, co takiego dzieje się w jej duszy, że Ewa zachowuje się właśnie tak, a nie inaczej. Wkrótce dociera do faktów, które pokazują, jaka ona jest naprawdę, a to, co przeżyła w przeszłości, jest dla niego trudne do pojęcia.


Zaczynając czytać debiutancką książkę pani Aleksandry Pawłyszyn, „Ołowiana godzina” nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, które na początku biegły jak w nie jednej powieści obyczajowej. Jednak zaliczenie jej do gatunku dramatycznego dawało podstawy do tego, by spodziewać się wielu emocjonalnych zdarzeń. Zaczęły się one pojawiać stopniowo, zaznaczać swoją obecność w życiu bohaterki i pokazywać swoje mroczne strony. Nie od razu było wiadomo, o co chodzi, gdyż autorka zastosowała oszczędność typowych opisów, a wszelkie emocjonalne i psychiczne stany Ewy wyraża poprzez formę tekstu i odpowiedni dobór zestawu słów, kropek, układu zdań, pojedynczych zwrotów oraz wierszy, w których zaznacza to, co dzieje się w duszy kobiety. To daje wrażenie niepokoju, natłoku myśli, bałaganu wspomnień i opanowującą bohaterkę rozchwianie emocjonalne. 


Nie od razu  odnalazłam się w tej fabule, gdyż autorka często zaczyna kolejny rozdział nie podając od razu, o kim w nim opowiada i jakie to ma znaczenie z główną bohaterką. Poza tym miesza przeszłość z teraźniejszością, więc pod tym względem można mieć niejednokrtotnie wrażenie chaosu scen, nieuporządkowanych zdarzeń i wątków. Poszczególne epizody dają wrażenie obrazów, które pozornie nie mają ze sobą nic wspólnego i czasami musiałam wrócić do wcześniejszych linijek tekstu. 

Powieść nie jest lekką opowiastką, mimo że została napisana przystępnym językiem, ale forma i poruszane w niej zagadnienia, pozostawiają po sobie wrażenie przytłoczenia tym, co przeżywała Ewa, jako dziecko. Po tym, co przeszła, nie dziwi jej postawa w dorosłym życiu i brak jakichkolwiek uczuć, gdyż to dorośli ludzie wyprali ją kiedyś z wszelkich odczuć, Dzięki narracji trzecioososobowej mamy możliwość poznać nie tylko jej przeżycia, ale też innych postaci, które są powiązane z przeszłością bohaterki. Tymi nietypowanymi formami autorka pozwala nam zajrzeć do umysłów poszczególnych osób, poznać ich nastroje, sposób postrzegania wydarzeń, ale wiele z nich przez większość fabuły pozostaje zagadką


„Ołowiana godzina” to dziwna książka, która nie od razu mnie wciągnęła, gdyż styl, w jakim jest napisana, niewiele wyjaśnia. Autorka nie stosuje oznaczeń rozdziałów, a jedynie odstępy pomiędzy poszczególnymi wątkami wskazują, że dany epizod dotyczy kogoś innego. Dużo w niej jest scen niezrozumiałych w danym momencie, jednak z czasem wszystko zaczyna być bardziej klarowne, a my dostrzegamy sens w pojawiających się zdarzeniach. Dopiero w ostatnich epizodach wszystkie puzzle układanki zostają złożone w całość i wyjaśnione wszelkie nieścisłości. Wówczas wszystko nabiera sensu. Poznając historię Ewy zaczynamy też rozumieć, dlaczego tak trudno jest jej na nowo ułożyć swoje życie. Nie jest to łatwe, gdy wciąż nawiedzają ją obrazy, niczym z mrocznego horroru.

Trudno mi było sobie wyobrazić, by taka historia zdarzyła się naprawdę i nikomu nie życzę, by tego rodzaju doświadczenia były udziałem kogokolwiek. Jednak natura ludzka zdolna jest do wielu wypaczeń, więc wszystko może się zdarzyć w rzeczywistości. 

Autorka stworzyła wprawdzie fikcyjną historię opowiadającą o ludzkiej podłości, która narodziła się z przeżytych traum pozostawiających po sobie nie tylko koszmarne wspomnienia, ale też poranione dusze, a tym samym okrutne, bezduszne, zobojętniałe pokręcone psychiczne osobowości.

O pisarce nie znalazłam żadnych informacji, więc nie jest mi wiadome, co zainspirowało ją do stworzenia takiej powieści. Swoją pierwszą książką pokazała, że tkwi w niej duży potencjał, który mam nadzieję, jeszcze lepiej będzie wykorzystany w kolejnych powieściach.

Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu:










26 maja 2023

1379. - "Umrzeć, żeby żyć"

źr. zdjęcia na tło: roozaneh.net

"Umrzeć, żeby żyć"
Krzysztof Malinowski

Wydanie: I
Data premery: 1.09.2022 r.
Ilość stron: 406
Wymiary: 205 × 145 mm
Okładka: miękka
ISBN 978-83-67139-22-9
Rodzaj publikacji: Ebook, Książka drukowana
Format ebooka: EPUB, MOBI, PDF
Wydawnictwo: Sorus
Moja ocena: 4/6

„Dobrzy ludzie zazwyczaj mają pod górkę, ale zawsze zwyciężają.”

Miłość to chyba najbardziej tolerancyjne uczucie na świecie, opisywanie w powieściach i filmach na wiele sposobów, ale jeszcze nie spotkałam się z takim podejściem, jakie przedstawił autor książki „Umrzeć, żeby żyć”.

Jej bohater, Szymon Grzegorzewski od najmłodszych lat czuł, że jest inny. Poznajemy go, gdy ma 6 lat i idzie właśnie ze swoją mamą do postoju taksówek drogą prowadzącą przez park. Odkąd pamięta zawsze obracał się wśród starszych kobiet, najczęściej nauczycielek, bo taki zawód wykonywała jego mama, dlatego nigdy nie był zafascynowany koleżankami w swoim wieku, lecz o wiele starszymi. Już będąc w szkole zwracał uwagę na uczące go nauczycielki, ale dopiero będąc w siódmej klasie spotkał tę, w której prawdziwie się zakochał i to uczucie naznaczyło jego życie na wszystkie lata.

Książka nie od razu mnie wciągnęła, gdyż z początku bohater opowiada nam o swoich preferencjach, latach dzieciństwa, czasach szkolnych i licealnych, więc obecne są dosyć obszerne opisy. Do tego bohater dosyć długo ukrywa swoje imię oraz unika nazywania pozostałych osób. Stosuje określenia typu „nauczycielka historii”, czy „moja nauczycielka”. Nie podaje też dokładnie jej wieku, a tylko zaznacza, jaka duża różnica ich dzieli. Trudno również określić, kiedy dzieje się akcja powieści, ale zaznacza, że były to czasy, gdy nie było komórek czy Internetu, więc można domyślić się, że autor zabrał nas kilkadziesiąt lat wstecz, do XX wieku. Tego rodzaju informacje zaczynają pojawiać się nieco później, stopniowo, począwszy od zdradzenia nam imienia ukochanej aż po określenie czasu wydarzeń, ale nie wprost. Mają one miejsce na dosyć rozległej przestrzeni czasowej, gdyż obserwujemy życie bohatera i jego perypetie uczuciowe od okresu dzieciństwa, aż po dorosłość. Nie brakuje niej typowo obyczajowych wątków, ale pojawiają się też bardziej dynamiczne w postaci osobistych dramatów, sensacyjnych sytuacji a nawet kryminalnych i psychologicznych elementów.

„Umrzeć, żeby żyć" to przede wszystkim opowieść o młodym człowieku, który pragnie być szczęśliwy, jednak droga do niego nie zawsze jest łatwa i trudna. Jej fabuła rozkręca się powoli, ale dosyć szybko wsiąknęłam w jej tempo, które biegło z różnym natężeniem. Nie brakuje w niej emocjonalnych sytuacji, smutnych nastrojów, refleksji, mądrych spostrzeżeń, więc przeczytałam ją z ciekawością. Bohater opowiada nam o sobie w narracji pierwszoosobowej, co dodatkowo wzmacnia przekazywane wrażenia. Jego perypetie związane są głównie z miłością do starszej od siebie kobiety. I nie chodzi tu o kilkuletnią różnicę wieku, ale, o co najmniej dwudziestoletnią. Tym samym autor porusza trudne zagadnienie związane z akceptacją społeczną tego rodzaju związku, który zawsze wzbudza sensację i powoduje często zdziwienie, a nawet spotyka się z potępieniem.

Pan Krzysztof Malinowski napisał bardzo przyjemną w czytaniu opowieść zwracając uwagę na piękno tkwiące w człowieku. Dla bohatera nie ma znaczenia wiek, lecz osobowość i piękno, jakie ukochana osoba nosi w sobie. To urocza historia miłości, ale też o radzeniu sobie ze stratą, tęsknotą, ludzką niechęcią, wzlotach i upadkach, radościach i nadziejach, ale też o niepoddawaniu się przeciwnościom losu i podążaniem za głosem serca.




Książkę przeczytałam, w formacie e-booka, 
dzięki Klubowi Recenzenta wydawnictwa Sorus




25 maja 2023

1378. "Doskonała para"

Recenzja przedpremierowa
Premiera 13.06.2023r.

