„Moody. Historia jednego masażu”
Penelope Ward
„Życie jest pracą w toku, serią wzlotów i upadków. To, co się liczy, to żebyśmy wstawali po każdym upadku i ruszali dalej.”
Masaż to relaksująca technika, która przynosi ukojenie, rozluźnia ciało, poprawia krążenie krwi, wzmacnia odporność i ogólnie wpływa pozytywnie na nasze samopoczucie. Każdy, kto kiedykolwiek korzystał z tej formy terapii, dobrze wie, jak skuteczna potrafi być. Jednak w książce „Moody. Historia jednego masażu” ten zabieg okazuje się czymś znacznie więcej. Staje się drogą do odkrycia sekretów, o których bohaterka nie miała pojęcia.
Wren McAllister pracuje w firmie „Elite Massage” jako masażystka, oferując usługi z dojazdem do klienta. Mówi o swojej profesji, że zarabia na życie, sprawiając, by ludzie czuli się lepiej – bez potrzeby stosowania leków czy bolesnych zabiegów. Kilkanaście minut profesjonalnie wykonanego masażu wystarczy, aby poprawić samopoczucie, a Wren doskonale opanowała tę sztukę, dzięki czemu nie brakuje jej klientów.
Tego dnia, gdy ją poznajemy, otrzymuje nowe zlecenie z firmy. Jej klientem ma być Dax Moody, który od pierwszej chwili robi na niej ogromne wrażenie, zarówno pod względem wyglądu, jak i przepychu, jaki go otacza. Spotkanie nie przebiega jednak tak, jak się spodziewała, bo do masażu nie doszło, a ona jest przekonana, że już nigdy Moody nie będzie chciał skorzystać z jej usług. Ku jej zaskoczeniu, wkrótce otrzymuje wiadomość od szefowej, że Dax ponownie zwraca się do firmy z prośbą o masaż, zaznaczając, że chce, by wykonała go właśnie Wren. Tym razem też do masażu nie dochodzi, bo okazuje się, że Moody potrzebował bardziej przyjacielskiej rozmowy, niż rozluźniającego masażu.
Z czasem między nimi zaczyna tworzyć się coraz silniejsza więź a ich relacja opiera się na szczerości, wspólnie spędzanym czasie i powierzaniu swoich myśli. To niewątpliwa siła tej powieści, gdyż nie ma w niej złości, czy fochów, ale dużo rozmów, w których bohaterowie otwarcie dzielą się swoimi uczuciami i przeszłością. Jednak okazuje się, że nie o wszystkim Dax jej mówi, a prawda, którą w końcu ujawnia, wywraca świat Wren do góry nogami.
Poza tą dwójką, istotną rolę odgrywają także inni bohaterowie: trzynastoletni Rafe, którym Moody się opiekuje, Shannon – kobieta po czterdziestce pomagająca mu prowadzić dom oraz Winston – uroczy kudłaty pies w typie owczarka staroangielskiego. Ich obecność dodaje tej historii autentyczności i ciepła.
Z początku „Moody. Historia jednego masażu” może wydawać się kolejnym klasycznym romansem, który podąża utartymi schematami. Jednak szybko okazuje się, że ta książka to nie tylko opowieść o miłości, ale też o wyborach i decyzjach, które mają wpływ na życie bohaterów. Moody ujmuje swoją osobowością i troską o Rafe’a, mimo że chłopiec wykazuje wciąż niechęć do kontaktu. Wbrew pozorom nie jest zadufanym w sobie człowiekiem, lecz kimś, kto ma wrażliwą duszę gnębioną poczuciem winy. Ma za sobą trudną przeszłość, podobnie jak Wren i to ich łączy od początku. Ona zaraża optymizmem i pokazuje, że można na każdą sprawę spojrzeć inaczej, dostrzec światełko nadziei.
Penelope Ward zachowała konwencję narracyjną, którą zastosowała również w książce „Zwodniczy los”, którą miałam przyjemność niedawno przeczytać. Choć każda z tych historii jest jednotomowa i niezależna, łączy je podobna struktura. Autorka dzieli fabułę na dwie części i buduje dramatyczne przeszkody, które stają na drodze zakochanym. W większości jej powieści to kobiece bohaterki trzymają dystans, jednak w „Moody. Historia jednego masażu” to Dax hamuje rozwój relacji. Twierdzi, że nie ma czasu na miłość i stały związek, ponieważ jego priorytetem są praca oraz opieka nad Rafe’em, który od dwóch lat nie wypowiedział ani jednego słowa. Milczenie chłopca wpływa na jego trudności w szkole, relacje z rówieśnikami i codzienne życie. Dax dostrzega, że obecność Wren ma pozytywny wpływ na Rafe’a, a jednocześnie koi jego własne zbolałe serce. Jednak wciąż pozostaje przekonany, że nie zasługuje na Wren. To nie jedyna przeszkoda, która utrudnia im zbliżenie – mimo wyraźnej chemii między nimi, bo na jaw wychodzą fakty jeszcze bardziej komplikujące ich historię.
„Moody. Historia pewnego masażu” to świetnie poprowadzona opowieść, która ma w sobie ten szczególny, ujmujący urok, który otula swoim klimatem. Penelope Ward po raz kolejny nie zawiodła moich oczekiwań, tworząc wciągającą historię, której postacie i kojące serce rozmowy, okazujące się balsamem i leczniczym masażem dla duszy. Mimo kilku schematycznych elementów, wiele wydarzeń mnie w niej zaskoczyło i głęboko poruszyło. Autorka podkreśla, że miłość pokonuje wszelkie przeszkody, a życie przeszłością nie prowadzi do szczęścia. Na nią nie mamy wpływu, ale to, co zrobimy tu i teraz, jakie decyzje podejmiemy, ma wpływ na przyszłość, więc na teraźniejszości powinniśmy się skupiać najbardziej.
Egzemplarz książki otrzymałam w ramach współpracy z portalem
Data premiery w Polsce: 17.12.2024r.
Data premiery oryginału: 22.08.2022r.
Wymiary: 140x208 mm
Ilość stron: 288
Okładka: miękka
ISBN: 978-83-289-0613-6
Tytuł oryginalny: Moody
Tłumaczenie: Olgierd Maj
Wydawnictwo: Editio Red
Moja ocena: 5/6
Jestem ciekawaz czy uległabym temu klimatowi książki.
OdpowiedzUsuńTo musi być gorąca książka. 😁
OdpowiedzUsuńNa pewno zachęciło mnie do lektury to, że ta książka nie jest typowym romansem.
OdpowiedzUsuńI to jest zdecydowanie propozycja książkowa dla mnie 🙂
OdpowiedzUsuńOj tak. Rozpamiętywanie przeszłości do niczego dobrego nie prowadzi :)
OdpowiedzUsuń