„Słowa są warte jedynie tyle,
ile czyny, które za nimi stoją.”
Literatura fantasy nie jest tym gatunkiem, który wybieram najczęściej, ale jeśli jest w nim wątek romantyczny i historia nie jest przerażająca, wówczas ulegam pokusie. W przypadku książki pt.: „Tkająca wiatr” dodatkowym atutem było jej wydanie. Jej wygląd i grafika jest po prostu powalająca. Energetyczne, żywe kolory okładki, barwione brzegi, zszywany grzbiet i twarda okładka to mocny akcent zwracający na siebie uwagę.
Od pierwszych stron, bez zbędnych, długich opisów fabuła wprowadza nas w konkretną sytuację, gdy bohaterka znajduje się w niezbyt ciekawej sytuacji. Wie, że za chwilę może zginąć. Znajduje się w rękach najeźdźców, którzy polują na elfy i półelfy, a wraz z nią likwidowane są wszelkie przejawy magii nazywanej tutaj maegią.
Piękna kraina Anwyn zamieniła w miejsce targane strachem, pożogą i śmiercią popada w ruinę. Półelfka Rhya Fleetwood traci powoli nadzieję na ratunek, gdy zjawia się tajemniczy i mroczny dowódca oddziału Scythe, który niespodziewanie staje się jej wybawcą. Jednak czy na pewno? Jego postawa wobec niej - rozkazująca, nieznosząca sprzeciwu i sposób, w jaki ją traktuje nie wskazuje na dobre zamiary. Nie mówi jej dokąd zmierzają i co ją czeka. Wie jedynie, że Scythe nie chce jej skrzywdzić, a ich celem jest odległa Norlandia. Prawda wyłania się stopniowo w czasie pokonywania kolejnych etapów drogi. Wszystko wskazuje, że przyczyną tego, że Rhya jest przez niego zabrana i pilnowana łączy się ze znamieniem, jaki ona ma na swoim ciele od urodzenia. Wkrótce dowiaduje się, że jest Reliktem, kimś kto potrafi władać wiatrem. Problem w tym, że Rhya nie wie, jak nad tym wszystkim zapanować, komu zaufać i jaka jest jej rola.
Książka jest dosyć ma ponad 530 stron, ale w ogóle tego nie czuć, bo dosyć szybko przewracałam kartkę za kartką, by poznać dalszy ciąg jakiejś sceny. Autorka umiejętnie rzuca czar na czytelnika, owijając go swoimi energiami. To moc, która ogarnia coraz mocniej z każdą stroną. Początkowo wir powietrza jest niewielki, ale im dalej, im mocniej wnikamy w fabułę, tym powiewy są coraz silniejsze, aż dochodzą niemal do fazy huraganu.
Wyraźnie można zauważyć motyw od nienawiści do miłości oraz motyw literatury drogi, jednak ujęte w klimat fantastyki sprawiają, że historia nabiera nieco romantycznego charakteru. Jest to ciekawe tym bardziej, że widzimy wydarzenia oczami Rhyi, więc tak jak ona nie wiemy wszystkiego, w tym, też nie znamy powodów postępowania Scythe’a. Razem z bohaterką odkrywamy tajemnice i dowiadujemy się o niej coraz więcej, ale z jej punktu widzenia. Także wszelkie sytuacje, walki, pojawiające się zjawiska zostały opisane bardzo sugestywnie, więc mamy wrażenie bezpośredniego uczestniczenia w akcji.
W powieści „Tkająca wiatr” Julie Johnson z niezwykłą dbałością buduje fantazyjny świat, dopracowując każdy jego element, a jej dynamiczny, sugestywny styl wciąga bez reszty. Kreuje uniwersum wyjątkowe i pełne życia, które na długo zapada w pamięć. Zarówno czytelnicy dopiero rozpoczynający przygodę z romantasy i fantastyką, jak i ci bardziej doświadczeni, bez trudu zanurzą się w złożonym, pięknie wykreowanym, momentami chaotycznym, a przy tym hipnotyzującym świecie Anwyn. To znakomite połączenie epickiej fantastyki i poruszającego romansu, które z jednej strony nie unika trudnych, mrocznych tematów, a z drugiej potrafi tchnąć w historię nadzieję i optymizm.
To świetnie napisane romantasy, w którym magia i przygoda nabierają rozpędu, gdy bohaterka okazuje się być kluczem do starożytnej przepowiedni, a uwolniona przez nią siła może uratować królestwo pod warunkiem, że nauczy się nad nią panować. Pod płaszczykiem niezwykle barwnej, fantazyjnej opowieści kryją się realne zagadnienia. Przede wszystkim Rhya stopniowo odkrywa swoje prawdziwe przeznaczenie i swoją moc poprzez to, co przeżywa, czego doświadcza i co sobie uświadamia. Jest to zatem opowieść o odkrywaniu siebie poprzez własne doświadczenia, dzięki odwadze, zdobytym umiejętnościom i przyjęciu daru, jakim los ją obdarzył.
„Tkająca wiatr” to historia o dojrzewaniu i samopoznaniu, która przypomina, że każde doświadczenie – nawet to bolesne – niesie ze sobą lekcję. Droga, którą przechodzi bohaterka, pozwala jej coraz lepiej zrozumieć samą siebie, odnaleźć wewnętrzną siłę, nauczyć się panować nad emocjami i własnym losem. Z czasem dostrzega też, że świat nie jest czarno-biały: nie każdy wróg okazuje się zagrożeniem, a nie każdy sprzymierzeniec zasługuje na zaufanie. To właśnie dzięki temu, co przeżywa bohaterka, odkrywa swoją tożsamość, wzmacnia się wewnętrznie i uczy, że pozory potrafią mylić, a zaufanie bywa największym ryzykiem.
I wiecie co? Taką fantastykę zaczynam lubić, która poza barwną fabułą i wykreowanym światem oferuje również głębszą warstwę znaczeń, odkrywaną stopniowo w trakcie lektury.
Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem
Data premiery polskiej: 21.10.2025r.
Data premiery wersji angielskiej: 08.04.2025r.
Ilość stron: 544
Okładka: twarda
Wymiary: 140 x205 mm
Tytuł oryginalny: The Wind Weaver
Tłumaczenie: Anna Reszka
ISBN: 978-83-8335-671-6
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Moja ocena: 6/6 a nawet 6+










Świetna recenzja! Bardzo podoba mi się to porównanie tempa akcji do rosnącego wiatru – od lekkiego powiewu po huragan. Twoje opisy są tak sugestywne, że mimo iż fantasy to nie zawsze mój pierwszy wybór, poczułam się zachęcona do sięgnięcia po historię Rhyi. A wydanie rzeczywiście prezentuje się obłędnie na zdjęciach! Teraz muszę ją przynajmniej przejrzeć w księgarni.
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Tak jak napisałam wyżej, też nie jestem fanką fantasy, ale ta historia bardzo mi się podobała. Oczywiście każdy może to odczuwać inaczej. Ja jestem pod wrażeniem i czekam na drugi tom.
Usuń