źr. zdjęcia na tło: weselezklasa.pl

"Doskonała para"
Greer Hendricks & Sarah Pekkanen

Data premiery polskiej: 13.06.2023 r.
Data premiery angielskiej: 8 marca 2022 r.
Ilość stron: 472
Wymiary: 145 x 215 mm
Okładka: miękka
Tytuł oryginału: The Golden Couple
Tłumacz: Piotr Kuś
ISBN 9788382029086
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Moja ocena: 6/6


„Czasem musimy spojrzeć na nasze życie pod innym kątem, żeby rozpoznać dysfunkcje i zniszczenia.”


Patrząc z boku na nie jedną parę uważamy ją za idealną, bez problemów, po prostu szczęśliwą. Jednak bywa i tak, że dostrzegamy tylko pozory, czyli to co dane osoby pokazują światu: iluzję, którą razem tworzą ukrywając to, co naprawdę dzieje się u nich, gdy przebywają w swoich domowych pieleszach. Podobnie stało się w małżeństwie, którego historię poznajemy w powieści pt.: „Doskonała para”. W wersji angielskiej jej tytuł nosi nazwę „The Golden Couple”, co można przetłumaczyć, jako „Złota para” i za taką uznawani są państwo Bishopowie. Jak się wkrótce okazuje, nie wszystko jest złotem, co się świeci, a spod błyszczącej warstwy wyłaniają się ciemne rysy.

Avery Chambers jest znaną psychoterapeutką w Waszyngtonie głównie z tego, że jej sesje i przebieg pracy z klientami różni się znacząco od tradycyjnych. Wprawdzie utraciła licencję pięć miesięcy temu, ale nadal, jako konsultantka, cieszy się niesłabnącym powodzeniem. Wciąż zgłaszają się do niej osoby poszukujące pomocy i pragnące wyjść z problemów, by ponownie cieszyć się życiem. Jej metody są niestandardowe, ale skuteczne, gdyż ona sama uważa, że dzięki dokładnemu poznaniu klientów potrafi „zabijać dręczące ich demony”, zwalczyć ich fobie, lęki i wyprostować im ścieżki życiowe. Pewnego dnia do jej gabinetu przychodzą Marissa i Matthew Bishopowie, którzy wydają się parą niemającą poważnych problemów. Jednak na pierwszej sesji Marissa wyjawia, że nie była wierna swemu mężowi, ale chce ratować związek, gdyż nadal kocha męża, a poza tym bardzo zależy jej na szczęściu ich ośmioletniego synka Bennetta. To zapoczątkowuje szereg dziwnych zdarzeń pojawiających się wokół Bishopów, które wzbudzają niepokój, a nawet grożą niebezpieczeństwem.

okładka oryginału
źr. amazon.com
Nie od razu to zagrożenie jest widoczne, gdyż pierwsze rozdziały mają charakter bardziej obyczajowy. Książka została ujęta w kategorii thrillera psychologicznego, ale pobrzmiewają w niej elementy sensacyjne, a nawet kryminalne, chociaż te ostatnie nie są aż tak wyeksponowane.

Wszystko zaczyna się zwyczajnie, gdy poznajemy życiową sytuację, jaka może przydarzyć się każdej parze. Natura ludzka nie jest zbyt silna i bywa uległa wobec pokus, co przydarzyło się Marissie, gdy spotkała mężczyznę z czasów nastoletnich. Wówczas nie udało się im stworzyć związku, a ją los zetknął z Matthew, z którym spędziła swoje dorosłe życie będąc z nim w związku małżeńskim. Teraz właśnie zbliża się ich dwunasta rocznica, ale nie oznacza to dla nich radosnego świętowania, gdyż najpierw muszą poradzić sobie z problemami.

Avery też niepozbawiona jest kłopotów, z którymi nie potrafi się uporać. Jest nękana przez firmę farmaceutyczną Acelia, która dopuściła się nieuczciwych działań wypuszczając na rynek nowy lek o nazwie Rivanux, zwalczający migrenę. Ta informacja wyciekła do mediów, a tylko Avery zna tożsamość osoby, która jej o tym powiedziała. Avery ujęła mnie swoją osobowością, sprytem, inteligencją i dyskrecją.  Polubiłam ją niemal od początku, a całkowicie byłam po jej stronie, gdy przygarnęła psa rasy pitbul o uroczym imieniu Romero. Nikt nie chciał go zaadoptować ze względu na złą opinię, jaka przylgnęła do tej rasy. Avery początkowo zabierała go ze schroniska jedynie spacery, ale w końcu zdecydowała się dać mu stały dom i opiekę.

„Doskonała para” reprezentuje ten rodzaj thrillera, który ja bardzo lubię, gdyż niepokój powoli wsącza się w dziejące się zdarzenia pod wpływem wyłanianych faktów i tajemnic. Akcja toczy się nieśpiesznie, ale stopniowo wnikamy coraz bardziej w psychikę bohaterów i ich sekrety.

żr. zdjęcia: lubimyczytac.pl
Panie Greer Hendricks i Sarah Pekkanen skonstruowały powieść ze świetnie poprowadzoną fabułą złożoną z kilku wątków. Doskonale przemyślały sposób opowiadania tej historii, gdyż jest ona prowadzona poprzez spojrzenie Avery i Marissy prowadzone naprzemiennie, z tym że Avery przedstawia nam swoje przemyślenia i działania bezpośrednio w narracji pierwszoosobowej, natomiast Marissę poznajemy poprzez ujęcie trzecioosobowe. Nie wiemy, więc co robią pozostałe osoby z otoczenia tych bohaterek, co dodatkowo rodzi napięcie i ciekawość.

Wszystko razem składa się na intrygę złożoną z wielu trybików uruchamianych przez działania poszczególnych osób. Niektóre z nich wydają się klarowne i szczere, a niektóre wzbudzają podejrzenia i nieufność, tworząc ciekawy splot zdarzeń. Ten skomplikowany węzeł doprowadza nas do niespodziewanego, fascynującego i emocjonalnego obrotu spraw zwieńczający ostatnie rozdziały powieści. Każda z postaci, bez względu czy są one pierwszoplanowe czy drugoplanowe, wzbudza wiele kontrowersji i pytań. Przewodnim motywem jest kłamstwo, które pod różną postacią funkcjonuje w ich życiu i wydaje się, że każdy ma tutaj swoje sekrety, nie jest do końca szczery, a to z kolei udowadnia, że kłamstwo się nie opłaca a jedynie komplikuje życie.

Książkę przeczytałam, dzięki portalowi:


24 maja 2023

1377. - "Siódmy koci żywot"


"Siódmy koci żywot"
czyli
O Kocia Macierz, 
ale krymi-miau!
Beata i Eugeniusz Dębscy

Wydanie: I
Data premiery: 26.04.2023r.
Ilość stron: 336
Wymiary: 135 x 210 mm
Okładka: miękka ze skrzydełkami
ISBN 9788326841736
Wydawnictwo: Agora
Moja ocena: 6/6

„ludzkość by zwariowała, dowiedziawszy się, że my myślimy”

Powieści kryminalne to gatunek, po który sięga duża część czytelników przyzwyczajonych  do określonych schematów, według których toczy się fabuła, losy bohaterów i śledztwo.  I już myślimy, że nic nowego nie pojawi się w tym rodzaju literatury, aż tu nagle, pewnego dnia pojawia się „Siódmy koci żywot”, który wprowadza do kryminalnych historii zupełnie nową jakość i świeżość. Autorzy nadali, bowiem stworzonej przez siebie kryminalnej opowieści nieco lżejszego klimatu, a to za sprawą pewnej sprytnej „postaci”, która dołożyła swój pazur do trudnego śledztwa. 



Sheila
siedzi sobie na balkonie, gdy nagle przez szybę widzi jak jej pan, Jovan Dragosavljević pada martwy ugodzony nożem w swoim wrocławskim mieszkaniu.. Morderca zabiera laptopa i wychodzi, a Sheila nie rozumie, co się stało, czemu Jovan się nie rusza, leży  "skotowany" i dociera do niej, że ona zachowała się jak "ostatnia ogoniasta dupa", bo nie zrobiła nic, by zobaczyć twarz zabójcy. 

Sheila z pewnością mogłaby wszcząć alarm i potem opowiedzieć o tym, co widziała, ale jest jeden problem – Sheila jest biało- rudą kotką. Opowiada o tym jedynie nam, czytelnikom, a jej punkt widzenia i relacja z tego, co widzi pojawiają się, co pewien czas, zawsze w narracji pierwszoosobowej. Wkrótce zjawia się policja zaalarmowana przez sąsiadkę i zaczyna się żmudne śledztwo prowadzone przez komisarz Magdę Borkońską zwaną Viledą z pomocą podkomisarza Macieja Malickiego. Ich działania z kolei śledzimy z poziomu trzeciej osoby.
„Koty nie śpią po 24 godzin na dobę, jak myślą ludzie. Leżę, bo co mam robić innego?”

O Kocia Macierz! To było wspaniałe ponad 300 stron rozrywki wymieszanej z kryminalnym wątkiem. Czytałam różne opinie na temat tej książki, ale uważam, że wszystko zależy od tego, czego się oczekuje. Ja spodziewałam się lekkiej komedii kryminalnej, na co wskazuje już tytuł i się nie zawiodłam, gdyż świetnie się bawiłam, zwłaszcza, gdy do głosu dochodziła Sheila. Pod swoją opiekę wzięła ją, Borkońska, która dzięki temu kilka razy uniknęła niebezpieczeństw, ale też zaczęła podążać właściwym tropem. 

Bardzo podobała mi się relacja między nią i Sheilą, a to z kolei wpłynęło bardzo pozytywnie na toczącą się fabułę. Nie mamy, bowiem tutaj suchego śledztwa, lecz zabawny splot zdarzeń, który powoduje doprowadzenie sprawy do końca w sposób ekspresyjny i emocjonalny. Szczególnie rozbrajające były wtrącenia Sheili, która w zabawny sposób komentuje wydarzenia pokazując swój świat i tok rozumowania. Jej przemyślenia, spostrzeżenia, sposób widzenia rzeczywistości i podejmowane działania są kwintesencją tej opowieści doskonale uzupełniając fabułę, dzięki czemu nie raz wywoływały u mnie uśmiech.

„Siódmy koci żywot” to moje pierwsze spotkanie z pisarskim duetem Beaty i Eugeniusza Dębskich, mimo że mają za sobą kilka powieści kryminalnych. W wywiadzie udzielonym serwisowi lubimyczytac.pl powiedzieli, że nie jest „powieść po cyklu”, lecz powieść „wraz z cyklem”, gdyż w ich najnowszej powieści występują postaci znane z serii z Winklerem, ale dla mnie było to pierwsze z nimi spotkanie i nie miało w ogóle wpływu na poznawanie tej historii, gdyż stanowi ona odrębną całość poprowadzoną od początku do końca.


To książka zaskakująca w swojej formie i oryginalna. Z pewnością to zasługa kociego wątku pokazującego, że koty to inteligentne zwierzęta. Autorzy są zdeklarowanymi kociarzami, więc nic dziwnego, że zyskały one w tej powieści znaczącą rolę. Bez problemu potrafili wejść w koci umysł i pokazać wydarzenia z kociej perspektywy. Udowodnili tym samym, że kryminał nie musi być poważny, mroczny, brutalny ani ociekający krwią. Oczywiście nie brakuje ofiar, ale wszystko podane jest w swobodnym stylu z pobrzmiewającymi elementami sensacyjnymi. To razem daje niesamowitą mieszankę emocjonalną wymieszaną z humorem, policyjnym dochodzeniem i kocim pazurem.


Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu 




23 maja 2023

"Intrygi i namiętności" Tom II "Pojedynek" - zapowiedź


Już 25 maja 2023 r. premierę będzie miała druga część sagi "Intrygi i namiętności" pod tytułem "Pojedynek". W styczniu tego roku poznaliśmy pierwszą odsłonę, która zabrała nas w lata 90. XIX wieku. Moja recenzja TUTAJ.

Dziś na moją półkę trafił drugi tom serii, w której Henryk i Emilia Długopolscy jadą w podróż poślubną do Wiednia. Świeżo poślubieni, a już skłóceni małżonkowie zostają sami ze sobą, a może naprzeciwko siebie – jak w pojedynku. Kto zwycięży?Ich ojcowie, hrabia Alfred Długopolski oraz bankier Leon Złotkiewicz, uważają, że to małżeństwo powinno być udane – wszak Henryk jest przystojny i czarujący, a Emilia zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia. Co zatem może pójść nie tak?

A jednak wszystko idzie nie tak. Wkrótce Emilia dowiaduje się o powodach ślubu, a także odkrywa najgorsze wady swego małżonka.

Młody arystokrata toczy walkę z nałogami, a także z własnym sumieniem i honorem.

Emilia zaś musi dokonać wyboru pomiędzy powrotem do złotej klatki rodzicielskiego domu a białym małżeństwem. Pojawiają się też inne możliwości. Czy z nich skorzysta?

Ojciec Emilii wciąż marzy, że wychowa Henryka na swojego następcę.

Czy mu się uda?

Drugi po „Mezaliansie” tom porywającej sagi z cyklu „Intrygi i namiętności”.

WKRÓTCE MOJA RECENZJA!

20 maja 2023

1376. - "Przeznaczona diabłu" Tom II


"Przeznaczona diabłu"
Tom drugi
Aleksandra Możejko

Wydanie: I
Data premiery: 08.05.2023r.
Liczba stron: 258
Wymiary: 130x210 mm
Okładka: miękka ze skrzydełkami
ISBN: 978-83-8313-454-3
Wydawnictwo: Amare
Moja ocena: 6/6

„Będę diabłem, tak jak widzi mnie cały świat. Tak jak ona mnie widziała, kiedy ją poznałem.”

Gdy nienawiść spotka się z miłością, efektem może być jedynie niespotykana eksplozja emocjonalna, kipiąca niczym wrząca lawa. A gdy do tego dołączy pożądanie, wówczas skutki mogą być trudne do przewidzenia. Bohaterka pierwszej części dylogii „Przeznaczona Diabłu” miała już okazję przekonać się, jak mocna jest to mieszanka, a teraz w drugiej odsłonie, to odczucie jeszcze bardziej daje o sobie znać, gdyż dołącza do niej furia połączona ze złością wywołana poczuciem krzywdy.


Alessie poczuła, co to znaczy narazić się Diabłu, za jakiego uważany jest Antonio Bonettie, który po początkowym szoku, postanowił pokazać swoją prawdziwą naturę. Przez pięć lat on żył w bólu, tęsknocie, cierpieniu i wyrzutami sumienia. Teraz jest w nim tylko mrok, gniew, pustka i chęć pokazania jej, jaki potrafi być Diabeł, gdy zostanie zraniony. Uważa, że po tym, co Alessa mu zrobiła, ona nie zasługuje na nic poza jego złością.

Zresztą, nie dziwiłam mu się, gdyż nie popierałam decyzji Alessie, która ujawniła się w tym tomie. Finał pierwszej części nie zapowiadał takiego rozwiązania, po tym jak rozwalił mnie emocjonalnie. Teraz ona zbiera żniwo swoich wyborów, które okazały się błędem. Czasu nie da się cofnąć, ale żyć z wściekłym Diabłem też nie jest łatwo. Mimo że chwilami jej współczułam, to jednak doskonale rozumiałam Antonia.


„Coś, co raz już zostało rozbite, roztrzaskane na miliony kawałków, trudno na nowo poukładać. Człowiek może się starać skleić to najsilniejszym klejem, ale i tak będzie dostrzegał pęknięcia.”
Fabuła zaczyna się od momentu, gdy skończyła się część pierwsza, więc warto poznać wydarzenia wcześniejsze, gdyż mają one znaczenie w obecnie toczącej się rozgrywce między nienawiścią, a miłością. Od początku jesteśmy wrzuceni w ogrom emocji, wewnętrznych rozterek, ale też buzujących namiętności, które dają o sobie znać, mimo że złość kipi w Antonio za każdym razem, gdy się spotyka ze swoją żoną.

Pani Aleksandra Możejko nie obniża pisarskiej poprzeczki dając czytelnikowi moc emocjonalnych wrażeń. Wprawdzie ich intensywność i rodzaj są nieco inne, niż w pierwszym tomie, ale tam chodziło o całkowicie odmienne sprawy. Teraz toczy się walka między dwoma skrajnymi uczuciami, do których dołącza pożądanie i wciąż działająca chemia. Na szali uczuć z jednej strony stoją wściekłość, poczucie krzywdy, a z drugiej wciąż obecna w sercach obu bohaterów miłość. 

Alessie była naiwna myśląc, że wszystko wróci do normy po tym, co zafundowała swemu ukochanemu oraz innym bliskim jej osobom. Momentami było mi jej żal, ale z drugiej strony uświadamiałam sobie, że ona na to zasłużyła. Antonio po raz pierwszy był prawdziwie zakochany, gotowy zrobić wszystko, by jego ukochana była bezpieczna. Miał nadzieję, że razem dadzą radę wszelkim przeciwnościom. Dla niej zaczął się zmieniać, aż tu nagle ona jedną decyzją zburzyła wszystko, co do tej pory zbudowali razem, pozwalając uwierzyć, że odeszła na zawsze.


Dylogia stworzona przez panią Aleksandrę Możejko ma wszystko, co powinien zawierać rasowy romans mafijny, w którym można odnaleźć znane schematy, gdyż trudno ich uniknąć. Sztuką jest ubrać je w atrakcyjne szaty złożone z pasjonujących, ekscytujących i emocjonalnych warstw, by pragnąć poznać finał opowiadanej historii. Autorce udało się to doskonale, gdyż posługuje się ona niezwykle obrazowym stylem pisania i umiejętnie budowanym napięciem, wplatając w to erotykę w dobrym wydaniu i bez zbędnych epizodów, opisów czy dialogów tworzy wciągające historie z charakterystycznymi, silnymi i wyrazistymi bohaterami. Bez problemu można poczuć buzujące emocje, które dają o sobie znać w różnej postaci. Odpowiednimi słowami, porównaniami, czy nawet jednym słowem oddaje klimat chwili, stan emocjonalny danej osoby, rozterki, cierpienie czy miłosne uniesienie.


W tle również rozgrywają się pasjonujące wątki, zwłaszcza te dotyczące przyjaciółki Alessie, Samanthy, która teraz, po pięciu latach rozłąki, nie przypomina dawnej siebie. Jest wrakiem pod względem psychologicznym, ofiarą przemocy domowej i toksycznego związku. Niestety, dopóki sama nie będzie chciała wyzwolić się z tego piekła, niewiele można zrobić. Na szczęście Alessie nie odpuszcza tak łatwo i ma nadzieję, że odzyska zarówno miłość swego męża, jak i przyjaciółkę. Zarówno Sam, jak i Max także mają możliwość ujawnienia swoich przemyśleń i problemów, gdyż ich wypowiedzi pojawiają się jako osobne wątki, jednak chętnie poznałabym ich historie dokładniej. Intrygującą postacią była według mnie Adrianna, kobieta, z którą Antonio współpracuje i nie raz korzysta z jej pomocy. Uważam, że ona zasługuje na osobną opowieść, gdyż jej osobowość i z pewnością ciekawa przeszłość, ale też obecne wydarzenia dają podstawy do kolejnej wciągającej powieści.

Druga część historii pt.: „Przeznaczona Diabłu” to świetna kontynuacja, w której nie brakuje mocnych wrażeń, intensywnych zbliżeń, walki z samym sobą, a przede wszystkim miłości, która „jest jedną z najgorszych i najwspanialszych rzeczy”, jakie mogą przytrafić się ludziom sobie przeznaczonych.





Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu:





19 maja 2023

1375. - "Tamarynd"


"Tamarynd"
Marząc o lepszym jutrze
Żaneta Pawlik

Wydanie: I
Data premiery: 28.03.2023 r.
Ilość stron: 376
Wymiary: 140x205 mm
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
ISBN 978-83-8202-854-6
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Moja ocena: 6/6

„Niewiele trzeba, by znaleźć się po ciemnej stronie życia.”

Powyższy cytat doskonale oddaje charakter najnowszej powieści pani Żanety Pawlik pt.: „Tamarynd”, która w podtytule sugeruje życiową, a więc i niełatwą opowieść. To było moje drugie spotkanie z tą pisarką, która po raz kolejny dostarczyła mi moc wrażeń i przeżyć. Wprawdzie nieco innych niż w swej debiutanckiej książce „Mowy nie ma!”, ale równie intensywnych i urozmaiconych.


Anna Piechucka, a właściwie Liliana Piechucka, wraca właśnie do Polski po rocznej nieobecności w rodzinnych Katowicach. Zostawia za sobą trudny okres życia i planuje rozpocząć wszystko od nowa. Rozpoczyna pracę w miejscowym Centrum Psychiatrii, jako pielęgniarka. Wynajmuje kawalerkę, której daleko do przytulnego mieszkania, ale mimo to Anka ma nadzieję, że najgorsze ma za sobą i z optymizmem patrzy w przyszłość. 

Pierwszy dzień w pracy nie należy jednak do najprzyjemniejszych, a spotkanie w domu rodzinnym kończy się jak zwykle kłótnią, więc początek pobytu w Polsce nie daje okazji do dobrego nastawienia. W jej życiu pojawia się sporo osób, które wpływają na jej decyzje, dostarczają zarówno powodów do zmartwień, frustracji, jak i radości. Jednym z nich jest przystojny i sympatyczny policjant, Franek Małecki, który nie jest wolny od swoich zmartwień. Jest mężczyzną po czterdziestce, ma za sobą rozwód, po którym pozostały mu obawy przed kolejnym związkiem, więc do znajomości z Anką podchodzi ostrożnie. Jego dumą jest dorosła córka Agata, która razem z narzeczonym planuje wspólną przyszłość. Jednak problemów dostarcza wciąż była żona, Iwona, która nie do końca pogodziła się z zakończeniem małżeństwa.


Wzrok przykuwa urocza okładka książki i to ona najpierw zmotywowała mnie, by po nią sięgnąć. Tytuł brzmi intrygująco, a notka na końcu książki nie oddaje całkowicie tego, co znajduje się za tak uroczą oprawą. Zaznacza tylko początek zdarzeń, która śledzimy na ponad 37 stronach.

Tamarynd to indyjska roślina, więc spodziewałam się wątku związanego z krajem jego pochodzenia. I taki motyw się pojawił, jako marzenie do zrealizowania i element ubioru w postaci bransoletki, którą Anna otrzymała od swej przyjaciółki Jadwigi. Gdy zaczynała pracę w szpitalu psychiatrycznym, ich znajomość zaczęła się niezbyt przyjemnie. Jadźka, która była zatrudniona jako salowa, od początku uprzedziła się do nowej pracownicy. Z czasem pojawiły się sytuacje, dzięki którym obie kobiety połączyły przyjacielskie więzy. Jednak nie były one na tyle silne, by Jadwiga chciała zwierzyć się koleżance ze wszystkich swoich zmartwień. Pokazywała światu swoją pozytywną stronę przybierając maskę osoby silnej, radosnej i beztroskiej. Wiadomym było tylko, że kilka lat temu straciła córkę, a jej mąż odsiaduje karę w więzieniu.


W tej powieści spotykamy wiele osób z różnymi problemami  i o każdej z nich dowiadujemy się w trakcie pojawiania się kolejnych wydarzeń w życiu bohaterki. Anka jest w niej główną osią, wokół której toczą się kolejne epizody, a wraz z nimi poznajemy poszczególne postacie. Każda z nich dźwiga swój bagaż doświadczeń, zmartwień, wzbudzając przy tym różne emocje. Jedni dają się lubić od razu, a wobec innych potrzeba więcej na to czasu, ale są też takie osoby, do których trudno mi było przekonać się niemal do końca. Taką postacią jest na przykład matka Anki, Maria, która reprezentuje  tę część społeczeństwa, która polega tylko na zdaniu proboszcza, chodzi do kościoła, modli się, deklaruje wiarę w Boga, ale tak naprawdę nie ma w sercu odrobiny miłości i empatii wobec najbliższej osoby. Potrafi sączyć jadem i wciąż doprowadza do kłótni ze swoją córką. Zupełnie inną osobą jest jej mąż, Lucjan, który jest postacią epizodyczną, ale dał się poznać, jako spokojny mężczyzna kochający swoje dzieci, a nawet swoją krnąbrną żonę.


Powieść „Tamarynd” przypomina barwny kolaż z jasnymi i ciemniejszymi plamami, wieloma odcieniami złożony z historii kilku osób doświadczonych na różne sposoby przez los. Każda z nich pozostawiona jest ze swoimi myślami i zmartwieniami, skrywając często przed innymi swoje prawdziwe oblicze. Ich historie sprawiają wrażenie autentycznych i prawdziwych, mimo że powieść zawiera fikcyjne zdarzenia, stąd z łatwością wnikamy w ich umysły i odczucia, mając swoje własne przemyślenia w danym temacie.

Fabuła biegnie dosyć szybko, gdyż dzieje się w niej dosyć dużo ze względu na sporą ilość wątków. Autorka zastosowała w niej narrację trzecioosobową, dzięki czemu możemy zajrzeć do umysłu i duszy każdej z pojawiających się osób. Często przeszłość przeplata się z teraźniejszością, gdyż w obecne zdarzenia są wpasowane obrazki z wcześniejszych lat. Nie mają one wyraźnego oznaczenia przybierając formę refleksji lub wspomnień. W ten sposób poznajemy lepiej poszczególnych bohaterów i ich tajemnice.


Tak duża ilość osób nie daje poczucia chaosu, gdyż autorka zgrabnie lawiruje pomiędzy poszczególnymi wydarzeniami i łączy wszystko w jedną całość. Przedstawia ich losy stopniowo, naprzemiennie, dając poznać coraz lepiej każdą z postaci. Wszyscy okazują się w tej opowieści ważni, a poprzez ich historie powstał, w pewnym sensie, portret społeczeństwa wraz z problemami dotykającymi współcześnie dużą rzeszę ludzi. Dodatkowo autorka pokazuje realizm tzw. opieki zdrowotnej pod kątem uzależnień, różnych chorób, w tym psychicznych. Wyłania się nieudolność polskiego systemu zdrowotnego i błędy, które prowadzą do pogorszenia stanu pacjenta. Tutaj dobrym przykładem jest siostra Anny, Karolinka, która prawie straciła wzrok w wyniku niewłaściwie przeprowadzonych kilku operacji. Dopiero skierowanie do renomowanego profesora poza granice Polski zakończyło się sukcesem, ale wymagało dużych nakładów finansowych. To kosztowało Annę ogromne poświęcenie siebie, wyjścia ze swojej strefy komfortu, by z zgromadzić odpowiednią sumę pieniędzy dla ukochanej siostry. 

O książce można by pisać jeszcze dużo więcej, gdyż jest ona wielowymiarowa i wielowątkowa, więc nie jest możliwe przedstawienie w recenzji wszystkich poruszanych zagadnień. Całkowicie zgadzam się z rekomendacjami zamieszczonymi na skrzydełkach okładki, gdyż z pewnością jest to powieść obok której trudno przejść obojętnie. 

Jedyne, co mnie nieco zwiodło to zakończenie, ponieważ powieść skończyła się w takim momencie, który mógł być jeszcze bardziej rozwinięty. Zabrakło mi konkretnego, bardziej dokładniejszego opisu finałowych zdarzeń. 

Zawsze, bowiem czytając jakąś książkę, zwłaszcza dobrą, mam obawy, co do ostatnich scen, gdyż osobiście lubię pełniejsze kumulacyjne sytuacje, które nastroją mnie pozytywnie, zanim ujrzę napis KONIEC. W powieści „Tamarynd” nie miałam odczucia, że zawarta w niej historia wybrzmiała do końca. Pozostał lekki niedosyt, ale może właśnie o to autorce chodziło.




Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu:

 


Popularne posty